Powtórka z Argentyny? "Roczny deficyt wynosi 100 mld zł"

Powtórka z Argentyny? "Roczny deficyt wynosi 100 mld zł"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk i Jacek Rostowski (fot. FORUM)
Tak źle jeszcze nie było. Gabinet Donalda Tuska uprawia kreatywną księgowość – ostrzegają w rozmowie z Wprost24 ekonomiści. Deficyt wydatków publicznych to nie 48, ale nawet 100 miliardów złotych rocznie. - Jeśli natychmiast nie zreformujemy państwa, będziemy mieć kryzys na miarę Argentyny lub Grecji - ostrzegają eksperci. Rząd będzie musiał sięgnąć po radykalne metody. Niewykluczone, że konieczne będzie odebranie obywatelom praw nabytych.
- Premier Donald Tusk i minister Jacek Rostowski, poprzez kreatywne budżetowanie, doprowadzili do tego, że po raz pierwszy w historii Polski deficyt poza budżetem jest większy, niż w budżecie - ocenia prof. Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP i były prezes Polskiego Stowarzyszenia Ekonomistów Biznesu. Oficjalnie deficyt budżetowy w tym roku wyniesie 48 mld zł. Ale, zdaniem prof. Rybińskiego, rząd mija się w tym przypadku z prawdą. - Rząd wyprowadził z budżetu środki unijne, wydatki na infrastrukturę i do Krajowego Funduszu Drogowego, nie daje samorządom dość pieniędzy na realizację zadań, np. podwyżki dla nauczycieli, więc samorządy muszą się zadłużać a ZUS nie dostaje dość dotacji, więc musi zżerać Fundusz Rezerwy Demograficznej – wylicza prof. Rybiński. - Do tego trzeba doliczyć pożyczki w bankach - dodaje. - Po zsumowaniu mamy ponad 100 mld zł deficytu w tym roku i prawie 100 miliardów w przyszłym. I to jest prawdziwa skala deficytu. Rząd oszukuje społeczeństwo - ocenia Rybiński.

Dług zamiast policji

W 40-miliardową dziurę nie wierzy też były wiceminister finansów prof. Stanisław Gomułka. - A Fundusz Drogowy? A dwadzieścia kilka miliardów przepływu do OFE? - pyta główny ekonomista Business Centre Club. Zdaniem prof. Gomułki deficyt sektora wydatków publicznych to około 100 miliardów złotych rocznie.

Według ostrożnych wyliczeń obecne zadłużenie Polski wynosi około 740 mld zł. - Jeśli rząd nadal będzie wydawał więcej, niż dostaje z podatków, w ciągu trzech lat deficyt może wzrosnąć o około 370 mld zł - prognozuje prof. Rybiński. Skąd ta liczba? Z dokumentów rządowych wynika, że wzrost zadłużenia w ciągu trzech lat wyniesie 330 miliardów. Zdaniem Rybińskiego należy do tej sumy dodać konsekwencje zbyt optymistycznego scenariusza gospodarczego oraz nie ujęte w budżecie wydatki na Fundusz Drogowy.

370 miliardów to połowa obecnej dziury budżetowej. Tak szybki przyrost długu to efekt wpadnięcia w spiralę zadłużenia - każdego roku obsługa zadłużenia publicznego kosztuje Polaków kilkadziesiąt miliardów. Na odsetki wydajemy więcej niż na wojsko, policję i straż pożarną łącznie.

Jak ratować państwo?

Ekonomiści są zgodni – w obecnej sytuacji trzeba podnieść podatki. - Jeszcze 2-3 lata temu można było pomyśleć o zestawie instrumentów polityki gospodarczej, który wyprowadziłby nas na prostą bez podwyżki podatków. Dziś jest już za późno, dziura jest zbyt duża - uważa prof. Rybiński. Niedawno minister finansów oświadczył, że dla podwyżki VAT nie ma alternatywy. Według szacunków resortu wyższe wpływy z VAT dadzą budżetowi dodatkowe 5 mld zł. - Dziwię się ekscytacji wokół tej inicjatywy podatkowej - mówi prof. Gomułka. Jego zdaniem, w porównaniu z deficytem skala podwyżki jest marginesowa. - I dlaczego rząd zapowiada, że to podwyżka na 3 lata? Co się przez ten czas zmieni? - pyta retorycznie profesor.

Również dr Ryszard Bugaj uważa, że trzeba podnieść podatki, choć niekoniecznie VAT. - Rząd wybrał najłatwiejsze z rozwiązań. Należy podnieść stawkę PIT dla najbogatszych, tutaj przywileje podatkowe są ogromne - uważa Bugaj. Sposobem ratowania finansów państwa na pewno nie jest prywatyzacja. - Łatanie dziury w taki sposób, możliwe jest jeszcze przez rok, dwa - uważa prof. Gomułka. Z kolei według prof. Bugaja, sprzedając majątek dziś, tracimy pieniądze. - Gospodarka światowa nie weszła na stabilną ścieżkę rozwoju, ceny aktywów są relatywnie niskie - zauważa Bugaj.

Również podatek bankowy, proponowany przez PiS, nie rozwiązałby problemu. - W praktyce taki podatek zostanie przerzucony na klientów banków - ocenia Bugaj. - PiS przekracza granice absurdu. Żeby zebrać 5 mld zł z podatku bankowego, trzeba by zabrać bankom połowę zysków - dodaje Rybiński. Jego zdaniem efektem wprowadzenia podatku byłby wzrost opłat i prowizji bankowych, podrożałyby też kredyty. - Opozycja zachowuje się podobnie jak rząd. Ignoruje skalę problemu - komentuje Gomułka.

Oszczędzajmy!

Problem Polski to zbyt duże wydatki publiczne. Szacuje się, że w ciągu roku państwo wydaje około 600 milardów złotych. Ostatnie lata to konsekwentny wzrost wydatków. Teraz trzeba oszczędzać. - Musimy się domagać, być rząd przedstawił pakiet ratunkowy - apeluje prof. Gomułka. Jego zdaniem w ciągu trzech lat należy zaoszczędzić 50-60 milardów. - Radykalne cięcia wprowadza Wielka Brytania, kraje nadbałtyckie. Nam wystarczą cięcia w skali 10 proc. Ale trzeba działać. Rząd nie chce wprowadzać reform przed wyborami? Po wyborach nie będzie miał wyjścia - ostrzega profesor Gomułka.

- Za mało ograniczamy wydatki - wtóruje prof. Rybiński. - Zlikwidujmy przywileje mundurowe - proponuje. Jego zdaniem przyniesie to oszczędności liczone jeśli nie w miliardach, to w setkach milionów złotych. Z tą opinią zgadza się Ryszard Bugaj, zdaniem którego przywileje wojskowych to relikt PRL.

Zdaniem prof. Krzysztofa Rybińskiego, rząd PO nie robi wiele, by walczyć z dziurą budżetową. - W projekcie budżetu na przyszły rok, w Wieloletnim Planie Finansowym widzę tylko jeden ruch reformatorski, też połowiczny - zmniejszenie zasiłków pogrzebowych - podkreśla. Jego zdaniem zasiłki powinni otrzymywać wyłącznie najbiedniejsi. Według rządowego raportu Polska 2030 prawie 80 proc. szeroko rozumianej pomocy społecznej nie trafia do osób biednych. - U nas renty otrzymuje dwa razy więcej osób, niż wynosi średnia OECD. Czy jesteśmy krajem inwalidów? - ironizuje prof. Rybiński. - Dlaczego kasjerka z Biedronki dopłaca do refundowanych leków? Dlaczego dobrze zarabiający profesor płaci 3 zł za lek kosztujący 30 zł? - dziwi się były wiceprezes NBP. Zdaniem Rybińskiego likwidacja tych absurdów oraz cofnięcie ulgi prorodzinnej przyniosłyby 10 miliardów złotych oszczędności.

W przyszłym roku Polacy dopłacą do KRUS 15 mld zł. Czy przeniesienie rolników do ZUS dałoby realne oszczędności? - To byłoby jedynie obniżenie kosztów transakcyjnych. Nie ma potrzeby utrzymywać dwóch instytucji jednocześnie - uważa Ryszard Bugaj. Według prof. Gomułki samo przesunięcie nic nie da. - Teraz dofinansowujemy rolników w 92 proc. Powinniśmy to radykalnie zmienić - twierdzi. Ekonomiści zaznaczają, że nie powinno uderzać się w najbiedniejszych rolników. - Część z nich ma tak niskie dochody, że w ich przypadku emerytura będzie właściwie zasiłkiem - ocenia Bugaj. Zdaniem rozmówców Wprost24 należy jednak skończyć z dopłacaniem do emerytur bogatych i pseudorolników. - Rolnicy posiadajacy powyżej 50 ha w ogóle nie powinni być dofinansowani - proponuje Gomułka. - W KRUS-ie funduje się świadczenia bardzo bogatym ludziom - dodaje Bugaj. - Od 1 stycznia powinniśmy przesunąć do ZUS tych, którzy są zarejestrowani jako rolnicy, bo mają hektar piachu. Według szacunków rządowych zyskamy 2-3 mld zł natychmiast, a 10 mld zł w ciągu 10 lat. Tylko trzeba mieć odwagę, żeby to zrobić - mówi prof. Rybiński.

Prawa nabyte? Nie w czasie kryzysu

Polskę w stronę finansowej zapaści popycha system emerytalny. Dane demograficzne są nieubłagane - polskie społeczeństwo się starzeje. Zdaniem ekonomistów, przed załamaniem system może uratować jedynie podniesienie wieku emerytalnego. Ryszard Bugaj proponuje, by wprowadzić dwie liczby. Wiek uprawniający do przejścia na emeryturę (65 lat) oraz wiek, w którym pracodawca mógłby wysyłać pracownika na emeryturę. W tym drugim przypadku pracownik pracowałby kilka lat dłużej, otrzymywałby też wyższe świadczenie.

Zdaniem ekonomistów obecny system jest zbyt słaby, by można było podnieść wiek emerytalny tylko osobom wchodzącym dziś na rynek pracy. Zmiana musi dotknąć wszystkich, co jest równoznaczne z naruszeniem praw nabytych obywateli. Według prof. Rybińskiego nad sprawą natychmiast powinien pochylić się Trybunał Konstytucyjny. Ekonomista przewiduje, że w ciągu najbliższych 10 lat Europę czekają procesy wytaczane państwom przez obywateli. - Trybunały będą musiały ocenić, czy utrzymywanie praw nabytych, rujnujących budżet, jest zasadne - prognozuje Rybiński. - Jeśli nie wydłużymy wieku emerytalnego, wszystkim, doprowadzimy do ruiny finanse publiczne. Za 10 lat będzie już za późno - ostrzega.

Powtórka z Argentyny

Sytuacja finansowa Polski jest krytyczna - oceniają rozmówcy Wprost24. Jednak zdaniem prof. Rybińskiego brakuje na ten temat rzetelnej dyskusji. - Rząd próbuje nas uspokajać - ocenia. - Donald Tusk - jak sam mówi - chce poprawiać samopoczucie Polaków tu i teraz – przypomina słowa szefa rządu prof. Gomułka. - Robi to kosztem Polaków tu i w przyszłości - dodaje.

Zdaniem prof. Gomułki rosnące zadłużenie spowoduje ogromny kryzys. - Dziś na obsługę długu wydajemy około 3 proc. PKB, A będziemy wydawać nawet 6 procent. Jeśli będziemy się dalej zadłużać, jeśli nie będzie reform, to w Polsce stanie się to, co na Węgrzech lub w Argentynie – alarmuje główny ekonomista BCC.