Mistrz i minister - miliony na projekt, który nie wypalił

Mistrz i minister - miliony na projekt, który nie wypalił

Dodano:   /  Zmieniono: 
Otwarcie CeTA w styczniu 2013. Bogdan Zdrojewski i Zbigniew Rybczyński jeszcze zgodni (Ilustracja z tygodnika "Wprost", zdjęcia: Mieczyslaw Michalak/Agencja Gazeta)
Wszystkiemu winny jest Oscar. Gdyby nie on, Zbigniew Rybczyński nie dostałby z resortu kultury milionów na wizjonerski projekt, który nie wypalił.

To będzie nasz barokowy ogród, którego nigdy nie zechcemy opuścić – mawiał do pracowników Centrum Technologii Audiowizualnych (CeTA) we Wrocławiu Zbigniew Rybczyński. Gdy w 2009 r. polski laureat Oscara zostawał dyrektorem artystycznym tej instytucji, obiecywał stworzyć rewolucyjne studio filmowe, które rozsławi Polskę na świecie. Artysta rzeczywiście potraktował państwową instytucję jak ogród, a nawet dom z ogrodem. Prywatny. Tu w zasadzie mieszkał, a nawet urządzał imprezy. 

– Takie podejście udzielało się sprowadzonym przez niego współpracownikom, w większości młodym ludziom, m.in. doktorantom z Politechniki Wrocławskiej. Żartowaliśmy, że zrobili sobie z CeTA akademik. Przychodzili do pracy po zajęciach i zabierali się do gotowania. W całym budynku było czuć, co będą mieli dziś na obiad. Potem znajdowaliśmy gnijące resztki w lodówkach – opowiada jeden z byłych już pracowników.

– Później wieczorami siedzieli w urządzonym na terenie firmy„barze”. Sprzątaczki się buntowały, przychodziły do dyrekcji na skargi. W jednej z notatek napisały, że nie będą sprzątać „dziesiątek butelek po alkoholu, wymiocin i innych ekstrawaganckich dowodów na bujne osobowości gości”. Także wesele Rybczyńskiego odbyło się w studiu filmowym. Ponad setka gości, open bar, catering, koncert Urszuli Dudziak. Didżejem był zatrudniony w firmie dźwiękowiec. Pracownicy pomagali w przygotowaniach, nosili stoły. To wszystko zawierało jasny przekaz, że Rybczyński w firmie może wszystko. Choć formalnie szefem placówki był Robert Gawłowski, wszyscy wiedzieli, że w rzeczywistości o wszystkim decyduje Rybczyński. Gorzej, że – jak się wydaje – podobne założenie przyjęło ministerstwo. Bogdan Zdrojewski bardzo chciał, by inwestycja została ukończona, dlatego godził się na wiele. Tym bardziej że Rybczyński nie znosił sprzeciwu, co potwierdzają jego pracownicy. I krzyknąć potrafił, i postraszyć, że zwolni natychmiast, i zakląć siarczyście. Rządził silną ręką, bo władzę miał prawie absolutną.

Rybczyński utrzymuje, że odwołano go na ostatniej prostej. Że zabrakło jedynie ostatniego trybiku, by wszystko uruchomić. Tego optymizmu nie podzielają współpracownicy. – Projekty narysowane przez mistrza ołówkiem na karteczkach wyglądały prosto. Tyle że za tymi konstrukcjami nie stały żadne szczegółowe obliczenia. Tymczasem on dawał współpracownikom taką karteczkę i kazał wcielać w życie. W realu to nie działało. Wtedy dyrektor informował Ministerstwo Kultury, że potrzebuje jeszcze trochę czasu. No i pieniędzy. Jedno i drugie dostawał – mówi jeden z jego współpracowników. – Rybczyński w swoich wizjach zatrzymał się 20 lat temu. Nie dopuszcza myśli, że technika poszła do przodu – dodaje inna osoba, która obserwowała działania artysty. Twierdzi ona, że reżyser ma syndrom Leonarda da Vinci. – Kiedy zaprojektował scenę obrotową, to należało ją budować koniecznie według jego projektu. Nawet jeśli ten projekt nie spełniał jakichkolwiek standardów!

Na czym polegała nowatorska idea CeTA? W myśl wizji „Big Zbiga” do zrobienia filmu potrzebni będą tylko aktorzy, kamery i metalowo-drewniane konstrukcje. Reszta miała powstawać w komputerach. Umożliwia to technologia motion control, która zasadniczo redukuje koszty produkcji filmowej. Studio, które miało takim wyzwaniom podołać, Rybczyński obiecał zrealizować za 6 mln zł. Szybko okazało się jednak, że to nie wystarczy, więc PISF dorzucił jeszcze 2,5 mln, a potem kolejne 450 tys. Dzieło miało powstawać przez rok. Powstawało cztery lata. I nie powstało.

Co dalej z projektem Rybczyńskiego? Do CeTA mają wkroczyć audytorzy, którzy sprawdzą co, za ile i czy w ogóle można zrobić, by projekt ten go uratować. I ile jeszcze by to miało kosztować. Kwestie skandalicznego zarządzania kasą CeTA zbada prokuratura.

Cały artykuł dostępny jest w 44/2013 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.