Kres supermarketów

Kres supermarketów

Dodano:   /  Zmieniono: 
zakupy fot. igorbukhlin/fotolia.pl 
Amazon zrobi ci zakupy. Po co wychodzić po chleb i mleko, gdy wszystko załatwia jeden przycisk?

Amazon bez fanfar i fajerwerków wbija właśnie ostatni gwóźdź w trumnę tradycyjnych sieci handlowych. Pomysł jest prosty: ściągasz na telefon lub tablet aplikację, potem montujesz na lodówce lub pralce plastikowe pudełeczko wielkości gumy do żucia. W środku łącze WiFi, na zewnątrz logo produktu oraz sterczący przycisk. Ilekroć go naciśniesz, składasz zamówienie, które dowiozą ci jutro. Pieluchy, proszek do prania, kawa lub ciastka. W ofercie docelowo znajdą się setki tysięcy produktów, każdy z pominięciem tradycyjnych sklepów.

POGADAJ Z BRELOCZKIEM

Oprócz zamawiania za pomocą przycisku Amazon oferuje jeszcze inne opcje – automatyczne uzupełnianie zapasów (DRS) i zamawianie za pomocą specjalnego breloczka. „Dozownik jedzenia dla zwierzątek domowych może mieć w środku czujnik ilości pokarmu” – wyjaśniają marketingowcy z Amazona. „Gdy jedzenie będzie się kończyć, automatycznie zostanie złożone zamówienie uzupełniające”. System DRS może być obecnie także montowany w wybranych modelach ekspresów do kawy, pralek i drukarek.

Jeszcze ciekawszą opcją jest zamawianie przy pomocy gadżetu przypominającego brelok, dzięki któremu możesz kompletować także listę produktów obniżonej trwałości – takich jak chleb, warzywa, jogurt. – Jabłka – mówisz do breloka, w którym ukryty jest mikrofon. Dzięki systemowi rozpoznawania mowy program dodaje do zamówienia wybraną przez ciebie porcję jabłek. Produkty można też dodawać do zamówienia, skanując brelokiem kod kreskowy kaszy czy ryżu. Nie martw się, jeśli nie wiesz, co ile kosztuje. Wszystko potem sprawdzisz w systemie, poprawisz lub anulujesz zamówienie.

W ten sposób bariera między zakupami w sklepie a zakupami online zostaje raz na zawsze złamana. „Od dziś nasza rodzina ma więcej czasu w życiu na te prawdziwe, wyjątkowe chwile” – mówi w reklamie uradowany przedszkolak. Rzeczywiście, dla tych, którym zakupy kojarzą się z mordęgą, nowa usługa, Amazon Dash, będzie zbawieniem.

Choć do testowania przycisków trzeba otrzymać zaproszenie od Amazona, ubiegać się o nie mogą wszyscy mieszkańcy kontynentalnych stanów USA, którzy korzystają z usługi Amazon Prime. Użytkownicy tej usługi płacą roczny abonament w wysokości 99 dolarów, ale w zamian mają gwarancję dostępu do darmowych multimediów oraz – co ważniejsze – darmowej dostawy ogromnej większości zamawianych produktów w ciągu dwóch dni od wysyłki. Klienci Prime mogą też przy każdym zamówieniu dopłacić trzy dolary za produkt, by otrzymać go kolejnego dnia, albo osiem, by dotarł jeszcze w ten sam dzień. Obecnie przyciski umożliwiają tylko zamówienie produktów konkretnych marek, ale w przyszłości zostaną prawdopodobnie zastąpione przez konfigurowalne tablice zakupowe, w których sami zdefiniujemy funkcje poszczególnych guzików.

CZY TO SIĘ OPŁACI?

Zwykłe sklepy spożywcze w internecie to nie nowość. Są także w Polsce. E-zakupy Polaków dotyczą co prawda głównie książek i elektroniki, ale coraz więcej osób sięga po produkty spożywcze rozprowadzane przez supermarkety. Polski supermarket Piotr i Paweł umożliwia internetowy zakup nie tylko produktów na sztuki, ale też na wagę z dokładnością do dziesięciu gramów. Dostarcza je najbliższy sklep tej marki. Minimalny koszt zamówienia to 80 zł, dostawa tego samego dnia lub nazajutrz, a jeśli zabraknie produktu, konsultant dzwoni do klienta. Prawdziwą rewolucją byłyby jednak internetowe sklepy spożywcze bez własnych placówek detalicznych. Amazon.com kiedyś sprzedawał tylko książki, potem także sprzęt elektroniczny. Biznes szybko nabierał wiatru w żagle, bo koncepcja sklepu internetowego skraca listę pośredników w drodze z hurtowni do klienta, odpada utrzymanie placówek i koszty ich obsługi. Dziś Amazon próbuje zrobić to samo z produktami codziennej potrzeby i żywnością. Wszystkie produkty tego typu dostarczą kurierzy prosto z magazynów lub od wybranych, lokalnych sprzedawców. Za jakiś czas kurierów zastąpią drony.

Największe problemy sprawia na razie klient. Nie tak łatwo go zmusić, żeby pomyślał o sklepie internetowym, gdy potrzebuje chleba, jabłek czy jogurtu. Trudno wyrobić w nim zwyczaj. Dlatego Amazon chce jak najbardziej zintegrować konsumpcję z codziennym otoczeniem. Do tego właśnie służą przyciski i breloki Amazon Dash. – Człowiek nie musi myśleć o sklepie, przycisk jest na wierzchu i sam zachęca do użycia – komentuje Tomasz Duda, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Poza tym odpada czas na szukanie potrzebnych produktów w internecie. Gdy przewijam dziecko i nagle kończą się pieluchy, wystarczy kliknąć i można zapomnieć, bo mam pewność, że już jutro będą. W ten sposób internetowe zakupy stają się elementem domowej rutyny, nie wymagają kolejnej czynności.

Czy Amazon ma konkurencję? Google już od jakiegoś czasu proponuje e-zakupy mieszkańcom kilku największych amerykańskich miast. Według „The Economist” biznes nie przynosi zysków, ale dzięki niemu rozmaite usługi firmy (np. Google Wallet) zdobywają nowych klientów. Poza tym Google może zbierać informacje o zachowaniach konsumentów i wyciągać z nich wnioski na przyszłość. Poważnym konkurentem w dziedzinie e-sprawunków może też w przyszłości stać się Uber, firma z San Francisco, która wymyśliła biznes prowadzący do wymierania tradycyjnych taksówek. Mobilna aplikacja Uber umożliwia kojarzenie potencjalnych pasażerów z kierowcami przy pomocy SMS-a lub internetu, a lokalizację niby-taksówek można monitorować na bieżąco w sieci. Przy tym formalnie Uber nie jest firmą przewozową, a jedynie dostawcą narzędzia, które umożliwia zamówienie usługi przejazdu z punktu A do B. Na fali sukcesu firma postanowiła niedawno rozszerzyć swoje usługi: w Los Angeles dzięki UberFresh można za trzy dolary zamówić do domu ciepły posiłek, a w innych miastach wynająć rowerzystów, którzy dowiozą potrzebne produkty. – Po co szukać miejsca parkingowego, stać w kolejce i długo czekać na zamówienie? – pytają PR-owcy Ubera. – Obiad dowieziemy ci do domu.

PODSTĘPNY INTERNET RZECZY

Wraz z popytem na ekspresowe usługi dostawcze rozwija się tzw. internet rzeczy – sieciowe sprzężenie komputerów, telefonów i domowych sprzętów. Przedmioty są zaopatrzone w sensory, pozwalające wychwytywać informacje z naszego codziennego środowiska. Zaczynają gromadzić, przechowywać i przetwarzać dane, a także wymieniać się nimi. Często bez naszej wiedzy.

Korzyści z zakupów dostarczonych ekspresowo na naszą wycieraczkę są niepodważalne. To nie tylko oszczędność czasu, ale też uwolnienie umysłu: badania psychologa społecznego Roya Baumeistera sugerują, że umysł czerpie z tej samej „puli energii”, niezależnie, czy zastanawiamy się nad wyborem proszku do prania, czy wielkimi problemami ludzkości. – Amazon chce dotrzeć do informacji o wnętrzu naszych domów, o potrzebach kuchni i zawartości łazienki – twierdzi Tomasz Duda. – Pójdziemy na to, bo jesteśmy leniwi i chronicznie brakuje nam czasu. Jako jednostkom sprzężenie rutyny z internetem z pewnością się opłaci. Ale jako społeczeństwo możemy przegrać. Duda obawia się, że model życia, w którym wszystko zamawiamy do domu, pogłębi naszą anonimowość i samotność w tłumie – Do zdalnych zakupów dodajmy telepracę z domu.

ZNAMY TWÓJ SEKRET

Amazon otworzył kolejną puszkę Pandory – anonimowość. Na podstawie informacji, które mimochodem zostawiamy firmom, powstanie nasz, jeszcze bardziej szczegółowy, portret psychologiczny. Kilka lat temu, gdy do amerykańskich supermarketów wchodziły systemy zaawansowanego profilowania klientów i personalizowania ofert, media rozpisywały się o ojcu, który dowiedział się o ciąży córki później niż supermarket. – Jakim prawem wysyłacie mojej córce oferty na wózki i dziecięce ubranka, przecież jest dopiero w liceum? – awanturował się ojciec. Menedżer sklepu z kwaśną miną wyjaśnił, że z produktów, które kupowała (krem kakaowy, duża torba i kocyk), system wywnioskował, że za pół roku urodzi dziecko. Tak się stało. A teraz wyobraźmy sobie, że wpuszczamy marketerów i statystyków do łazienki, kuchni i sypialni. Nie pozwolimy tam nikomu wejść fizycznie, ale pozwalamy wirtualnie. Dzięki temu dowiedzą się, czego i kiedy potrzebujemy, w jakich porach gotujemy i robimy pranie, a także zrobią prognozę tego, co przyda się nam za miesiąc. Będą myśleć za nas, a to niekoniecznie musi nam się opłacać. Na przykład badania Dilipa Somana z Uniwersytetu w Toronto pokazały, że ludzie, nie widząc wydawanej gotówki, słabiej kontrolują budżet domowy. Jeśli przestajemy dokonywać pewnych decyzji, możemy zatracić też zdolności konieczne do ich podejmowania. Czy zautomatyzowana wygoda uczyni z nas głupków?

25 wieków temu filozof Platon obawiał się, że ludzkość zatraci zdolność pamiętania, jeżeli nauczy się pisać. No cóż, Platona pamiętamy i pewnie pamięć o nim przeżyje jeszcze Amazona.

Dron mleczarz

Jeśli zakupy internetowe rzeczywiście mają się stać codziennością, ktoś musi wykonywać brudną robotę i dbać, by tysiące obywateli odebrały sprawunki na czas. Mogą to być żywi kurierzy, ale też kurierzy-roboty, czyli drony – bezzałogowe urządzenia latające. Amazon próbuje uzyskać pozwolenie na rozwijanie i wdrażanie technologii dronów i negocjuje szczegóły z amerykańską Federalną Administracją Lotnictwa (FAA). Według prawa agencja musi testować i zatwierdzać wszystkie modele urządzeń latających. Nowe modele dronów powstają jednak co kilka miesięcy, a proces biurokratyczny przy każdej innowacji byłby żmudny i czasochłonny, więc Amazon stara się przejąć pałeczkę. I już ma pierwsze sukcesy: pod koniec marca FAA wydała firmie pozwolenie na testowanie kolejnych modeli dronów na otwartym powietrzu. Kto skorzysta na dronowej rewolucji? Najpierw klienci usługi Amazon Prime, tej samej, która umożliwia wybrańcom zamawianie produktów przyciskiem na lodówce. Docelowo, w ciągu pół godziny od kliknięcia, dron dostarczy im produkt pod dom. Obecnie wykorzystywana technologia pozwala maszynom na loty z prędkością 80 km/h i udźwig ok. 2,3 kg, co – jak zapewnia firma – wystarczy dla dostarczenia 86 proc. typów produktów oferowanych w sklepie internetowym.

Tekst ukazał się w Tygodniku Wprost Numer: 16/2015 (1675)