Kultura i sztuka (kulinarna)

Kultura i sztuka (kulinarna)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Borys Szyc (fot.ALEKSANDRA MECWALDOWSKA/EAST NEWS/TVN) 
Skoro bohaterowie "Przepisu na życie” tak dobrze i ładnie gotują, to może ich śladem pójdzie cała Polska?
Moda na gotowanie, na jedzenie zakotwiczyła wreszcie w polskich serialach. Nieśmiertelną wazę z zupą zastępują coraz ciekawsze dania, a ich przygotowywanie przed kamerą jest równie atrakcyjne jak policyjne pościgi lub romantyczne schadzki bohaterów. Naprawdę. Grający "Żyletę”, jednego z serialowych kucharzy w "Przepisie na życie”, Hacen Sahraoui wspomina, że gdy ludzie go rozpoznają i zaczepiają na warszawskich ulicach, to równie często jak pytania o dalsze losy związku Ani i Jerzego (Magdalena Kumorek i Borys Szyc) padają pytania o to, czy te dania naprawdę są takie dobre. Ludzie usiłują od niego wyciągnąć konkretne przepisy z kolejnych odcinków.

Uwaga na desery

Przygotowywanie jedzenia przed kamerą może być naprawdę apetyczne. Wiedzą o tym od lat twórcy dziesiątków programów kulinarnych, a także zachodni producenci filmowi – dość wspomnieć "Przepiórki w płatkach róży” czy "Julie i Julia”. Trzeba się tylko postarać. Jedzenie musi mieć w fabule swoje miejsce i znaczenie, nie być tylko zapychaczem. W końcu tu także mówimy o sztuce – sztuce kulinarnej. W startującym właśnie w USA i w Polsce (na kanale AXN) serialu "Hannibal” do tworzenia przepisów, które później w fabule wypróbowuje znany z „Milczenia owiec” przerażający Hannibal Lecter grany przez Madsa Mikkelsena, zatrudniono słynnego José Andrésa. Na planie zbudowano w pełni funkcjonalną kuchnię i tam rozgrywa się spora część tej brutalnej opowieści o seryjnych mordercach.

W "Przepisie na życie” nikt nikogo nie morduje, ale jest równie smacznie. Odpowiada za to team – autorka przepisów Dorota Kwiecińska i konsultantka kulinarna na planie Anna Chwilczyńska. Ich praca jest tak wyrazista, że zauważa ją nawet krytyk kulinarny Paweł Loroch: – Tam patery gną się pod wyborem ciast, jabłka mienią się kolorami. Sypie się mąka, biją się jaja. Nie mam wątpliwości, że ciężka praca specjalistek kulinarnych na planie wnosi dużo przyjemności zarówno dla wysmakowanego widza, jak i dla ekipy. Przecież po ujęciu trzeba to wszystko zjeść. To z kolei świetnie wspominają aktorzy wcielający się w kucharzy. Grający "Długiego” Rafał Rutkowski twierdzi wręcz, że czasem nie sposób upilnować rekwizytów. Zwłaszcza deserów. Hacen Sahraoui pamięta taki włoski deser z pierwszego sezonu, który zniknął w minutę: – Ania przygotowała sześć dużych szklanek. Po ostatnim dublu chciałem spróbować, ale nie mogłem znaleźć łyżeczki. Wyszedłem do pokoju obok. Nie było mnie góra minutę. Gdy wróciłem, wszystko już było zjedzone – opowiada. – To jest tak, że gdy przychodzimy na plan, nikt nie pyta, co dziś na obiad przygotował catering, ale co tam jemy dziś w scenariuszu.

Jak ugniatać ciasto

A to wszystko dzięki atrakcyjności i wiarygodności tego, co oglądamy. Anna Chwilczyńska, która przygotowuje te wszystkie potrawy na lanie (a na co dzień prowadząca firmę Eat Me z gotowymi daniami), twierdzi, że wszystko musi być naprawdę: – To musi być jadalne. A że wygląda atrakcyjnie, to też duża zasługa operatorów, reżysera – przyznaje. Jej rola podczas zdjęć nie ogranicza się jednak tylko do gotowania i układania na stole. – Jestem też potrzebna, by pokazać aktorom, jak trzymać nóż, jak ugniatać ciasto,mieszać. Trzeba przyznać, że bardzo szybko się uczą.
Rafał Rutkowski przyznaje, że dzięki tej roli nauczył się dobrze kroić: – Mieliśmy przed zdjęciami kurs. Początkowo nie szło nam za dobrze, Hacen trochę pociął sobie palce, ale teraz już umiemy. Umiem kroić, nawet nie patrząc. – Jednak pełna wiarygodność ma też swoje złe strony. Przynajmniej dla aktorów. – Nie cierpię filetowania ryb – wspomina Rutkowski. – Po godzinie przed kamerą cały śmierdzę. Jak widzę w scenariuszu "Długi – ryby”, to się załamuję.

Co z tym zrobić?

Ale na ekranie wygląda to dobrze, a przede wszystkim wiarygodnie. Tę cechę serialu podkreśla dziennikarz i krytyk kulinarny Monika Kucia. – To wszystko jest naprawdę apetyczne, ale też nieprzesadzone. W przeciwieństwie do seriali rozgrywających się np. w redakcjach gazet, gdzie to, co na ekranie, ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Tu nie mam wrażenia, że to fantazja na temat pracy w kuchni. Podoba mi się też ta wizja kulinarna. Nowoczesna, ambitna, na poziomie.

Na to także zwrócił uwagę Hacen Sahraoui, urodzony we Francji aktor, który wychował się tam w zupełnie innej tradycji kuchni i biesiadowania. – My celebrujemy jedzenie. Dajemy przez nie radość, miłość, dużo rozmawiamy przy posiłkach. W Polsce jest inaczej, choć teraz to się powoli zmienia. Polacy się rozkręcają kulinarnie. Z pewnością wielka w tym zasługa telewizji, a w końcu dziś najpopularniejszą (i często najmądrzejszą) formą telewizji są seriale. Bawimy się nimi i uczymy się z nich. Czego możemy się nauczyć z "Przepisu na życie”? Ot, chociażby wykorzystywania egzotycznych składników. Sahraoui wspomina, że poznał na planie przepis z niejednym warzywem, którego wcześniej nie kupował, bo nie miał pojęcia, co z nim zrobić. Teraz już wie. Podobnie podchodzi do tego Chwilczyńska: – Pokazujemy, że można inaczej. Niekoniecznie mielony, schabowy. Coś innego. A przy tym to wszystko są proste potrawy, za niewielkie pieniądze do przygotowania w domu.

Jej słowa potwierdza niemałe zainteresowanie internetową stroną serialu, gdzie na bieżąco są dodawane przepisy, które pojawiają się w fabule. Każdy z nich wywołuje dyskusję na forum czy na fan page’u serialu. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że również inni twórcy serialowi dostrzegą potencjał jedzenia. I bohaterowie zamiast siedzieć przy stole, obierając skorupkę z jajka na twardo albo jedząc zupę z kartonu, wezmą się do porządnej kulinarnej roboty. Warto.

Artykuł ukazał się w jednym z ostatnich numer ów " Wprost" (15/2013), który od jest dostępny w formie e-wydania .

Tygodnik "Wprost" jest również dostępny na Facebooku .