Saper Romney

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mitt Romney (fot. EPA/NEIL MUNNS/PAP)
W Warszawie i Gdańsku, podczas wizyty już niemal pewnego kandydata Partii Republikańskie na prezydenta USA, padną deklaracje o zniesieniu wiz i o sojuszu Polski z Ameryką. Ale Romney ma Polakom niewiele do zaoferowania.
Jedynymi sprawami do załatwienia między Waszyngtonem i Warszawą są zniesienie wiz oraz restytucje lub odszkodowania za mienie utracone przez obywateli polskich po II wojny światowej, na co od lat naciska lobby żydowskie.

W pierwszej ze spraw Romney nie ma żadnej mocy sprawczej – nawet jeśli wygra wybory, to decyzję na temat wiz podejmie Kongres. Reprywatyzację Romney będzie raczej pomijał milczeniem, bo nie zależy mu na tym, aby drażnić gospodarzy.

Rzeczywiste powody wizyty Romney’a są do bólu pragmatyczne. Jego sztab wyborczy najwyraźniej doszedł do wniosku, że republikańskiemu kandydatowi potrzebne będą głosy Amerykanów, pochodzących z Europy Środkowej. I to nawet nie tych z największych skupisk Polonii w Chicago i w Nowym Jorku. Oba te stany z punktu widzenia kampanii Romney’a są stracone, ponieważ obowiązuje w nich zasada „zwycięzca bierze wszystko” i niemal na pewno przypadające na nie głosy elektorskie zapisze sobie na koncie obecny prezydent. Stawką w grze są więc głosy Amerykanów polskiego pochodzenia w kilku kluczowych stanach Środkowego Zachodu, przede wszystkim w Ohio, Indianie i Michigan. Tamtejsi Polonusi to już najczęściej drugie lub trzecie pokolenie imigrantów, ale ciągle odczuwające więź ze starą ojczyzną. Jesienny wyścig wyborczy może okazać się tak zacięty, że o wyniku przesądzi poparcie jakiegoś stosunkowo niewielkiego bloku wyborców w jednym z tzw. swing states, czyli stanów, które w kolejnych wyborach prezydenckich głosują bądź na Demokratę, bądź na Republikanina. I to te głosy – potomków emigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej - są Romney’owi bardzo potrzebne.

Więcej o wizycie Mitta Romney'a w Polsce będzie można przeczytać w artykule Jakuba Hałupki w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".