Polska marka z sukcesem w Katarze. Szejk chciał mieć jej butik w swojej galerii

Polska marka z sukcesem w Katarze. Szejk chciał mieć jej butik w swojej galerii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ania Kruk (fot.ADAM JANKOWSKI/REPORTER/ Materiał ilustracyny z tygodnika "Wprost")
Po serii giełdowych przejęć Wojciech Kruk stracił kontrolę nad firmą, którą jego rodzina tworzyła od prawie dwóch wieków. Teraz do gry wchodzi jego córka, która buduje na nowo rodzinne królestwo biżuterii. Ania Kruk oplotła Polskę siecią butików i rusza na podbój Kataru.

Szymon Krawiec, "Wprost": Historia z tym katarskim szejkiem to prawda?

Ania Kruk: Brzmi trochę jak bajka, ale to prawda. Szejk był na wyjeździe biznesowym w Warszawie, przechadzał się po Galerii Mokotów. Wszedł do naszego butiku, zachwycił się i zaczął nagrywać filmik telefonem. Zostawił wizytówkę i poprosił o kontakt.

I pani zadzwoniła?

Najpierw zadzwoniły do nas dziewczyny z butiku. Powiedziały, że kręci się dziwny pan i nagrywa film. Że zostawił wizytówkę, że mamy zadzwonić. Nie wiedziały za bardzo, jak się zachować. A szejk zabrał filmik do Kataru. Pokazał menedżerom i powiedział: „Chcę mieć Anię Kruk w swojej galerii w Katarze”. Po kilka dniach zadzwonił do Wojtka, mojego brata, jego asystent. Oświadczył, że specjalnie dla nas przylatuje do Poznania i jest gotów na spotkanie.

Szejkowi się nie odmawia.

To taka historia jak z amerykańskich filmów. Gdy do kelnerki w restauracji podchodzi wielki fotograf i mówi: „Będziesz supermodelką!”.

I tak po prostu, oczarowana urokiem szejka, powiedziała pani: „Tak, zgadzam się, od razu otwieramy butik”.

Nie tak szybko. Rozmowy trwały rok. A butik otworzyliśmy w lipcu, ale nie chcieliśmy się za bardzo chwalić.

Jak to?

Chcieliśmy najpierw sprawdzić, czy w ogóle będziemy mieć klientów. Żeby później nie było, że wypuszczamy wielkiego newsa o butiku w Katarze, a za dwa tygodnie kolejnego, że musieliśmy go zamknąć, bo nikt nie kupował.

Teraz już wiadomo, że kupują?

Kupują. Chociaż to nadal egzotyczny widok, gdy obok butiku z polską biżuterią przechadzają się panie całe ubrane na czarno, a obok nich panowie cali na biało. Wchodzą do środka i przymierzają kolczyki.

Przecież oni tam wszystko mają. Kupują sobie kolie i brylanty za tysiące dolarów. Czym ich jeszcze można skusić?

Rzeczywiście, Arabki i Hinduski (których dużo mieszka w Katarze) bardzo lubią błysk. Z górnej półki mają tam wszystko. Mnóstwo sklepów Tiffany’ego, Cartiera, Choparda. Ale brakuje średniej półki.

Po co im średnia półka w stylu Ani Kruk, skoro Katarki mogą sobie pozwolić na wszystko.

Żony może tak, ale córki już nie. Kobieta po trzydziestce kupi sobie kryształową kolię za kilkanaście tysięcy dolarów i będzie w niej pięknie wyglądać. Ale córka? Ona dopiero do tej najdroższej biżuterii musi dojrzeć. Chcemy więc być taką marką prezentową dla młodszych Arabek. Proponujemy zupełnie inną stylistykę.

To co kupują u was Katarki?

Hitem okazały się kryształy. Od żółtego blasku złota lubianego przez Hinduski tamtejsze kobiety wolą delikatny blask cyrkonii. Kochają też kolory, rozbudowane formy. Bogato zdobione kolczyki, efektowne naszyjniki, kolorowe bransoletki. Trochę jak z „Baśni tysiąca i jednej nocy”.

A co kupują sobie Polki?

U nas modna jest delikatna biżuteria. Od dwóch lat mamy powrót do prostoty, minimalizmu, delikatnych wzorów. Polki lubią, gdy za produktem stoi oczywiście ładne opakowanie, no i historia. Jakaś symbolika. Dla mnie to również jest ważne, dlatego stworzyłam całą kolekcję z różnymi symbolami na zawieszkach. Jest wzór, który oznacza miłość, inny wiarę, kolejny nieskończoność. Ostatnio przyszła do nas klientka, która od razu kupiła trzy naszyjniki z tym samym symbolem. Jeden dla siebie, drugi dla siostry, trzeci dla mamy. Chciała w ten sposób pokazać więź między kobietami w rodzinie.

Cały artykuł można przeczytać w najnowszym numerze "Wprost", który trafił do kiosków w poniedziałek, 11 stycznia 2016 r. E-wydanie tygodnika "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchania oraz na  AppleStoreGooglePlay.