Niebo w wersji demo

Niebo w wersji demo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Umieranie wcale nie jest takie straszne jak je sobie wyobrażamy (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Spadam, czekam na uderzenie, już widzę grudy ziemi, ale nie czuję pier….nięcia. Zamiast niego jest długi, pulsujący tunel ze światłem na końcu – opowiada Krzysztof Fus. Podobnie jak wielu innych, którzy przeżyli śmierć kliniczną, jest przekonany, że przez chwilę był w raju. Jak tam jest?

Pierwsza myśl jaka przyszła do głowy Krzysztofowi Rudolfowi, kiedy znalazł się już w niebie była raczej mało podniosła. – Pomyślałem sobie: „O, kurwa, jakie to proste”. Jak to łatwo jest umrzeć – opowiada Rudolf. Miał 30 lat kiedy serce zatrzymało mu się w wiosenne popołudnie w centrum Warszawy. – Duszę się, upadam na ziemię, przestaję widzieć, potem czuć. Po chwili przechodzę przez niewidoczną granicę gdzie nie ma ani bólu ani lęku. I już. Po wszystkim. Umieranie wcale nie jest takie straszne jak je sobie wyobrażamy. – opowiada Rudolf.

Krzysztof Fus, legenda polskich kaskaderów, też coś może o tym powiedzieć. Umierał w życiu wiele razy. Właściwie to mógłby z umierania napisać doktorat. - 95% scen które zagrałem w życiu kończyło się śmiercią. – mówi Fus. Umierał za największe tuzy polskiego kina. Cybulskiego, Holoubka, Mikulskiego. Za siebie, Fusa, też umierał. Trzy razy był w stanie śmierci klinicznej. Po raz pierwszy kiedy kręcąc „Znicz olimpijski” skakał z kolejki linowej na Kasprowym Wierchu. Miał zeskoczyć na najbliższą gałąź drzewa. Dwa razy się udało, ale Fus mówi, że jest perfekcjonistą. Nie podobało mu się jak leciał, chciał więc koniecznie spróbować po raz trzeci. –Wstrzymuję oddech, odbijam się jak zawsze z lewej nogi, już mam wylądować na gałęzi, ale wiatr cofa mi kolejkę spod nóg i spadam. Jako stary spadochroniarz wiem, że muszę zginąć, bo upadku z 40 metrów nikt nie przeżyje, ale jeszcze w powietrzu staram się upaść padem judowym, byle nie nogi, bo połamię kręgosłup. Spadam, czekam na uderzenie, już widzę grudy ziemi pomieszane ze śniegiem, ale nie ma pier……nięcia. Zamiast niego jest długi, pulsujący tunel z rozproszonym światłem na końcu. – opowiada.

(…)

- To wszystko jest tak niesamowite, że sam się pytałem siebie: a może mi się to przyśniło? –mówi Krzysztof Fus- Ale potem miałem okazje skonfrontować moje własne odczucia z dziesiątkami relacji innych ludzi. Wcześniej o nich nie słyszałem, ale zacząłem się tym interesować po moim wypadku. Okazało się, że w 95% ci ludzie widzieli to samo co ja. To nie chodzi o zwykle fizjologiczne odruchy, przyspieszone bicie serca, utratę przytomności i tak dalej. One mogą być takie same. Ale niemożliwością jest żeby ludzki mózg bez udziału jakiejś większej siły przełożył te przeżycia u różnych ludzi na takie same obrazy– tłumaczy Fus

Kiedy pytam dr Andrzeja Opuchlika, neurologa z Centralnego Szpitala Klinicznego w Warszawie o to jak to możliwe, że te wizje są do siebie bardzo podobne, odpowiada, że nie ma w tym nic dziwnego. – Akt umierania z którego ludzie wracają polega na ostrym niedokrwieniu mózgu, które jest jednak odwracalne. Za każdym razem przebiega w podobny sposób, bo ludzie na całym świcie mają podobnie zbudowane mózgi. Ostre zaburzenia krążenia wywołują u ludzi podobne zmiany krążenia w mózgowiu, stąd podobieństwo przeżyć- tłumaczy dr Opuchlik. Np. widzenie tunelowe, które pojawia się w niemal u każdego kto przeżył śmierć kliniczną, znane jest też w psychiatrii. – Związane jest z elementami histerii, paniki czy lęku. W takich sytuacjach pojawia się właśnie wizja tunelu, można więc założyć, że podobne odczucia ma człowiek, który znajduje się w bezpośrednim zagrożeniu życia- tłumaczy doktor Opuchlik.

Profesor Jerzy Vetulani, wybitny polski neurobiolog, dodaje, że w przypadku zjawisk okołośmiertnych uczucie błogości może wynikać z chemicznych procesów w mózgu. – W Stanach robiono badania na psach. Zabijano je i poddawano badaniom. W czasie umierania efekty będą przyjemne dla mózgu, bo wydziela się mnóstwo serotoniny, która podnosi nastrój. Charakterystyczna w tych przeżyciach jest także autoskopia, czyli wrażenie widzenia własnego ciała z góry. Ale takie zjawisko pojawia się również w atakach padaczki. Są w mózgu pewne ośrodki, które pobudzone dają takie właśnie wrażenie autoskopii – mówi prof. Vetulani, który postanowił też sprawdzić inną, bardzo często powtarzającą się wizję: umierający człowiek na końcu tunelu jest witany przez znajomych i krewnych, którzy już nie żyją. – Napisałem do swojego przyjaciela w Indiach, wybitnego neurologa, pytając go, jak tam wyglądają tego typu relacje. W naszej kulturze istnieje pojęcie duszy osobowej. Jeśli umrzemy, to coś podobnego do nas, wychodzi z ciała i jest sobie na jakieś duchowej zielonej łączce. Ale w wierzeniach Hindusów taka dusza natychmiast przechodzi w inne ciało i następuje reinkarnacja, więc po śmierci człowieka nie pozostaje tak jak w naszej kulturze w niebie. Znajomy profesor wysłał mi materiały na temat tego jak te przeżycia wyglądają w Indiach. I tam również jest tunel, jest uczucie bardzo głębokiej medytacji, ale nigdy nie występują tam postaci zmarłych krewnych czy przyjaciół. To znaczy, że my w naszej kulturze, sobie takie postaci w naszych wizjach tworzymy sami - mówi Vetulani, ale jednocześnie podkreśla, że to wcale nie dowód na to, że przeżycia osób w śmierci klinicznej nie są prawdziwe. – Nie wiemy przecież co dokładnie dzieje się w trakcie śmierci. Nie mamy żadnych możliwości, żeby to sprawdzić, nauka w tej kwestii się poddaje. To są jedynie hipotezy, które wynikają z analogii. To, że potrafię, stosując np. pewne leki wywołać podobne wizję, nie znaczy, że przy umieraniu ludzie mają dokładnie to samo. Z całą pewnością, mogę powiedzieć tylko tyle, że nie mamy pewności.- opowiada profesor Vetulani.

Więcej w  najnowszym numerze tygodnika "Wprost”, który  jest już dostępny w formie e-wydania .

Najnowszy numer "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .