Tłuste szaleństwo

Tłuste szaleństwo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tłusty czwartek bez pączków? Niemożliwe! Długie kolejki przed cukierniami od Bałtyku po Tatry świadczą, że Polacy chętnie kultywują smaczną tradycję.
A niegdyś zwyczaj ten nie był popularny w całej Polsce; ograniczał się wyłącznie do jej centralnej części. W Małopolsce natomiast smażono faworki, a na Podlasiu - babaluchy (pszenne bułeczki, oblewane roztopioną słoniną ze skwarkami).

Choć dotyczył on wszystkich warstw społecznych, inne pączki jadano na salonach, zaś nieco inne w wiejskich chałupach. Wykwintny pączek musiał być pulchny i tak lekki, by wiatr mógł go zdmuchnąć z półmiska, zaś na wsi uznanie znajdowały pączki duże i dość twarde, takie, że można było nimi nawet guza nabić i oko podbić, czego przy obficie zakrapianych ucztach nie można było wykluczyć.

Bo tłusty czwartek, rozpoczynający ostatni tydzień karnawału (zwanego niegdyś mięsopustem), to nie tylko pączki. Była to także ostatnia szansa, by przed rozpoczynającym się postem wesoło się zabawić i dobrze (czytaj: tłusto) się najeść.

Tradycja obchodzenia tłustego czwartku dotyczy w zasadzie wyłącznie Polski. W innych krajach Europy tłustym jest wtorek (u nas niegdyś nazywany kusym lub ostatkami). Na tę okazję Niemcy i Austriacy przygotowują placki (crullers), a Finowie - bliny.

My - sądząc po obrotach cukierni - wolimy jednak nasz rodzimy, polski zwyczaj objadania się pączkami. Jeśli natomiast mamy wyrzuty sumienia, że pochłaniamy w tym dniu za sprawą pączków spore ilości kalorii, zawsze możemy rozgrzeszyć się koniecznością kultywowanie tradycji.

em