Prof. Kik: Dla PO nie ma alternatywy, bo nie ma takiego frajera, co…

Prof. Kik: Dla PO nie ma alternatywy, bo nie ma takiego frajera, co…

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk, Elżbieta Bieńkowska i Jerzy Buzek (fot. MICHAL CHWIEDUK / Newspix.pl ) Źródło:Newspix.pl
- Jarosław Kaczyński jest z jednej strony najsilniejszym punktem prawicy, a z drugiej strony jej ograniczeniem. Najsilniejszym, bo kieruje najsilniejszą partią prawicy, a jego słabość polega na tym, że szklany sufit tej partii zawsze oscyluje około 30 proc. Jest coś w Jarosławie Kaczyńskim destrukcyjnego, że nie tylko duża część elektoratu go odrzuca, ale odrzucają go także jego współpracownicy – skomentował sprawę dla „Wprost” politolog prof. Kazimierz Kik.
Według sondażu przeprowadzonego przez Millward Brown SA gdyby partie prawicowe poszły do wyborów oddzielnie, nie zaś w bloku, zyskałyby łącznie więcej głosów niż po ewentualnym zjednoczeniu. - Na zjednoczeniu prawica niewiele zyskuje, ponieważ rozdrobnienie jest wyrazem pewnych faktów – nie wszyscy na prawicy akceptują Jarosława Kaczyńskiego – mówił prof. Kik.

Profesor Kik sądzi ponadto, że byłoby to zjednoczenie „liderów, nie zaś elektoratów”, a w rzeczywistości nie można mówić nawet o zjednoczeniu. - To będą listy PiS-u z rozmieszczonymi tu i ówdzie na dalszych miejscach kandydatami Polski Razem i Solidarnej Polski. Na zjednoczenie liczą Gowin i Ziobro, ale Jarosław Kaczyński myśli o wchłonięciu – dodał politolog.

W słabym wyniku bloku lewicy (13 proc. w sondażu) profesor Kik widzi trzy przyczyny. Po pierwsze uważa, że politycy lewicy są przegrani, po drugie niewiarygodni, a po trzecie niewiarygodni ideowo. – Jest to ugrupowanie, które jest obecnie praktycznie w tej samej formule co wtedy, kiedy rządziło i przegrało. Wtedy rządzili jako lewica a prowadzili politykę jako liberałowie. Mały odsetek polskiego elektoratu traktuje SLD i Palikota jako lewicę – powiedział.

Stosunkowo wysoki wynik partii Korwin-Mikkego (13 proc.) tłumaczy bezalternatywnością sceny politycznej, na której „wszyscy się skompromitowali”.  - PO dużo gorzej by wypadła, gdyby po drugiej stronie stał racjonalny, konstruktywny, przewidywalny polityk, a nie Jarosław Kaczyński. Platformę przy życiu utrzymuje Kaczyński. To jest tak zwana zablokowana scena polityczna i narastająca frustracja wśród coraz większej grupy wyborców, którzy widzą bezalternatywność tej sceny politycznej, odrzucają i negatywnie oceniają establishment i w swojej bezradności szukają tłuczka, który by rozbił tę ścianę – wyjaśnił. Według politologa nie są to zwolennicy Korwin-Mikkego, a raczej „tez, które on stawia, żeby to wszystko rozbić i zakopać”.   

Stosunkowo wysokiego wyniku PO (24 proc.) profesor upatruje również we wspomnianej bezalternatywności, ale także w kwestii finansowania partii politycznych. - Aby wygrać wybory trzeba mieć skuteczną kampanię wyborczą, przede wszystkim medialną. Kampania w mediach to ogromne pieniądze, więc tak się składa, że partie w parlamencie dostają je od państwa, a alternatywy nie może być bo nie ma frajera, który by biegał po Polsce i rozrzucał pieniądze po ulicy – na ulotki, na plakaty, bannery – powiedział. - Elektorat PO to są ludzie racjonalni, wykształceni, którzy chcą żeby w Polsce było stabilnie i w miarę bogato, czyli bez wstrząsów, czyli bez tego, co proponują Kaczyński bądź Korwin-Mikke, aby przewrócić wszystko do góry nogami. Miller zaś jest dla nich niewiarygodny, na niego głosują byli członkowie i rodziny PZPR-u i trochę pogubionej młodzieży. Dla PO nie ma alternatywy bo tamci już byli i jeszcze gorzej rządzili – dodał.  

Efektem spadku wiarygodności PO może być dla politologa jedynie spadek frekwencji. – Ci, którzy głosowali na PO, teraz rozczarowani partią, pójdą raczej do domu niż zagłosują na kogoś innego. Siłą Tuska są dzisiaj głównie jego przeciwnicy – podsumował.