Jak się tuszuje aferę

Jak się tuszuje aferę

Dodano:   /  Zmieniono: 
(fot.Damian Burzykowski.newspix.pl) Źródło:Newspix.pl
Część polityków oraz sprzyjający im komentatorzy próbowali w ostatnich dniach zdyskredytować „Wprost” za ujawnienie sprawy nielegalnych podsłuchów. Pokazujemy, jakimi kłamstwami posługują się ci, którzy próbują ukręcić łeb najgłośniejszej polskiej aferze ostatnich lat.

KŁAMSTWO PIERWSZE: " WPROST” TRZYMA Z SZANTAŻYSTAMI

Za publikacjami "Wprost” stoją osoby powiązane z rosyjskimi kręgami biznesowymi. Uderzenie w rząd miało na celu osłabienie ministra, który bronił polskich interesów energetycznych – sugerował w trakcie czwartkowego wystąpienia premier Tusk. Tymczasem "Wprost” nigdy nie trzymał z szantażystami. Od samego początku uważaliśmy, że podsłuchiwanie najważniejszych polityków w państwie to patologia. I to niemała: nagrywanie dotyczyło kilkudziesięciu osób, trwało co najmniej kilkanaście miesięcy, a ostatnie rozmowy rejestrowano jeszcze w czerwcu tego roku. Wszystko wskazuje, że gdyby nie nasza publikacja, trwałoby do dziś. To zatem "Wprost” przerwał przestępcze działania szantażystów i uniemożliwił im grę taśmami. Nie tylko nie współdziałamy więc z przestępcami, ale sparaliżowaliśmy ich działania. Nie wiemy, dlaczego inne redakcje, które podobno miały nagrania, nie opublikowały tych materiałów ani nie powiadomiły opinii publicznej o ich istnieniu. Te pytania pewnie należałoby zadać przedstawicielom tych redakcji.

Od początku zależało nam na wyjaśnieniu, kto i dlaczego nagrywał. Jeszcze przed pierwszą publikacją Sylwester Latkowski, redaktor naczelny "Wprost”, poinformował o aferze szefa CBA, Pawła Wojtunika. Chciał też zaznajomić ze sprawą ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza. Niestety, szef MSW odmówił spotkania, mimo kilkukrotnych próśb o rozmowę. Po publikacji artykułów we "Wprost”, przy zastrzeżeniu ochrony źródła informacji dziennikarskich, dostarczyliśmy prokuraturze całość nagrań, łącznie z fragmentami, które nie zostały przez nas upublicznione.

KŁAMSTWO DRUGIE: PUBLIKACJA BEZ SPRAWDZENIA

Kolejne kłamstwo to sugerowanie, że "Wprost” chodzi na pasku szantażystów, bo opublikował całość materiałów. Zachował się więc jak "publikator”, a nie redakcja prasowa. Ten zarzut szczególnie chętnie formułują niektórzy publicyści konkurencyjnych czasopism. W rzeczywistości nie publikowaliśmy całości posiadanych przez nas nagrań. Pominęliśmy wszystkie wątki prywatne, obyczajowe oraz niektóre elementy zniesławiające osoby trzecie, w tym polityków, którzy już nie żyją. Materiał był przez nas opracowywany redakcyjnie. W trybie nadzwyczajnym pracowało przy tym kilkanaście osób, w tym cały dział śledczy i polityczny. Sprawdzaliśmy autentyczność taśm, badaliśmy okoliczności spotkań. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku drugiej publikacji (sprzed tygodnia) odczuwaliśmy silną presję czasową. Z jednej strony szef rządu Donald Tusk a także szef NBP wzywali nas do natychmiastowego opublikowania całości nagrań. Do ich apelu dołączyły się też niektóre media, wielu komentatorów zarzucało nam, że dawkujemy wiedzę o nagraniach, a nawet że nimi manipulujemy. Z drugiej zaś strony – prokuratura i ABW próbowały nam siłą odebrać wszystkie nośniki z nagraniami.

KŁAMSTWO TRZECIE: " WPROST” NIEETYCZNY

Nie należy publikować taśm nagranych z ukrycia, niezależnie od tego, co zawierają – powtarzają niektórzy. Afera taśmowa pokazuje jedną żelazną zasadę polskiej sceny politycznej: politycy i niektórzy publicyści zawsze popierają publikacje taśm nagrywanych potajemnie, wtedy gdy jest to dla nich korzystne, a oburzają się, gdy przekaz w nich uderza (więcej pisze o tym Anna Gielewska na str. 118).

Tymczasem "Wprost” nie kieruje się kalkulacjami politycznymi. Publikujemy tego typu nagrania zawsze wtedy, gdy ujawniają one patologie życia publicznego. Kilka miesięcy temu ujawniliśmy taśmy z zamkniętej imprezy polityków PiS, na których posłowie tej partii w wulgarny sposób traktowali swoje asystentki, chwilę później – głośną rozmowę posła Tomasza Kaczmarka, w której groził on swojemu znajomemu wpływami w służbach specjalnych. Wówczas zarówno politycy PO, jak i sprzyjający im dziennikarze zgodnym chórem nas chwalili, w żadnym razie nie oburzali się na naruszenie prywatności – tak jak to robią dziś.

KŁAMSTWO CZWARTE: " WPROST” PONAD PRAWEM

Żeby nas zaatakować, niektórzy wykorzystują nawet bezpardonowe wejście do redakcji "Wprost” przez funkcjonariuszy prokuratury i ABW. Jacek Żakowski stwierdził nawet rzecz kuriozalną: "To było aż nazbyt grzeczne. Miałem poczucie wstydu, oglądając to, że doszło do takiego rozpasania mediów. Władza nie może się panicznie bać prasy” – powiedział w rozmowie z "Press”.

Tyle że prawnicy nie mają wątpliwości: ABW i prokuratura złamały standardy i pogwałciły zasadę wolności mediów. Najście na redakcję skrytykował nawet minister sprawiedliwości, wyjaśnień domaga się też rzeczniczka praw obywatelskich. – W tygodniku "Wprost” złamano wszelkie prawnokarne i konstytucyjne zasady. Była to akcja absolutnie sprzeczna z prawem – przekonuje prof. Piotr Kruszyński, pełnomocnik Sylwestra Latkowskiego. – Prokurator miał prawo przyjść do redakcji i poprosić redaktora naczelnego o wydanie nośników. Jednak Latkowski oświadczył, że nie wyda laptopa, ponieważ są tam informacje objęte tajemnicą dziennikarską. W tym momencie prokurator musi odstąpić od czynności i zwrócić się do sądu, aby zwolnił redaktora Latkowskiego z obowiązku zachowania tajemnicy – podkreśla prof. Piotr Kruszyński. Karnista zauważa, że jedynie sąd może zwolnić dziennikarza z obowiązku zachowania tajemnicy. – Wolność prasy jest dobrem numer jeden w państwie demokratycznym. Ale niestety obserwując akcję w redakcji "Wprost”, byłem przerażony. Wtargnięcie do redakcji przypomina praktyki stosowane w państwach totalitarnych. Policja nie jest od tego, aby wchodzić do redakcji – ocenia Kruszyński.

KŁAMSTWO PIĄTE: PRYWATNE ROZMOWY

Najczęściej pojawiającym się zarzutem pod naszym adresem jest jednak stwierdzenie, że "Wprost” opublikował nagrania nieistotne, prywatne. Z punktu widzenia opinii publicznej nie ma na nich nic ważnego, tylko wulgaryzmy i plotki. Prawda jest inna: opublikowaliśmy taśmy, bo zawierają one informacje o wielu patologii, jakie mają miejsce w obozie władzy. Wulgaryzmy i plotki wzbudzają dużo emocji, ale nie są najważniejsze. Nie mogą przysłonić tego, że szef dyplomacji omawia z niedawnym ministrem finansów plan niszczenia opozycji i (tu cytat) „zrobienia jej dwuletniego cyrku”. Nie powinny przyćmić ujawnionych dyskusji o tym, jak rządzący przed wyborami mieli usiłować obniżyć ceny benzyny, jak kupowali poparcie, jak utrudniali funkcjonowanie ważnego biznesmena czy chociażby o tym, jak ambasady sprowadzały pocztą dyplomatyczną cygara dla premiera. Tym wszystkim, którzy twierdzą, że rozmowy miały prywatny charakter, warto przypomnieć, że płacono za nie z pieniędzy publicznych, a tematem rozmów były sprawy państwowe.

O tym, jak ważne są treści zawarte na taśmach, świadczą reakcje prasy międzynarodowej. Zwłaszcza media z Wielkiej Brytanii, Chorwacji i Węgier znalazły tam wątki interesujące opinię publiczną w ich krajach, które u nas przeszły prawie niezauważone (pisze o nich Grzegorz Lewicki na str. 122). Dlatego zarówno dziennikarze, jak i opinia publiczna powinni się domagać wyjaśnienia wielu istotnych z punktu widzenia interesu społecznego patologicznych wątków, których istnienie zasygnalizowano na taśmach. Jakich? Opisują to Agnieszka Burzyńska i Michał Majewski w tekście obok. 

Sylwester Latkowski, redaktor naczelny i Zespół 

Artykuł ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" od poniedziałku rano będzie      dostępny w formie e-wydania.    
Najnowszy "Wprost" będzie  także     dostępny na Facebooku.    
"Wprost" jest dostępny również     w wersji do słuchania.    

Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem     E-kiosku    
Oraz na      AppleStore     i     GooglePlay