Grabowski: Aktorem zostałem z głupoty

Grabowski: Aktorem zostałem z głupoty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Grabowski (Zdjęcie: Krzysztof Żuczkowski/Forum)
- Kiedy zacząłem grać w „Kiepskich”, koledzy przechodzili na drugą stronę ulicy. No bo o czym ze mną rozmawiać, skoro gram w takim gównie? - Mówił w wywiadzie dla "Wprost" Andrzej Grabowski.
Sylwester Latkowski: Pamięta pan, dlaczego został aktorem?

Andrzej Grabowski: Z głupoty.

Z głupoty?

Z głupoty, naiwności i niedojrzałości. Wcale nie chciałem zostać artystą, tylko chciałem się uczyć w szkole teatralnej.

Po co?

Bo w szkole teatralnej nie ma matematyki, za to są ładne dziewczyny. I w ogóle jest fajnie. Tak wtedy myślałem.

A o tym, żeby wyjść na dużą scenę i zagrać Hamleta, nie?

Takiej idei w mojej głowie wtedy nie było.

Studia rzeczywiście okazały się fajne?

To był jeden z najprzyjemniejszych okresów mojego życia, dlatego też przedłużyłem go sobie o rok. Kazano mi powtarzać trzeci rok, wyrzucono z akademika...

Za co?

Za wybryki chuligańskie. Rozbiłem o ścianę 36 butelek, dziura się zrobiła. Profesor Jarocki, wpisując mi dwóję, powiedział: „Pan pewnie będzie tym aktorem, ale na razie jest za głupi, żeby skończyć tę szkołę”. Wtedy mu nie wierzyłem, ale po roku już wiedziałem, że miał rację.

Zreflektował się pan?

Tak. Postanowiłem, że powtarzając rok, z przedmiotów, z których miałem dwóje, będę teraz miał piątki. No i miałem. A jak już tę szkołę skończyłem, to musiałem tym aktorem zostać. Hamleta w życiu nie zagrałem, ale różne role szekspirowskie, molierowskie, mrokowskie i witkacowskie to owszem.

Został pan wybitnym aktorem, nie mając wielkich aktorskich aspiracji?

Wie pan, może to jest dla młodych aktorów dobry pomysł, że nie powinni wszystkiego chcieć? Jak się strasznie czegoś chce, to później jest rozczarowanie. W Polsce jest 10 tys. aktorów, a pan by pewnie wymienił z nazwiska 20, 30, góra 50.

Dziesięć tysięcy? Pan chyba wlicza tych z reklam i serialowych.

Wliczam tych, którzy się przedstawiają, że są aktorami.

Co się stało, że poszedł pan w kabaret?

Nic się nie stało. Wszystko, co się w moim życiu wydarzyło, to kwestia przypadku. Gdyby nie mój brat Mikołaj, pewnie nigdy bym nie poszedł do szkoły aktorskiej, tylko na polonistykę. I polskiego dziś bym uczył. Ewentualnie bym został zakonnikiem, bo też takie ciągoty miałem.

Do jakiego zakonu?

Do franciszkanów, bo byli w mojej miejscowości. Kiedy jako wzorowy ministrant służyłem do mszy świętej, chciałem
zostać zakonnikiem.

Ferdynand Kiepski to też był przypadek?

Całkowity. Trzech kolegów odmówiło, dzięki czemu to ja dostałem rolę w „Kiepskich”. Myślałem, że to koniec mojej kariery, że zostanę Ferdkiem do końca życia.
Psy wieszano na panu za tę rolę.

Nie tylko na mnie. Cały zespół produkujący „Świat według Kiepskich” był odsądzony od czci i wiary. Koledzy przechodzili na drugą stronę ulicy, jak mnie z daleka widzieli. No bo o czym ze mną rozmawiać, skoro jestem Kiepskim?

Trudno mi się wypowiadać, bo udało mi się obejrzeć zaledwie trzy minuty. Co odrzucało pana kolegów od „Kiepskich”?

No właśnie to, że oglądali trzy minuty. „Kiepskich” można oceniać, pod warunkiem że się trafi na dobry odcinek i obejrzy w całości. Wtedy zapala się jakieś światełko. A ludzie oceniali właśnie po trzech minutach i oświadczali: „Czas umierać!”. Jak pytałem, czy oglądali to, co krytykują, oburzali się: „Nie będę tego gówna oglądał na oczy!”. Kiedyś Iza Cywińska zadzwoniła do mnie i mówi: „W jakim ty gównie grasz?!”. A ja jej na to: „Daj mi inną rolę, chętnie przyjmę. Granie to mój zawód, nie hobby”. Inny oburzony kolega powiedział do mnie kiedyś: „W czym ty grasz? Ja bym odmówił!”, „A proponowali ci?”, „No nie…”. „To jak ci zaproponują, to se odmawiaj, a na razie czekaj na propozycję”. Tak przekonywałem sceptyków.

A siebie samego jak pan przekonywał?

Długo nie musiałem tego robić, bo coraz bardziej się przekonywałem, że ci „Kiepscy” niosą w sobie coś więcej niż tylko głupie przesłanie. Zresztą teraz widzę...

Cały artykuł można przeczytać w świątecznym numerze tygodnika "Wprost".


Świąteczny numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .  
Świąteczny "Wprost" jest   także dostępny na  Facebooku
"Wprost" jest dostępny również w wersji do  słuchania .