Pedofil może pracować poza więzieniem? "Nie można blokować resocjalizacji"

Pedofil może pracować poza więzieniem? "Nie można blokować resocjalizacji"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z rzecznikiem Dyrektora Generalnego Służby Więziennej (fot.sxc.hu) 
Kilka dni temu kraj obiegła informacja, że w chełmskim zakładzie karnym doszło do niecodziennego wydarzenia - na przestrzeni niemal jednego tygodnia uciekło stamtąd dwóch więźniów, w tym pedofil skazany na 10 lat. Udało im się to, ponieważ pracowali poza zakładem karnym, razem z innymi skazanymi układając kostkę brukową przy ul. Trubakowskiej. - Uciekli to zbyt mocne słowo. Obydwa przypadki dotyczą skazanych, którzy pracowali poza murami więzienia, bez konwojenta. Nie było murów, które pokonywali, czy zasieków, po prostu oddalili się - uspokaja rzecznik prasowy Dyrektora Generalnego Służby Więziennej, Jarosław Góra. Jego zdaniem, niewiele ma to wspólnego z filmowymi historiami o uciekinierach.
Daniel Kotliński, Wprost: Jak to się stało, że uciekli...

Ppłk Jarosław Góra, rzecznik prasowy: Uciekli to zbyt mocne słowo. Obydwa przypadki dotyczą skazanych, którzy pracowali poza murami więzienia, bez konwojenta. Nie było murów, które pokonywali, czy zasieków, po prostu oddalili się...

Oddalili się tak, że zostali poza kontrolą systemu więziennictwa - u  ciekli.

Praca podejmowana z wolą ustawodawcy jest jednym z podstawowych środków oddziaływania podczas odbywania kary. Skazani pracują zarówno w obrębie murów i poza murami zakładów. Codziennie pracę w całej Polsce podejmuje 25 tys. skazanych. Z tego, na koniec maja, w systemie bez konwojenta, poza murami, codziennie wychodziło ok. 7,1 tys. osób.
Nikt oczywiście nie wychodzi poza mury więzienia, bo ma na to ochotę. Każdy, kto jest kierowany do pracy, przechodzi przez cały system: opinię psychologa, wychowawcy, dział ochrony, dział penitencjarny, ewidencję i dopiero dyrektor, mając pełną wiedzę i przekonanie, że skazany nie naruszy warunków umowy, podejmuje decyzję o skierowaniu do konkretnego miejsca pracy. Oczywiście, największą zagadką jest sam człowiek i okazuje czasem się, że skazani nadużywają tego zaufania, którym ich służba więzienna obdarzyła.

Ilu takich "nadużywających zaufania" więźniów jest w skali roku?

W 2013 roku podobnych oddaleń z miejsca pracy było 218. W 2012 roku - 199, zaś w 2011 roku - 173. Liczba minimalnie rośnie, ale generalnie to liczba rzędu 200.

Dzieląc ją na dni robocze, wychodzi jedno oddalenie dziennie.

To bardzo niewielki odsetek zatrudnionych. Istotą procesu resocjalizacji jest to, że zwiększa się skazanym poziom samodyscypliny i zmniejsza warunki ograniczenia. Brak konwojenta jest elementem tego procesu.

W przypadku tego konkretnego zakładu normę wyrobiono nadzwyczaj dokładnie. Niemal dzień po dniu zniknęło dwóch więźniów...

W żadnym razie nie dopatrywałbym się tu żadnego drugiego dna. Najzwyczajniejszy zbieg...

nomen omen .

...okoliczności, że akurat tego samego dnia dwóch skazanych oddaliło się. Wie pan, to są z reguły impulsywne zachowania, to nie tak, że ktoś kombinuje, myśli, planuje. Zdarza się, że [więźniowie - red.] często sami się reflektują, po godzinie czy dwóch, co zrobili i wracają, innych policja znajduje po pół dnia czy po dniu, u matki czy konkubiny. To nie są takie ucieczki, o których wielu czytelników myśli - brawurowe pokonanie murów...

Pojawiały się takie tytuły, że to była ucieczka na miarę "Vabanku"...

To oczywista przesada. To zupełnie inny problem.

Co grozi oddalającemu się z zakładu karnego?

Są trzy paragrafy dotyczące tych, którzy "uwalniają się sami" - grozi za to kara grzywny, ograniczenia lub pozbawienia wolności do lat 2. O tym, czy będzie jakiś wyrok, dowiemy się, kiedy zajmą się sprawą właściwe organy. Administracja placówki zawsze w takich przypadkach kieruje pismo o możliwości popełnienia przestępstwa. Jest to traktowane jak tzw. "zdarzenie nadzwyczajne", czyli - jeśli chodzi o przepisy - jak bójka między więźniami,  zgwałcenie - odpukać - czy próba samobójcza. W każdym takim przypadku jest precyzyjne określenie przyczyn zaistniałego zdarzenia.

Czasem okazuje się jednak, że mimo najwymyślniejszych systemów ochrony to człowiek jest tym "najsłabszym ogniwem".

Czy w przypadku chełmskiego zakładu karnego zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec "najsłabszego ogniwa"?

W tej chwili zdecydowanie za wcześnie o tym mówić. Trwają czynności wyjaśniające i dyrektor okręgowy w ramach swoich codziennych obowiązków sprawę nadzoruje w sposób szczególny. Co do mówienia o odpowiedzialności konkretnych osób - jest jeszcze na to za wcześnie.

Czy powód skazania nie powinien być czynnikiem decydującym, czy dany więzień może pracować poza murami zakładu?

Zdecydowanie. Wymiar i rodzaj kary, sposób jej odbywania - to wszystko powinno mieć wpływ na to, czy ktoś pracuje "na zewnątrz".

Czyli pedofil miał prawo pracować na zewnątrz?

Teraz nie będę tego jeszcze oceniał, bo trwają czynności. Powiem inaczej - na początku roku cała Polska żyła sprawą Mariusza T., każdy jeden Polak domagał się od systemu więziennictwa resocjalizacji takich osób..

Albo eksterminacji, takie głosy też słyszeliśmy.
 
No, również. Chcę zaznaczyć, że pierwszy z więźniów skazany z tego samego paragrafu, co Mariusz T., był w więzieniu od 5 lat i w momencie oddalenia karę odbywał w warunkach tzw. zakładu półotwartego, czyli dotychczasowy przebieg resocjalizacji musiał przekonać funkcjonariuszy w Chełmie, że ta osoba nie naruszy porządku prawnego. Czy tak było - analiza wykaże.

A więc to dobry pomysł, żeby skazani za najcięższe przestępstwa mieli prawo do pracy poza ograniczającymi ich zdolność ucieczki murami?

Stawiając kategoryczne "nie", sami blokujemy postęp przebiegu resocjalizacyjnego. Z pewnością wyrok i artykuł powinien być wzięty pod uwagę przy kierowaniu więźnia do pracy i czynności wyjaśniające to określą i wykażą.