To on pomógł ująć nożownika w Poznaniu. „Dzieci strasznie płakały”

To on pomógł ująć nożownika w Poznaniu. „Dzieci strasznie płakały”

Miejsce ataku nożownika w rejonie skrzyżowania ulic Łukaszewicza i Karwowskiego na poznańskim Łazarzu
Miejsce ataku nożownika w rejonie skrzyżowania ulic Łukaszewicza i Karwowskiego na poznańskim Łazarzu Źródło:PAP / Jakub Kaczmarczyk
Pracownik firmy Remondis, który pomógł obezwładnić nożownika w Poznaniu, przez łzy relacjonował akcję reanimacji 5-letniego chłopca.

W środę Polską wstrząsnęła tragedia, do której doszło w Poznaniu. Grupa dzieci z przedszkola nr 48 na Łazarzu udała się na wycieczkę na pobliską pocztę z okazji Dnia Poczty Polskiej. Gdy przedszkolaki przechodziły przez przejście w rejonie ulic Łukaszewicza i Karwowskiego, 71-letni napastnik zaatakował jednego z chłopców. Życia 5-latka nie udało się uratować.

Po krótkim pościgu nożownik, Zbysław C., wpadł w ręce funkcjonariuszy. Policjantka, która była po służbie, obezwładniła napastnika. Pomógł w tym mężczyzna, który wytrącił mu nóż z ręki – pan Grzegorz, pracownik firmy Remondis.

Pomógł ująć napastnika. „Zaszedłem go od tyłu”

– Z ulicy Karwowskiego wjechaliśmy w Mottego. I wyjeżdżając z powrotem w Łukaszewicza widzieliśmy już moment, w którym panie przedszkolanki krzyczały. Zadałem pytanie, co się stało? Mówią: dźgnął dziecko nożem! Tam biegnie – mówił. – Wystartowałem do niego i tam była, później się okazało, pani policjantka, która z nim prowadziła rozmowę. Miał w ręku nóż. Zaszedłem go od tyłu i po prostu uderzyłem w łydkę. Stracił równowagę i uderzyłem go jeszcze kolanem w żebro. W tym momencie nóż wypuścił – relacjonował.

Wtedy pan Grzegorz odtrącił nóż, a policjantka obezwładniła napastnika. – Gdy był unieszkodliwiony, przejąłem się tym dzieckiem – mówił. – Trzymałem kciuki za to dziecko, ale … nie udało się – mówił przez łzy mężczyzn. – Ostatnie słowa ratowników, jakie usłyszałem: „nie czuć pulsu”. Już wiedziałem, czym to grozi – powiedział. Dodał, że „nie czuje się żadnym bohaterem”, ale zdziwiło go, że ludzie wokół nie starali się przeszkodzić nożownikowi. – Mieli kije, miotły, choćby kij podstawić mu pod nogi, żeby go obezwładnić – powiedział. – Może gdybym był tam 10 minut wcześniej, to by się nas wystraszył, bo człowiek posturę jakąś ma? Te dzieci strasznie płakały, przedszkolanki wołały o pomoc – opowiadał o tragedii.

facebook

Poznaniacy tłumnie przyszli na miejsce tragedii, żeby uczcić pamięć przypadkowej ofiary napaści. Na miejscu ustawili znicze i zostawili pluszaki.

facebookCzytaj też:
Nożownik zabił 5-latka w Poznaniu. Nowe informacje o sprawcy
Czytaj też:
Nożownik dźgnął 5-latka w Poznaniu. Chłopiec nie żyje

Źródło: Radio Poznań, WPROST.pl