Naukowiec poczuł się źle i dostał temperatury 10 grudnia, zaraz po powrocie z Singapuru, gdzie brał udział w konferencji naukowej. Początkowo myślał, że ma grypę, ale choroba rozwinęła się i we wtorek, po przewiezieniu do szpitala, uznano po badaniach rentgenologicznych, że ma zapalenie płuc. Przeprowadzono wtedy próby na SARS, które dały wynik pozytywny.
Telewizja tajwańska pokazała w środę filmową relację z przewożenia pacjenta do centrum medycznego. Transportowano go specjalnym, hermetycznym ambulansem, a towarzyszący mu pracownicy medyczni ubrani byli w specjalne kombinezony ochronne.
Jest to pierwszy przypadek SARS na Tajwanie od 5 lipca, kiedy to Światowa Organizacja Zdrowia skreśliła ten kraj z listy regionów zagrożonych, w związku z niewykrywaniem nowych przypadków choroby.
W pierwszej reakcji na doniesienia z Tajwanu regionalny przedstawiciel WHO wyraził opinię, że chodzi prawdopodobnie o odosobniony przypadek.
Wkrótce po podaniu informacji o SARS na Tajwanie, w Singapurze tamtejsze ministerstwo zdrowia oświadczyło, że w kraju tym nie wykryto żadnych przejawów SARS. Postanowiło jednak profilaktycznie objąć kwarantanną 70 osób. Ministerstwo podkreśla, że chodzi wyłącznie o środek zapobiegawczy. Władze wezwały też szpitale do wzmożenia czujności, podkreślając zarazem, że nie ma powodu do ogłaszania alarmu. Tajwan i Singapur należały do krajów, w których podczas epidemii na przełomie 2002 i 2003 roku wykryto wiele przypadków, nowej, nieznanej wcześniej choroby, kończącej się często śmiercią pacjentów. Po Chinach i Hongkongu, Tajwan, był trzecim krajem świata pod względem liczby zachorowań i zgonów na tę chorobę. Do czasu opanowania choroby, czyli do lipca, na wyspie zanotowano 346 zachorowań i 37 zgonów.
Epidemia SARS, która rozpoczęła się najprawdopodobniej w południowych Chinach jesienią ubiegłego roku, pochłonęła w sumie ponad 800 ofiar śmiertelnych na całym świecie.
em, pap