Według niej źródłem krytyki jest fakt, że coraz mniej pamiętamy o co naprawdę chodzi w świętach. - Coraz częściej wykorzystujemy symbole religijne, by podwyższyć atrakcyjność oferty handlowej i zachęcić ludzi do nabywania okazjonalnych gadżetów, które stwarzają pozór odświętności. Kupujemy niechciane podarki i nadmiar jedzenia, które później wyrzucamy, bo nie jesteśmy go w stanie przejeść. Jesteśmy w dużym stopniu zmanipulowani przez handel, przez marketing, przez dyktat niskiej ceny - tłumaczy socjolog.
Zdaniem Ślęzak-Tazbir, komercjalizacja świąt - światła, wystrój, granie kolęd czy piosenek świątecznych - ma jednak swoje dobre strony. - Dzięki niej w centrach handlowych i miejscach publicznych budowana jest specyficzna atmosfera, która powoduje, że jesteśmy bardziej odświętnie nastawieni i lepsi dla siebie nawzajem, przynajmniej w tym okresie. Widać to nawet w handlu - kupowanie odbywa się w zdecydowanie milszej atmosferze - ocenia. Badania przeprowadzone w przeszłości wykazały, że w takiej przedświątecznej atmosferze ludzie są bardziej skłonni do udzielania pomocy podczas różnych charytatywnych akcji. - Nie ulega też wątpliwości, że dzięki komercjalizacji świąt rozwija się gospodarka - ludzie mają pracę i zarabiają na tym wszyscy, zarówno przedsiębiorcy prywatni, jak i państwo - twierdzi Ślęzak-Tazbir.
zew, PAP