Rafał Trzaskowski na 17 października przełożył inaugurację swojego ruchu. Ale nawet w tę datę nie wierzą politycy Platformy. – Zaraz okaże się, że po raz trzeci, czwarty przełoży ogłoszenie ruchu. Przecież epidemia szaleje i nim się obejrzymy Warszawa będzie w czerwonej strefie – mówi polityk Koalicji Obywatelskiej, który twierdzi, że prezydent Warszawy przespał sprawę powołania „Nowej Solidarności”. – Powinien był powołać ruch latem. Teraz nie wiadomo nawet, czy dużo ludzi przyjdzie na inaugurację. Każde kolejne spotkanie „Nowej Solidarności” będzie gromadziło mniej ludzi, bo wokół ruchu nie ma już tej energii, która była jeszcze latem – opowiada polityk Koalicji Obywatelskiej. Rafał Trzaskowski początkowo start swojego ruchu obywatelskiego „Nowa Solidarność” zapowiadał na 5 września. Awaria kolektora ściekowego w warszawskiej oczyszczalni „Czajka” spowodowała jednak, że przełożył to na inny termin.
Czytaj też:
Popłoch w PO. Po Nowaku przyjdzie czas na Tuska? „Budka boi się kolejnej afery”
Nie można powiedzieć, żeby opóźnianie startu ruchu Trzaskowskiego nie było na rękę politykom Platformy Obywatelskiej. Wiedzą oni, że „Nowa Solidarność” z jednej strony będzie konkurencją dla PO, a z drugiej będzie stale porównywana do Ruchu „Polska2050” Szymona Hołowni. Rzecz w tym, że Hołownia nie ma nic innego do roboty niż rozwijać swoją organizację, a Trzaskowski ma na głowie Warszawę i niechętnych działaczy PO za plecami.
Nasz rozmówca z KO uważa, że świetnie opisała tę sytuację jedna z posłanek Platformy, podczas wrześniowego posiedzeniu klubu mówiąc: „Rafale jesteś w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Jeżeli założysz swój ruch, to będzie on musiał ustawiać się w opozycji do PO, a jeżeli go nie założysz to ludzie będą źli i rozczarowani, że zapowiedziałeś nową inicjatywę polityczną i nic nie zrobiłeś”.
Jeden z naszych informatorów, który od początku nie wierzył w powodzenie ruchu Trzaskowskiego uważa, że w tym projekcie wszystko jest nie tak. Nawet nazwa „Nowa Solidarność”. – Młodzi ludzie z którymi rozmawiałem uważają, że ta nazwa oznacza iż ruch będzie patrzył w przeszłość a nie w przyszłość. Dla młodych Solidarność to prehistoria, ma swoje zasługi sprzed 40 lat, a współczesny ruch obywatelski powinien samą nazwą sugerować, że chodzi w nim o przyszłość – wzdycha polityk Koalicji Obywatelskiej.
Czytaj też:
Czarna rozpacz Trzaskowskiego: „Po co mi to było, po co to podpisywałem?”
Politycy PiS są zaskoczeni zachowaniem Jarosława Kaczyńskiego. – W PiS spodziewano się, że prezes podejmie zdecydowane działania wobec Zbigniewa Ziobro. Wielu nastawiało się nawet na wyrzucenie go z rządu, bo Jarosław Kaczyński mógł to zrobić i a potem przeciągnąć część polityków Solidarnej Polski na swoją stronę. Ostatecznie bardzo łagodnie potraktował Ziobrę i dał mu nadspodziewanie dużo. Niektórzy w PiS-ie mówią, że o tym, iż prezes delikatnie potraktował Ziobrę miała przesądzić rozmowa panów w cztery oczy – opowiada nasz informator.
Jarosław Gowin też był zdziwiony przebiegiem rozmów koalicyjnych. – Jarek, konflikt między Kaczyńskim i Ziobro rozegrał w umiejętny sposób. W odpowiednim momencie negocjacji, umył od tego ręce. Zachował się jakby zostawił czajnik na gazie i musiał wyjść – śmieje się nasz informator i przekonuje, że prezes Porozumienia nie może zrozumieć, dlaczego Jarosław Kaczyński nie skorzystał z tego, by ostatecznie policzyć się z Ziobro. – Gowin w żaden sposób nie wspierał w negocjacjach Ziobry, oprócz kwestii subwencji, na której obu zależało. Kaczyński miał pole manewru by pogrążyć ministra sprawiedliwości – słyszymy od polityka sympatyzującego z Jarosławem Gowinem.
Ciekawe kulisy podpisania umowy koalicyjnej zdradza jeden z naszych informatorów. A mianowicie konferencja, na której liderzy Zjednoczonej Prawicy podpisali porozumienie miała opóźnić się przez Mariusza Kamińskiego. Według naszych rozmówców, tak jak pisała „Gazeta Wyborcza”, Jarosław Kaczyński poważnie rozważał dymisję szefa MSWiA z przyczyn osobistych. W ostatniej chwili tuż przed konferencją, na której doszło do podpisania umowy koalicyjnej, Jarosław Kaczyński miał zmienić zdanie. Dlatego konferencja opóźniła się ponad pół godziny. W partii spekuluje się, że prezes zdecydował o pozostawieniu w rządzie Kamińskiego z obawy, że bez koordynatora służb specjalnych będzie mu trudniej kontrolować poczynania Zbigniewa Ziobry.
Czytaj też:
Zbigniew Ziobro do dymisji? Budka tłumaczy, dlaczego nie posłuchał rady Tuska
Cezary Tomczyk dużą przewagą głosów nad Urszulą Augustyn (dwie trzecie do jednej trzeciej) zdobył stanowisko szefa klubu Koalicji Obywatelskiej. W Platformie jednak zaczęto wnikliwie analizować to głosowanie i okazało się, że gdyby odrzucić głosy posłów nie należących do PO (Nowoczesna, Inicjatywa Polska, Zieloni a nawet kilku konserwatystów) to przewaga Tomczyka nad Augustyn zdecydowanie by zmalała, a niektórzy nawet twierdzą, że w samej PO Augustyn by wygrała. – A przecież było to głosowanie nie „za” lub „przeciw” Tomczykowi, tylko „za” lub „przeciwko” Borysowi Budce, szefowi PO – mówi polityk Koalicji Obywatelskiej. I dodaje, że wśród posłów PO panuje przekonanie, że lider partii stracił poparcie większości działaczy.
– Co więcej koledzy z Platformy są rozczarowani nowym przewodniczącym, mówią, że Budka nie daje nadziei na przełamie złej passy PO i uczynienie z niej formacji zdolnej do przejmowania władzy – relacjonuje polityk KO.
Minorowe nastroje panują też w SLD, choć sąd wreszcie zarejestrował zmiany w statucie i partia może zmienić nazwę na Nowa Lewica. Większość działaczy uważa, iż szyld SLD był na tyle rozpoznawalny, że chociażby z tego powodu zwiększał szanse wyborcze formacji, a Nowa Lewica to twór nieznany. – Wszyscy zauważyli, że w kontekście na wieść o zmianie statutu media nie pisały o Nowej Lewicy tylko o zniknięciu SLD i o historii tej formacji. To bardzo przygnębiło członków Sojuszu. Coś gorsza działacze lewicy sądzili, że nowy ruch Szymona Hołowni będzie stanowił zagrożenie głównie dla PO, a tymczasem to właśnie z klubu lewicy „wyrwana” została posłanka i być może będą kolejne transfery, gdy baronowie Sojuszu zaczną marginalizować działaczy Wiosny, a taki mają zamiar – mówi polityk opozycji. I dodaje: „Ludzie nie wierzą w Nową Lewicę, a dla ugrupowania nie ma nic gorszego niż niewiara działaczy w szanse powodzenia nowego projektu”.
Czytaj też:
SLD przechodzi do historii. W tle konflikty i spisek przeciw Czarzastemu
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.