Wniosków jest kilka - przede wszystkim powinno się stworzyć jedno wspólne centrum dowodzenia, które koordynowałoby działania wszystkich służb specjalnych. Tymczasem obcokrajowców może zaniepokoić coś innego - raport wykazał niewystarczająco skuteczne działania służb granicznych i migracyjnych. Można się więc spodziewać jeszcze większego zaostrzenia amerykańskich przepisów celnych, uszczelnienia granic i jeszcze ostrzejszych środków bezpieczeństwa na lotniskach. Na tym jednak konstruktywna krytyka się kończy.
Po co w ogóle i dlaczego dopiero teraz opublikowano raport? Przecież nie sposób zapobiec atakom terrorystycznym - terroryści też mają swój wywiad i obserwują działania służb specjalnych, zaś pomysłowość al-Kaidy zdaje się nie znać granic. Nawet podczas wzmożonej walki z terroryzmem, na miejsce jednej likwidowanej siatki, powstają dwie nowe! Prawdą jest, że Ameryka jest dużo bezpieczniejsza niż przed 11 września, ale zagrożenie ciągle istnieje. Ale do sformułowania tak oczywistej tezy nie trzeba było zwoływać specjalnej komisji!
Raport może zawieść nawet tych, co uznali, że tworzono go na "zamówienie polityczne". Wbrew wcześniejszym podejrzeniom, nie jest on frontalnym przedwyborczym atakiem na administrację Busha. Uznano, że to nie prezydent tylko raczej służby specjalne są winne - ich największym grzechem jest grzech zaniechania.
Z dużej chmury mały deszcz - chciałoby się powiedzieć. I można się tu zastanowić, czy w ogóle ma sens powoływanie "śledczych" z politycznego rozdania, którzy przez dłuższy czas dają nadzieję na sensacyjne rozwikłanie tajemnic, a potem... wydają raporty, których znaczenie może doceni najwyżej szczególnie zawzięty student politologii piszący pracę dyplomową. W przypadku amerykańskiej komisji część kosztów na pewno się zwróci - jej raport trafił już do sprzedaży w księgarniach. Ale całość raczej przypomina księgę skarg i wniosków z PRL-owskiego sklepu.
Dominika Ćosić