Rodzice zagłodzonej półrocznej Madzi przed sądem

Rodzice zagłodzonej półrocznej Madzi przed sądem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rodzice zagłodzonej półrocznej Madzi przed sądem (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Do sądu w Nowym Sączu wpłynął dziś akt oskarżenia w sprawie zagłodzonej Magdy z Brzeznej w woj. małopolskim. Rodzice półrocznej dziewczynki usłyszeli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem, jednak twierdzą, że zostali zmanipulowani przez znachora Marka Haslika. Grozi im 10 lat pozbawienia wolności - podaje TVN 24.
Joanna i Michał P. usłyszeli zarzuty znęcania się ze szczególnym okrucieństwem oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. - To szczególne okrucieństwo miało polegać na nie podawaniu odpowiedniej ilości i jakości pożywienia, narażeniu dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślnym spowodowaniu śmierci - wyjaśnia Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.

Para przebywa obecnie na wolności. Prokuratura uchyliła areszt pod koniec zeszłego roku, ponieważ zgromadziła dość materiału dowodowego i nie istnieje już ryzyko matactwa.

Marek Haslik usłyszał zarzuty świadczenia usług medycznych bez uprawnień oraz jest oskarżony o sprawstwo kierownicze nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka.

Skrajne niedożywienie i agonia

Do tragedii doszło niemal rok temu. Śledczy ustalili, że dziewczynka była skrajnie zaniedbana i wygłodzona, a będąc już w stanie agonalnym nie otrzymywała jedzenia. Rodzice nie zabrali jej do lekarza, jednak byli w stałym kontakcie ze znachorem. Kilka godzin przed śmiercią dziewczynki byli nawet u Haslika w Nowym Sączu, jednak po pogotowie zadzwonili dopiero po śmierci Madzi.

Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był całkowite zaniedbanie i niedożywienie.

„Rodzice uwierzyli Haslikowi”

Rodzice Madzi próbowali tłumaczyć się tym, że zostali zmanipulowani przez znachora. Do szczegółów całej sprawy doszła reporterka TVN 24.

- Być może jest to linia obrony, być może niekoniecznie. Według małżeństwa Haslik sam do nich przyszedł, witając słowami „czekałem na was, a wy do mnie nie przyszliście” i zaoferował pomoc. Później to było skuteczne przedstawianie im historii, mówiącej o tym, że Marek Haslik miał kontakty z Bogiem, że Bóg dał mu magiczny proszek, dzięki któremu on może leczyć ludzi - opisuje zeznania Marta Gordziewcz, reporterka TVN 24. - Mówił, że trzeba mu wierzyć, nie wolno zwątpić, że on potrafi leczyć na odległość. Rodzice uwierzyli Haslikowi, oddali swoją półroczną córkę pod jego opiekę. Dziewczynka zmarła, bo była skrajnie niedożywiona i zaniedbana. Rodzice mówią, że to za namową Marka Haslika karmili dziecko rozwodnioną kaszką, kozim mlekiem, a zamiast pieluch podkładali słomę - kontynuuje reporterka.

pg/tvp24.pl