Miller schodzi ze sceny. Wiadomo komu chce przekazać partię

Miller schodzi ze sceny. Wiadomo komu chce przekazać partię

Dodano:   /  Zmieniono: 
Leszek Miller (fot.Damian Burzykowski/newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
70 lat po wojnie ostatnia PRL-owska partia może zejść ze sceny politycznej. Były aparatczyk Leszek Miller odda formację Krzysztofowi Gawkowskiemu. Pytanie tylko czy komuś jeszcze jest do czegoś potrzebna.
Pozornie różni ich wszystko. Leszek Miller urodził się w 1946 r., w roku, w którym komuniści sfałszowali wyniki pierwszego po wojnie referendum. Prawie dwa razy młodszy Krzysztof Gawkowski na świat przyszedł w 1980 r., gdy Solidarność rozpoczęła demontaż komunizmu w Polsce.

Miller działaczem partyjnym został szybko i z przekonania. Rodzina nie miała pieniędzy na jego kształcenie, więc pracując w Żyrardowie, uczył się wieczorowo. Studia skończył podłe – nauki polityczne w Wyższej Szkole Nauk Społecznych przy KC PZPR. Polityczne szlify zdobywał za panowania Władysława Gomułki. Gawkowski, który ma tytuł doktora nauk humanistycznych, lewicowcem został trochę z przypadku. W 1995 r. jako 15-latek został przez starszych kolegów wciągnięty do akcji rozwieszania plakatów podczas kampanii prezydenckiej. Później ze zdumieniem odkrył, że "gostek", któremu rozlepiał plakaty, Aleksander Kwaśniewski, wygrał wybory prezydenckie. Pięć lat później sztab Kwaśniewskiego ponownie się do niego odezwał z propozycją pracy przy drugiej kampanii. Jego związki z lewicą zostały ostatecznie zacieśnione z powodu matury. Pod koniec swoich rządów AWS zamierzała wprowadzić nową maturę, a SLD zapewniał, że gdy przejmie władzę, to matura się nie zmieni. Gawkowski, wówczas uczeń technikum kolejowego w Warszawie, chciał zdawać starą maturę i tak został działaczem Sojuszu.

Miller to twardy gracz, który był uwikłany w tzw. moskiewską pożyczkę od Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego dla PZPR w styczniu 1990 r., co poważnie go obciążało w latach 90. i nawet było przedmiotem postępowania prokuratorskiego z powodu złamania prawa dewizowego. Związki Gawkowskiego z walutą polegają wyłącznie na tym, że domaga się, by banki ponosiły odpowiedzialność za udzielanie kredytów we frankach szwajcarskich i utworzyły specjalny fundusz, który pomoże kredytobiorcom znajdującym się w trudnej sytuacji.

Cechy wspólne

Jednak ci ludzie z dwóch różnych pokoleń, dwóch światów i dwóch systemów są dziś sobie zaskakująco bardzo bliscy. – Miller sam przygotowuje Gawkowskiego do przejęcia władzy, przekazując mu rozmaite kompetencje – mówi polityk młodszego pokolenia Sojuszu. Obecny przewodniczący SLD zapowiedział, że nie będzie ponownie kandydował na szefa partii na najbliższym kongresie, i rozmówcy „Wprost” twierdzą, że się z tej obietnicy nie wycofa. Bo wbrew pozorom Miller i Gawkowski mają wiele cech wspólnych. Obaj wywodzą się z rodzin o silnych tradycjach katolickich – Miller był nawet ministrantem. Jeden i drugi unikają alkoholu. Były premier nie pije wcale – może dlatego nigdy się nie znalazł na kompromitujących taśmach, a obecny sekretarz generalny SLD pije bardzo mało, przez co trudno mu rozmawiać z partyjnym aktywem w terenie. – Faktycznie za dużo nie piję, ale trzeba oddzielić pracę od zabawy – mówi „Wprost” Gawkowski. – Ale i tak otrzymuję ciągle zaproszenia w teren, więc chyba nie jestem tak bardzo nielubiany.
Więcej przeczytasz w najnowszym tygodniku "Wprost", który jest dostępny w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl  i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju od poniedziałku rano.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay