ME koszykarzy, Polacy awansują do drugiej fazy turnieju

ME koszykarzy, Polacy awansują do drugiej fazy turnieju

Dodano:   /  Zmieniono: 
W swoim drugim meczu grupy D mistrzostw Europy w koszykówce mężczyzn reprezentacja Polski wygrała we Wrocławiu z Litwą 86:75 (25:23, 17:9, 18:18, 26:25) i zapewniła sobie awans do drugiej fazy turnieju.
Biało-czerwoni, którzy odnieśli drugie zwycięstwo w mistrzostwach (w poniedziałek pokonali Bułgarię 90:78), w środę zagrają z Turcją (godz. 18.15).

Polska: Maciej Lampe 22, David Logan 19, Michał Ignerski 16, Marcin Gortat 15, Krzysztof Szubarga 12, Krzysztof Roszyk 2, Łukasz Koszarek 0, Szymon Szewczyk 0, Michał Chyliński 0.

Litwa: Simas Jasaitis 21, Jonas Maciulis 14, Marijonas Petravicius 13, Linas Kleiza 6, Robertas Javtokas 6, Arturas Jomantas 5, Tomas Delininkaitis 4, Ksistof Lavrinovic 3, Andrius Mazutis 2, Darjus Lavrinovic 1, Mindaugas Lukauskis 0.

Polacy zwycięstwem nad Litwą nie tylko zapewnili sobie awans do drugiej fazy, ale przełamali historyczny kompleks. Do meczu we Wrocławiu biało-czerwoni grali z Litwą trzykrotnie w finałach ME i za każdym razem musieli uznać wyższość utytułowanych rywali. Tak było zarówno przed II wojną światową - w 1937 w półfinale ME (25:31), w 1939 roku (18:46), jak i w 1997 roku w Hiszpanii (55:76).

Sukcesu nie umniejsza fakt, że tym razem w zespole rywali nie było MVP finałów z 2003 roku Sarunasa Jasikeviciusa i drugiego koszykarza o statusie gwiazdy Ramunasa Siskauskasa. Litwini w ostatnich ME w Hiszpanii zdobyli brązowe medale i przepustkę na IO, zaś w Pekinie uplasowali się tuż za podium, na czwartej pozycji.

Polacy rozpoczęli piątką w składzie niemal identycznym do zwycięskiego meczu z Bułgarią: Logan, Ignerski, Lampe i Gortat. Jedyną zmianą była obecność Krzysztofa Szubargi w roli rozgrywającego w miejsce Łukasza Koszarka.

Walka trwała od pierwszych minut nie tylko na parkiecie, ale i na trybunach Hali Stulecia. Fani Litwy, choć byli w mniejszości, momentami zagłuszali polskich kibiców. Litwinów było na trybunach mniej niż w poniedziałkowym spotkaniu ich reprezentacji z Turcją, ale i tak znacznie więcej niż wynikałoby to z regulacji FIBA-Europe (goście otrzymują zawsze 10 procent miejsc na widowni). Wielu z nich w kupowało bilety tuż przed halą, "od koników", mimo, że kosztowały ponad 300 złotych.

Litwini podrażnieni porażką w pierwszym meczu z Turcją rozpoczęli od agresywnej obrony. Defensywa rywali sprawiała Polakom wiele kłopotów, ale nie była straszna Maciejowi Lampemu, który zdobył pięć pierwszych punktów. Po kontrataku Ignerskiego na tablicy wyników, po zaledwie 80 sekundach, pojawił się wynik 7:0 i trener Litwy Ramunas Butautas zmuszony był do wzięcia niezaplanowanego czasu. Dobry początek meczu w wykonaniu Polaków zaskoczył także statystyków, którzy przez omyłkę zapisali pierwszy faul ma konto nieobecnego na parkiecie Koszarka, zamiast przy nazwisku Lampego.

Pierwsze punkty dla podopiecznych trenera Butautasa uzyskał jedyny koszykarz w mistrzostwach Litwin występujący w NBA - Linas Kleiza (3 min.). Polacy mieli już wówczas na koncie 9 punktów po kontrze Marcina Gortat.

Biało-czerwoni wygrywali nawet 14:2 i 20:9, ale utytułowani rywale z minuty na minutę grali lepiej. Petravicius ogrywał pod koszem Gortata, a Jasaitis i Maciulis nie mylili się z w rzutach zza linii 6,25 m. W ostatniej minucie pierwszej kwarty Polacy stracili prowadzenie po rzucie Maciulisa (22:23). Mimo to po 10 minutach podopieczni Muli Katzurina prowadzili 25:23, bo w ostatniej sekundzie 3 punkty zdobył Szubarga.

W drugiej kwarcie polscy koszykarze utrzymywali kilkupunktowe prowadzenie i nie przeszkodziła im w tym nawet awaria światła. O godzinie 18.48, gdy zegar na świetlnej tablicy wskazywał 4,53 do zakończenia tej części meczu, w Hali Stulecia zapadły ciemności. Grę wznowiono po pięciu minutach. Szubarga mimo nacisku obrońców bez strachu zanurkował pod kosz między rosłych Litwinów, a Gortat po asystach Koszarka zakończył dwie akcje efektownymi wsadami piłki do kosza. Po 20 minutach Polska prowadziła 42:32.

Prowadzenie różnicą około 10 punktów utrzymali biało-czerwoni w trzeciej kwarcie i do ostatniej części spotkania przystępowali prowadząc 60:50.

Pierwsze dwie minuty czwartej odsłony były popisem Michała Ignerskiego, który wcześniej przez 30 minut uzyskał tylko 4 punkty i pozostawał w cieniu Lampego, Logana i Gortata. Ignerski trzy raz z rzędu trafił zza linii 6,25 m. Najpierw uczynił to z lewego skrzydła, potem z prawej strony i ponownie z lewej flanki. Polska w 33. minucie prowadziła 71:56.

Tej wysokiej przewagi zawodnikom czwartej drużyny IO w Pekinie nie udało się już zniwelować do końca spotkania, mimo że grali agresywnie i czasami bezpardonowo w defensywie, zmuszając Polaków do popełniania błędów.

W 36. minucie biało-czerwoni prowadzili 75:65, ale Ignerski popisał się tym razem skutecznym wejściem pod kosz i dodatkowo był faulowany. Przewaga podopiecznych Muli Katzurina, niesionych dopingiem kibiców, wzrosła do 13 punktów (78:65). Taktyka w ostatnich minutach była jasna. Polacy grali długo w ataku, a Litwini starali się na wszystkie sposoby utrudniać plan Katzurina.

Na 75 sekund przed końcową syreną przewaga polskiej drużyny stopniała do zaledwie siedmiu punktów (80:73). W kluczowym momencie meczu biało-czerwoni odparli napór Litwinów i zachowali zimną krew. Błyskawiczna kontra, którą Logan zakończył efektownym wsadem, dała prowadzenie 82:72. Pod koszem piłki zbierał Gorat, który po raz drugi z rzędu miał double-double (15 pkt i 17 zbiórek). W tej sytuacji polscy kibice mogli już tylko w euforii skandować: dziękujemy, dziękujemy!

Wtorek, mimo zwycięstwa biało-czerwonych, nie był dobrym dniem dla organizatorów. Oprócz awarii światła doszło do incydentu w trzeciej kwarcie. Na 26 sekund przed jej końcem jeden z nietrzeźwych litewskich kibiców wybiegł na parkiet i usiłował zdjąć spodenki. Został wyprowadzony przez ochroniarzy, choć ich interwencja była nieco spóźniona.

pap, keb