Wróblewski: Europa po Europie

Wróblewski: Europa po Europie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Wróblewski
Pięć lat, dwa, ba, czy jeszcze pół roku temu ktoś sądził, że premier Francji Manuel Valls publicznie powie, że unijny „projekt może umrzeć szybko i nagle”. Że szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz powie – „upadek jest całkiem realnym scenariuszem”, a pomysł zwołania referendum w sprawie brytyjskiego członkostwa w UE i i fińskiego w sprawie euro będzie nazwany politycznym realizmem. I nikt już nawet nie skomentuje wywiadu Le Pen dla brytyjskiej prasy, gdzie przywódczyni francuskich nacjonalistów porównuje Brukselę do muru berlińskiego i mówi, że Brexit będzie dla Europy tym, czym dla Europy Środkowej był upadek Związku Radzieckiego.

Jeszcze rok temu każdy, kto wieścił rozpad Unii Europejskiej, natychmiast wpadał do zakładki – wariat/skandalista. Dziś nie ma tygodnia bez prominentnego polityka Unii przestrzegającego przed tym. A co ciekawsze, kontestowanie nadrzędnej roli Komisji Europejskiej nie jest jednoznaczne z eurodefetyzmem.

Przeciwnie, na horyzoncie pojawia się więcej polityków, nie tylko grzmiących i straszących, ale też takich, którzy dowodzą, że tylko większa niezależność i dywersyfikacja może uratować Europę przed podziałami, osłabieniem jej struktur gospodarczych i rozpadem potencjału obronnego. David Cameron, dziś odsądzany w Brukseli od czci i wiary, nie widząc szans na polubowne zreformowanie Unii, wyciąga najpotężniejsze oręże – referenda. Dla jednych szantaż, dla Brytyjczyków akt desperacji, wołanie na puszczy do euroelit, które wepchnęły Europę w serię najpoważniejszych kryzysów od końca zimnej wojny i nie ustają w dalszej destrukcji.

Osiem lat nieustannych kryzysów pozbawiło większość Europejczyków złudzeń. Nieustanna saga kryzysów – bankowego, wypłacalności państw, greckiej plajty, irlandzkiej zapaści, islandzkiej ucieczki z Unii i dziś najpoważniejszego z nich – hekatomby uchodźczej złożonej w ofierze bezmyślnej dobroduszności euroelit.

Dwa miliony uchodźców w ciągu roku z perspektywą na kolejne dwa w tym roku – 1 proc. całej unijnej populacji rujnujący wartości, prawa i dobrobyt tysiąclecia zachodniej cywilizacji. To już nie może być przypadek. Integracja w obecnym politycznym kształcie po prostu nie działa. Co gorsza, podtrzymywanie złudzeń i wmawianie sobie mitu o wszechmocnej Unii, organizacji na wzór Stanów Zjednoczonych, jedynie osłabia naszą czujność i stanowi dziś realne zagrożenie dla europejskiego bezpieczeństwa.

„Dziś musimy sobie razem powiedzieć, że coś poszło źle, że nie kontrolujemy procesów migracyjnych w Europie, a ich skala powoduje destabilizację polityczną, społeczną, potencjalny wstrząs dla strefy Schengen i realne problemy gospodarcze dla całej Unii” – mówi nam minister ds. integracji unijnej Konrad Szymański (piszemy na str. 28). Równowaga polityczna, którą udało się stworzyć po II wojnie światowej, pozostaje najwyższą wartością. Rzecz raczej w narzędziach, które dziś nie gwarantują ani rozwoju gospodarczego, ani bezpieczeństwa wewnętrznego, ani zewnętrznego. Niczego, co Bruksela deklaruje. Szeroko pojęte bezpieczeństwo nie schodzi dziś z ust nie tylko ministra Waszczykowskiego, prezydenta Dudy i Jarosława Kaczyńskiego, ale też Davida Camerona, przywódców Czech, Włoch, Grecji. I nikt z nich nie chce destabilizacji Unii.

Przeciwnie, to próba jej ocalenia. Odtworzenia silnych ram narodowych dających oparcie do jej obrony. To powrót do realizmu Thomasa Hobbesa, który prawie 400 lat temu pisał w „Lewiatanie”, że państwo, które chce ocalić swoje ziemie przed przemocą, musi zademonstrować siłę większą niż wszyscy jego zewnętrzni wrogowie. Europejski eksperyment nie wytrzymuje tej próby. Unijny organizm nie jest w stanie chronić ani swoich granic, ani dobrobytu swoich obywateli. I to nie jest tak, że bez Komisji Europejskiej Europa nie ma prawa przetrwać. Trwała tak przez 2000 lat. Pytanie raczej, czy wszyscy przetrwają. Jeżeli dziś wręczamy Jarosławowi Kaczyńskiemu tytuł Człowieka Roku, to nie tylko w uznaniu jego osiągnięć wyborczych, ale z nadzieją na stworzenie tych mocnych ram Polski w przyszłej Europie.