W co się bawić

Dodano:   /  Zmieniono: 
Do napędzanej wodorem zabawki twórcy powinni dołączać szczegółową instrukcję zatytułowaną "Jak wytłumaczyć dziecku, dlaczego tata tak strasznie zanieczyszcza środowisko".
Problem polega na tym, że "ekologiczna" zabawka wykorzystuje dwie technologie tyleż obiecujące, co niedopracowane. Pierwsza to ogniwa słoneczne, które od kilkunastu lat mają "lada moment" zapewnić nam dostęp do czystej energii. Niestety, ich wydajność jest nadal zbyt niska
w stosunku do kosztów produkcji, a ekolodzy nagminnie zapominają o fatalnych skutkach tejże produkcji dla środowiska naturalnego. Nic więc dziwnego, że krzemowe baterie słoneczne nadal są stosowane niemal wyłącznie w zabawkach i instalacjach hobbystycznych. Przełomu mogą
dokonać dopiero ogniwa na bazie materiałów organicznych, ale i te na razie nie wyszły poza fazę badań.

Druga niespełniona obietnica to napęd wodorowy, czyli ogniwa paliwowe. Wynalazek znany od ponad stu lat, ale nadal nie nadający się do szerokiego zastosowania. Tu problemem jest przede wszystkim tanie i ekologiczne wytwarzanie, transport i przechowywanie wodoru. Gaz ten jest wszak jedynie magazynem energii, a więc niejako odpowiednikiem akumulatora: do jego wytworzenia potrzebujemy elektryczności, a w ogniwie paliwowym znów jest zamieniany na prąd. Zgodnie z regułami fizyki po drodze część energii idzie na straty - i na razie ta część
jest na tyle duża, że wodorowe auta można oglądać tylko na pokazach projektantów. Dlatego jeśli ktoś chce kupić dziecku zabawkę edukacyjną, polecam mikroskop, a w kwestii wychowania ekologicznego proponuję zacząć od nauki segregacji odpadów. Sprawdza się na co dzień, a tata może sam dawać dobry przykład.