Rzeczpospolita urzędnicza

Rzeczpospolita urzędnicza

Dodano:   /  Zmieniono: 
Motto: urzędnik to nie praca. To styl bycia

Polsce potrzeba urzędników! 70 tysięcy nowych adeptów urzędowania, którzy podjęli zaszczytną służbę w ciągu ostatnich dwóch lat, to zdecydowanie zbyt mało jak na nasze potrzeby. Bez urzędników nie damy sobie rady z wyzwaniami, jakie stawia nam coraz bardziej skomplikowana współczesność.

Urzędnika, a właściwie całego wydziału (z dyrektorem, sekretarką, starszym specjalistą, referentem i panią Jadzią, która nad wszystkim panuje) zabrakło w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy. Gdy w środku zimowej nocy do strażaków przybiegł w piżamie i bez kapci zaaferowany mężczyzna proszący o pomoc w związku z incydentem ogniowym w swoim mieszkaniu – strażacy musieli odesłać go z kwitkiem. Powód? Ich zdaniem – zgodnie ze starą strażacką tradycją – jeśli ktoś nie skomunikuje się ze strażą pożarną za pomocą numeru telefonicznego 998 to znaczy, że strażacy muszą siedzieć na miejscu, nawet jeśli widzą płomienie z okien swojej remizy. Strażacy odesłali więc mężczyznę do domu, żeby sprawdził czy jego telefon jeszcze się nie pali. Gdyby się nie palił – mężczyzna mógłby wykręcić numer do straży i wezwać pomoc w przepisowy sposób. Niestety ogień nie chciał czekać na dokończenie tej skomplikowanej procedury.

A wystarczyłoby stworzyć w ramach jednostek ratowniczo-gaśniczych w całej Polsce wydziały ds. kontaktów z ofiarami pożarów. Takie wydziały na cotygodniowych odprawach mogłyby postawić sobie zadanie stworzenia odpowiedniego regulaminu, który regulowałby zasady kontaktu jednostek państwowej straży pożarnej z ofiarami incydentów ogniowych. I w takim regulaminie pewnie znalazłby się ustęp trzeci paragrafu szesnastego, który głosiłby, że „w przypadku wystąpienia incydentu ogniowego połączonego z niemożnością skorzystania z tradycyjnych środków komunikacji telefonicznej możliwe jest zawiadomienie strażaków o pożarze drogą ustną, złożone w obecności dwóch świadków incydentu". W przypadkach spornych interesanci odsyłani byliby przez strażaków do starszego specjalisty wydziału – oczywiście tylko w przypadku gdyby incydent ogniowy wydarzył się między 7:30 a 15:30 (z uwzględnieniem przerwy obiadowej). I od razu żyłoby nam się bezpieczniej.

Inny przykład – brak odpowiednio licznej kadry urzędniczej odczuła ostatnio TVP. Oto złośliwy obywatel podszywając się pod wysokiego urzędnika państwowego (przebiegł państwa dreszcz wobec takiej bezczelności?) polecił prezesowi TVP zatrudnienie samego siebie w Telewizji Publicznej. Wobec braku odpowiedniej komórki weryfikującej autentyczność próśb wysokich urzędników państwowych, TVP delikwenta nieomal wpuściła na wizję. A przecież wystarczyłby mały wydzialik, który sprawdziłby czy prośba od szefa Kancelarii Prezydenta faktycznie pochodzi od szefa Kancelarii Prezydenta. I jeszcze niewielka komórka, która sprawdziłaby czy wydzialik działa właściwie. Ale taki wydzialik nie bierze się znikąd. Potrzeba etatów.

Owszem są osoby, które hołdują zabobonnym wierzeniom, że wystarczyłoby oderwać rozmaite instytucje od państwa i kazać im działać na zasadach komercyjnych piętnujących głupotę i niekompetencję bankructwem oraz likwidacją interesu. Jednak fakt, że osoby wyznające takie absurdalne poglądy istnieją jest koronnym dowodem na to, że potrzebujemy dodatkowych urzędników. Należy stworzyć urząd, który zwalczałby zabobony.