Nie ma już Jana Mulaka

Nie ma już Jana Mulaka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zmarł Jan Mulak, legendarny twórca polskiego wunderteamu lekkoatletycznego lat pięćdziesiątych i  sześćdziesiątych. 28 marca skończyłby 91 lat.
Jan Mulak zmarł w poniedziałek rano w Warszawie z powodu ostrej niewydolności układu krążenia.

Koleje życia Jana Mulaka, sportowca, trenera, działacza, polityka, senatora RP, dziennikarza, starczyłyby dla napisania kilku bardzo interesujących biografii. Ale zapamiętano go przede wszystkim jako współtwórcę i głównego "technologa" potęgi polskiej lekkiej atletyki lat 50. i 60., słynnego w świecie wunderteamu, którego apogeum sukcesów przypadło na mistrzostwa Europy w  Sztokholmie (1958) - osiem złotych medali.

Urodzony w Warszawie 28 marca 1914 roku, Jan Mulak sportowcem został już w latach szkolnych. Był uczniem V Gimnazjum Miejskiego w Warszawie, znanego z tradycji lewicowych. Równie wcześnie zdradził talent organizacyjny i społecznikowski. Jako 16-latek został prezesem Uczniowskiego Klubu Sportowego. Ten szkolny klub współpracował z Robotniczym Klubem Sportowym Skra, w którym Jan Mulak był potem instruktorem sportu. W AZS próbował kariery pływackiej, ale trwało to tylko dwa lata. Zwyciężyły zainteresowania lekkoatletyczne. Związany z Żoliborzem i  Warszawską Spółdzielnią Mieszkaniową założył w tej dzielnicy klub RKS Siła, z sekcjami lekkiej atletyki i gier zespołowych.

W czasie wojny należał do lewicy socjalistycznej. Był członkiem konspiracyjnego kierownictwa Polskiej Partii Socjalistycznej. Po  wojnie organizował w Krakowie wojewódzki komitet PPS. W 1954 roku, gdy utworzono Wojewódzki Komitet Sportowy, został jego przewodniczącym. Był też energicznym działaczem Organizacji Młodzieżowej Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych.

Od 1950 roku Jan Mulak intensywnie pracował na rzecz lekkiej atletyki. Był pilnym uczestnikiem kursów trenerskich, na których wykładał Francuz Maurice Bacquet. Na tych zajęciach spotkali się tacy wybitni później szkoleniowcy jak Witold Gerutto, Antoni Morończyk, Zygmunt Szelest.

Na pierwszym obozie kadry narodowej w Zakopanem, w 1951 roku, zabrakło specjalisty trenera biegów długich i Mulak musiał wypełniać jego obowiązki. W zastępstwie sprawdził się doskonale. Był trenerem aktywnym, nie zza biurka. Gdy prowadził w terenie bieg nie pozwalał się wyprzedzać, ale mógł to robić, bo był równie wytrzymały jak jego podopieczni. Potem przyszły kolejne obozy plenerowe - w Cieszynie, w karkonoskich Borowicach, w Wałczu, Spale i Przesiece.

W Polsce już w latach 50. wypracowano system szkolenia specjalistycznego w lekkiej atletyce, co dotąd stosowano tylko w  sporcie zawodowym w USA. Trener Mulak docenił także rolę nauki, ściśle współpracując z naukowcami. Angażował pracowników uczelni wychowania fizycznego w proces szkoleniowy. Wielu z nich objęło funkcje trenerów poszczególnych pionów szkolenia Polskiego Związku Lekkiej Atletyki i wychowało wybitnych zawodników - mistrzów Europy i rekordzistów świata. W Polsce doceniono też rolę rywalizacji drużynowej w tak indywidualnym sporcie jak lekka atletyka. Wunderteam staczał słynne mecze międzypaństwowe z  ówczesnymi potęgami - USA, RFN, ZSRR.

To m.in. dzięki pracy Jana Mulaka o polskiej "królowej" zrobiło się głośno w świecie. W sztokholmskich mistrzostwach Europy (sierpień 1958) Polacy triumfowali w siedmiu konkurencjach mężczyzn i jednej kobiecej. Mistrzami zostali Zdzisław Krzyszkowiak (5 000 i 10 000 m), Jerzy Chromik (3 000 m z  przeszkodami), Janusz Sidło (oszczep), Edmund Piątkowski (dysk), Tadeusz Rut (młot), Józef Szmidt (trójskok) i Barbara Janiszewska (200 m).

W 1959 r. Edmund Piątkowski, podczas czerwcowego Memoriału Janusza Kusocińskiego, ustanowił rekord świata w rzucie dyskiem -  59,91 m, a w 1960 r., na olsztyńskim stadionie (na żużlowym rozbiegu!) polski lekkoatleta Józef Szmidt pokonał barierę 17 m w  trójskoku (17,03 m).

W igrzyskach olimpijskich w Rzymie (1960) Zdzisław Krzyszkowiak ukoronował karierę sportową złotym medalem na dystansie 3 000 m z  przeszkodami - polskiej, aż do czasów Bronisława Malinowskiego konkurencji. Mistrzostwa Europy w Budapeszcie (1966) też były pasmem sukcesów polskich zawodników, którzy siedem razy słuchali Mazurka Dąbrowskiego.

Jeszcze długo polska lekkoatletyka korzystała z myśli teoretycznej i pionierskich rozwiązań metodyki szkolenia Jana Mulaka oraz zespołu wybitnych trenerów, którzy pracowali dla sławy polskiego sportu.

Sam Jan Mulak pomagał potem w rozwoju sportu w Algierii, pełniąc funkcję doradcy ministra sportu młodzieży tego kraju (1970-73). W  latach 1974-78 kierował działem metodyczno-szkoleniowym Stołecznej Federacji Sportu. Od 1978 r. był doradcą przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu. Od 1981 r. był przewodniczącym Związku Trenerów, honorowym członkiem Międzynarodowego Stowarzyszenia Trenerów Lekkiej Atletyki.

Miał też Jan Mulak w swym życiu epizod dziennikarski; był naczelnym redaktorem miesięcznika "LA", w latach 1957-70.

Legendarny trener słynął także z poczucia humoru. Rok temu, w  przededniu 90. urodzin, zapytany przez PAP, czy ten dzień uczci szampanem, powiedział, że ze względu na stan zdrowia ten napój nie  jest dla niego wskazany. Natomiast koniak jak najbardziej.

"W moim stanie zdrowotnym mam unikać szampana. Za to koniak, od  czasu do czasu, jest wskazany, bo podwyższa ciśnienie, a ja mam niekiedy za niskie. W dniu urodzin musi być lampka dobrego koniaczku. I to obowiązkowo!" - mówił wówczas z uśmiechem. Na  sugestię, że ponoć za mało pije, odpowiedział: "Powinno się pić codziennie ponad dwa litry wody. Bywają dni, że nie za bardzo mi się chce. A ryba, zwłaszcza ulubiony przeze mnie śledzik, lubi pływać. W herbatce...". Mimo różnych dolegliwości, dobry humor Jana Mulaka nie opuszczał.

Słowo "wunderteam", czyli cudowna drużyna, pojawiło się po raz pierwszy w 1957 roku. Użyte zostało przez niemieckich dziennikarzy, którzy tak określili lekkoatletyczną reprezentację Polski po zwycięstwie na Neckarstadionie w Stuttgarcie nad zespołem RFN 117:103. W niedługim czasie słowo "wunderteam" przyjęło się nie tylko w Polsce. Dotyczy około 300 lekkoatletów startujących w latach 1956-1966. Do dziś żyje połowa.

**********

"Boże, co za zbieg okoliczności. Od samego rana myślałam o Janie. Mówiłam do męża: Andrzej, musimy kupić koniak i wybrać się wreszcie do Mulaka, by +opić+ z nim nasze złote gody. Mieliśmy iść wcześniej, ale ... to mityng w Bydgoszczy, to teraz halowe mistrzostwa Polski juniorów w Spale, i tak się to nasze spotkanie odkładało. Jestem w szoku - nie wpadniemy już do Jana" -  powiedziała Elżbieta Duńska-Krzesińska, słynna "Złota Ela", rekordzistka świata i  mistrzyni olimpijska w skoku w dal z Melbourne (1956).

"A z koniakiem to zawsze bywały humorystyczne scenki. Jak jechałam z Mulakiem samochodem, jako pasażerka, za każdym razem zabierałam trzy buteleczki - dla Jana, dla jego opiekunki Marianny i dla mnie. W starszym wieku koniak jest lekarstwem, podnosi ciśnienie" - dodała "Złota Ela", która przyznała, że "darła z  Janem koty".

Nietuzinkowe było jej pierwsze spotkanie i pierwsza rozmowa z  Janem Mulakiem. "Był rok 1951. Przyjechałam na obóz kadry juniorek do Wałcza. Trener Mulak, który lubował się we wróżbach z dłoni, wziął moją, popatrzył i rzekł, abym nie dawała jej nikomu w tych celach, po czym swą kościstą dłonią tak mnie klepnął po plecach, że ja od razu krzyknęłam: jak mnie pan jeszcze raz uderzy, to ja panu oddam. I to była nasza pierwsza rozmowa" - wspomina Elżbieta Duńska-Krzesińska.

"Nie ukrywam - mówi - że jako chyba jedyna lekkoatletka, darłam z  Janem koty, stawałam okoniem. Jak dziś pamiętam spięcie na  stadionie w Belgradzie, jesienią 1956 roku, tuż przed wylotem na  igrzyska do Melbourne. Jako rezerwowa miałam mieć sprawdzian w  sztafecie 4x100 m, gdyż Halinkę Górecką bolał dwugłowy. Było potwornie zimno, padał deszcz, więc postanowiłam biec w getrach. Trener Mulak kazał mi je na ten czas zdjąć. A ja uparłam się, że  nie. Jan stał na środku boiska i krzyczał: zdejmij kalesony. I tak przekomarzaliśmy się. Jan: po raz kolejny, masz zdjąć. A ja na to: po raz ostatni mówię, że nie zdejmę. No i nie było sprawdzianu sztafety".

Elżbieta Duńska-Krzesińska podkreśliła, iż mimo że często miała swoje zdanie, była nieposłuszna, z Janem Mulakiem żyła w wielkiej przyjaźni. "Odmienność poglądów nie powinna sprawiać, by człowiek dla człowieka był wrogiem. I ja, i mój mąż, żyliśmy z Janem naprawdę w serdecznej i wielkiej przyjaźni. Żal, że nie wypił z  nami koniaczku na 50. rocznicę naszego pożycia małżeńskiego. Ale  każdy ma zapisany swój dzień odejścia z tego świata i na to wpływu nie ma".

em, pap