Kafielnikow sprzedawał mecze?

Kafielnikow sprzedawał mecze?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Światowym tenisem wstrząsnęła afera związana z nielegalnymi zakładami - zawodników posądzono o to, że umyślnie oddają mecze, by bogacić się na korzystnych stawkach w firmach bukmacherskich.
Chociaż nikogo na tym procederze nie udało się złapać za rękę uwaga mediów i środowiska tenisowego skupiła się na "dziwnych" porażkach Jewgienija Kafielnikowa.

Rosjanin, należący jeszcze niedawno do ścisłej światowej czołówki, w ostatnim czasie wielokrotnie rozczarowywał swoich kibiców nieoczekiwanymi porażkami ze zdecydowanie słabszymi rywalami. I to na ogół w początkowych fazach turniejów ATP i  zaliczanych do Wielkiego Szlema.

Jeszcze niedawno te wahania formy pochodzącego z Soczi tenisisty budziły tylko złośliwe komentarze, poparte powszechnie znaną słabością Rosjanina do hazardu i zamiłowaniem do wizyt w  ulubionych kasynach w Monte Carlo.

O tym, że tenisiści zarabiają nie tylko na zwycięstwach, ale i na porażkach, jako pierwszy szeroko opisał w czerwcu "Sunday Telegraph". Właściwie informacja ta przeszła bez większego echa, ale śledztwo dziennikarskie doprowadziło do wniosków, że ten problem dotyczy prawdopodobnie większej liczby zawodników. Ani razu nie podano jednak konkretnych nazwisk.

Brytyjski dziennik wrócił do tego tematu, gdy dziennikarze otrzymali informację, że jeden z trenerów obstawiał mecze swojego podopiecznego na trawiastych kortach w Wimbledonie.

Już w sierpniu Stowarzyszenie Zawodowych Tenisistów (ATP) bliżej zainteresowało się tą sprawą i zapowiedziało szeroko zakrojone działania, oparte na współpracy z firmami bukmacherskimi (przekazywaniu danych personalnych osób zawierających szczególnie wysokie zakłady), które pozwolą na ukrócenie tego procederu.

Władze męskiego tenisa uważają jednak, że zjawisko to dotyczy przede wszystkim zawodników spoza pierwszej setki rankingu, grających głownie w challengerach. Podobno inwestują oni swoje pieniądze już na początku turniejów - za pośrednictwem podstawionych osób - gwarantując sobie wypłaty wyższe od sum na  jakie opiewają czeki za odpadnięcie w pierwszej czy drugiej rundzie.

Mimo tych deklaracji sporo kontrowersji wzbudził mecz jaki rozegrali na początku października, w pierwszej rundzie turnieju ATP w Lyonie, Kafielnikow i Fernando Vicente. Na kilka godzin przed jego rozpoczęciem bukmacherzy wstrzymali przyjmowanie zakładów, bowiem na zwycięstwo Hiszpana, który przez kilka miesięcy nie wygrał pojedynku, postawiono ponad 80 tysięcy funtów.

"Myślę, że to stek bzdur i pomówień. To wszystko co mogę na ten temat powiedzieć - mówił później Kafielnikow. - W wyniku takich kłamstw wszyscy zawodnicy w szatni patrzą na mnie jakbym był nosicielem najgorszej w dziejach choroby. Podobne reakcje zauważam ostatnio u siebie w kraju".

Mimo licznych publikacji prasowych oraz zainteresowania całą sprawą działaczy ATP raczej trudno oczekiwać, że uda się kogoś złapać na "gorącym uczynku".

Chociaż udowodnienie jakichkolwiek zarzutów wydaje się niemożliwe, bo trudno będzie sprawdzić sieć powiązań poszczególnych zawodników z ludźmi zawierającymi zakłady bukmacherskie, szef ATP Mark Miles zapowiedział surowe kary dla  przyłapanych na tym procederze tenisistów.

Czeka ich grzywna w wysokości ponad stu tysięcy dolarów, a także odebranie honorariów za starty w turniejach oraz trzyletnia dyskwalifikacja.

sg, pap