Pawłowicz wzywała Szwecję do oddania skarbów z potopu. Mamy szanse je odzyskać? Pytamy autora książki polecanej przez sędzię TK

Pawłowicz wzywała Szwecję do oddania skarbów z potopu. Mamy szanse je odzyskać? Pytamy autora książki polecanej przez sędzię TK

Szwedzi wywozili także militaria, w tym takie rzeczy jak miecz koronacyjny Władysława IV, dwie zdobione zbroje tego władcy, szablę Jana Kazimierza, hełm Iwana Groźnego wcześniej zrabowany przez Polaków z Kremla, a także liczne przedmioty w tym zbroje, końskie siodła, szable, miecze, broń palną.

Później wywożono rzeczy codziennego użytku: sztućce, talerze, obrazy, rzeźby, stroje, nawet pościel z Zamku Królewskiego w Warszawie, czy meble i to niekoniecznie te najbardziej ozdobne – wymienia w rozmowie autor „Uratowanych z potopu”.

Szwecja i Polska w tamtym czasie były na zupełnie innym poziomie rozwoju. Polska miała bardzo krótki moment niesłychanej prosperity, ponieważ dorobiła się na handlu zbożem i na handlu mięsem na potrzeby wojny 30-letniej. Nasza magnateria, nasza szlachta zarobili na tym fantastycznie – tłumaczy Jamkowski. – Powstało wtedy bardzo dużo okazałych rezydencji. Najwięcej w Warszawie. Jak zaczął się potop to miały one zaledwie kilkanaście lat – dodaje.

Dlatego Warszawa, od zaledwie kilkudziesięciu lat stolica Rzeczypospolitej z Zamkiem Królewskim i wieloma wspaniałymi pałacami, została szczególnie dotknięta przez szwedzki rabunek.

Szwedzi posunęli się do tego, że zaczęli rozbierać elementy architektoniczne. Rozebrali cały fronton Villa Regia, czyli Pałacu Kazimierzowskiego. To było spektakularne marmurowe wejście, rodzaj niezwykłej loggi. Zabrali fontanny ogrodowe, obeliski, które były na dachu i wiele fantastycznych marmurowych elementów dekoracyjnych – mówi nam Jamkowski.

Dr Adamkiewicz podaje inny przykład. – Chyba najbardziej anegdotycznym łupem są ozdobne lwy kamienne spod monumentalnego Pałacu Kazanowskich stojącym wówczas przy skrzyżowaniu Krakowskiego Przedmieścia i Bednarskiej. Do dziś te wspaniałe rzeźby bronią dostępu do Pałacu Królewskiego w Sztokholmie – opisuje.

Uratowane z potopu

Zrabowane dobra Szwedzi spławiali na barkach do morza rzekami, zwłaszcza Wisłą, a następnie przeładowywali je na potężne okręty i zabierali do swojego kraju. Jednak nie wszystkie z setek barek dopłynęły do swojego celu.

Dr hab. Hubert Kowalski, współautor książki „Uratowane z potopu”, przeglądając archiwa kilkanaście lat temu natknął się na listy Jana Kazimierza pisane tuż po potopie, z których wynikało, że kilka szkut ze zrabowanymi skarbami zatonęło w Wiśle i już wtedy próbowano je wydobyć. Nie było jednak żadnych dowodów na to, że się to udało.

Dlatego on i Marcin Jamkowski, a także dr Justyna Jasiewicz oraz Marzena Hmielewicz i Konstanty Kulik rozpoczęli ich poszukiwania. Rzekę przeskanowali przy pomocy sonarów, a w końcu w jednym z miejsc, które wydało się podejrzane, na wysokości Warszawskiej Cytadeli, natrafili na wraki szkut i skarby, które przewoziły.

W ciągu 10 lat udało im się wydobyć z dna Wisły 20 ton marmurowych skarbów. Wśród nich elementy rzeźbiarskie, dekoracyjne, łuki, elementy z herbami rodziny Wazów. Okazało się, że składają się one na zrabowany ozdobny fronton z Pałacu Kazimierzowskiego. Poszukiwacze znaleźli także dwie armaty i 20 świetnie zachowanych, drewnianych kół armatnich.

Wszystkie te zabytki trafiły do konserwacji i zostaną umieszczoną w Muzeum Historii Polski, które się buduje na Cytadeli Warszawskiej. To, że nasze zabytki znalezione w Wiśle na wysokości Cytadeli, trafią właśnie tam to niezwykła klamra spinająca nasze poszukiwania. Fronton Pałacu Kazimierzowskiego z oryginalnych, XVII-wiecznych marmurów odnalezionych przez nas zostanie odbudowany w Muzeum. Ma być centralnym punktem ekspozycji dotyczącej Polski szlacheckiej – mówi „Wprost” Jamkowski. – Jesteśmy niesłychanie dumni z tego, że odnalezione przez nas zabytki będą żyły, będzie można je oglądać i podziwiać – dodaje.

Szwedzi uważają, że mają prawo do zabytków

Jednak setki innych barek w czasach potopu dopłynęło do portu w Elblągu, a następnie do Szwecji. Tam polskie skarby trafiły do pałacu szwedzkiego króla, do rezydencji arystokracji, a także do kościołów w całym kraju. Dziś są rozproszone w wielu muzeach, kościołach, a także w prywatnych rękach rodzin, które często nie zdają sobie sprawy skąd pochodzą przedmioty od setek lat przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Szwedzi uważają, że zgodnie z prawem te zabytki należą do Szwecji. Jak mówił mi prof. Kamil Zeidler, prawnik z Uniwersytetu Gdańskiego, który specjalizuje się w restytucji dóbr kultury, rzeczywiście tak jest. W 1660 roku, na koniec potopu szwedzkiego podpisaliśmy ze Szwecją pokój oliwski. Jest to traktat zawarty przez dwa niezależne państwa, którego zapisy obowiązują do dziś. I my zrzekliśmy się w nim roszczeń do prawie wszystkich rzeczy wywiezionych w trakcie potopu. To była cena pokoju – mówi nam Jamkowski.

Tę kwestie tłumaczy dr Adamkiewicz. – Problem zrabowanego majątku pojawił się w czasie rozmów pokojowych, zawarty był także w traktacie pokojowym. Literalnie domagano się jednak przede wszystkim zwrotu archiwów i bibliotek – podkreśla.

Jednak od razu na myśl przychodzi pytanie, dlaczego w traktacie nie wymienia się dóbr materialnych, tym samym w pewnym stopniu akceptując ich zabór. – Z dość błahego powodu. Większość z nich dość szybko przetapiano wydobywając kruszec, albo niszczono dzieląc pomiędzy grabieżców. Ich zwrot byłby trudny. Być może zresztą uważano to także za efekt uboczny wojny i zgadzano się z tym obciążeniem – mówi historyk. – Jednak traktat oliwski w artykule VII i IX zobowiązywał stronę szwedzką do zwrotu zrabowanych książek i archiwów w ciągu 3 miesięcy. Szwedzi z tego zobowiązania się nie wywiązali. Zwrócili tylko niewielką część, a większość nadal wypełnia szwedzkie muzea, archiwa czy biblioteki – podkreśla Adamkiewicz.