Misja NATO ws. Ukrainy obietnicą zastępczą? Gen. Koziej: Stawka jest naprawdę wysoka

Misja NATO ws. Ukrainy obietnicą zastępczą? Gen. Koziej: Stawka jest naprawdę wysoka

Jens Stoltenberg
Jens Stoltenberg Źródło:PAP/EPA / Olivier Hoslet
– Zapowiedź misji natowskiej oraz ustanowienia specjalnego funduszu na wsparcie Ukrainy jest pewnego rodzaju surogatem rozpoczęcia procesu akcesji Ukrainy do NATO. Ale i tutaj jest pewne ryzyko – podkreśla gen. Stanisław Koziej w rozmowie z „Wprost”. Były szef BBN odniósł się również do nowej inicjatywy Andrzeja Dudy. I chociaż ocenia ją pozytywnie, nie daje jej realnej szansy na realizację.

W Kwaterze Głównej NATO odbyło się dwudniowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich. Wydarzenie zostało zorganizowane z okazji 75-lecia powstania sojuszu. Na agendzie były m.in. przygotowania do szczytu NATO, który odbędzie się w lipcu w Waszyngtonie. Radosław Sikorski poruszył temat związany z naruszeniem przestrzeni powietrznej nad Polską przez jeden z rosyjskich pocisków manewrujących, a w odpowiedzi politycy z innych państw wyrazili solidarność wobec naszego kraju oraz wzięli udział w dyskusji o dodatkowych możliwościach wsparcia obrony przeciwlotniczej.

Misja NATO ws. Ukrainy. „To byłaby jakościowa zmiana o znaczeniu międzynarodowym”

Odbyło się także posiedzenie Rady NATO-Ukraina z udziałem ministra spraw zagranicznych Dmytro Kułeby, podczas którego zostały omówione aktualna sytuacja na froncie w czasie rosyjskiej agresji oraz najpilniejsze potrzeby Ukrainy, aby mogła odpierać ataki okupantów. Kilka dni wcześniej Bloomberg poinformował, że Jens Stoltenberg wyszedł z propozycją utworzenia funduszu wspierającego zaatakowany przez Rosję kraj.

Głośnym echem odbiła się wypowiedź Radosława Sikorskiego, który zapowiedział koncepcję ustanowienia misji natowskiej w sprawie Ukrainy. Szef polskiego MSZ podkreślił, że wdrożenie tego pomysłu nie oznacza, że NATO włącza się w konflikt z Rosją. – Nie oznacza to, że idziemy na wojnę, ale że będziemy teraz mogli wykorzystać zdolności koordynacyjne, szkoleniowe i planistyczne sojuszu, aby wspierać Ukrainę w bardziej skoordynowany sposób – przekazał minister.

Gen. Stanisław Koziej w rozmowie z „Wprost” wskazał, jak należy rozumieć słowa Radosława Sikorskiego.

– Koncepcja, o której wspomniał Radosław Sikorski, zakłada przejęcie przez NATO procesu koordynacji wsparcia Ukrainy – zarówno w wymiarze bieżącym, ale – co szczególnie ważne – również perspektywicznym, wieloletnim. Jeśli faktycznie ta misja zostanie wdrożona, będzie można mówić o przekroczeniu istotnego progu wspierania Ukrainy. To byłaby jakościowa zmiana o znaczeniu międzynarodowym – mówi były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

– Do tej pory NATO, jako sojusz, nie angażowało się wraz ze swoimi zasobami, zdolnościami i strukturami w pomoc państwu, które zostało zaatakowane przez Rosję. Wsparcie oferowały poszczególne kraje członkowskie Sojuszu Północnoatlantyckiego. Robiły to we własnym imieniu. Uważam, że szef polskiego MSZ celowo użył słowa „misja” w kontekście nowej koncepcji, aby niejako dać Rosji ostrzejszy sygnał i pokazać, że NATO planuje zacząć pomagać Ukrainie właśnie jako sojusz – kontynuuje ekspert.

Ukraina usłyszy dwa razy „nie”? Gen. Koziej: Stawka jest naprawdę wysoka

Od czasu, kiedy Rosja rozpoczęła pełnowymiarową agresję na Ukrainę, Sojusz Północnoatlantycki rozszerzył się o dwóch członków: Finlandię i Szwecję. Sekretarz generalny Jens Stoltenberg za każdym razem powtarzał, że NATO stało się jeszcze silniejsze i zapowiadał, że drzwi do sojuszu wciąż pozostają otwarte. Pytanie, na ile uchylają się przed Ukrainą.

– W analizach ekspertów, a także w dyskusjach na wysokich szczeblach politycznych, zwłaszcza blisko związanych ze wschodnią flanką NATO, poruszany jest temat uruchomienia procesu akcesyjnego Ukrainy do Sojuszu Północnoatlantyckiego, który mógłby zostać formalnie wdrożony po definitywnym zakończeniu wojny w tym kraju. Jednak w NATO nie ma konsensusu, aby zaprosić Ukrainę do członkostwa już na szczycie w Waszyngtonie, który odbędzie się w lipcu – zaznacza gen. Stanisław Koziej.

– Zapowiedź misji natowskiej oraz ustanowienia specjalnego funduszu na wsparcie Ukrainy jest pewnego rodzaju surogatem rozpoczęcia procesu akcesji Ukrainy do NATO. Ale i tutaj jest pewne ryzyko. Jeżeli nie będzie wspólnego stanowiska również w sprawie najnowszej koncepcji, to byłby cios w wiarygodność NATO, na który czeka Rosja. Stawka jest naprawdę wysoka – podkreśla były szef BBN w rozmowie z „Wprost”.

Furia Miedwiediewa po słowach Sikorskiego. Ekspert o „wojnie informacyjnej”

Po słowach Sikorskiego nie trzeba było czekać długo na reakcje przedstawicieli Rosji. – Utworzenie misji NATO w Ukrainie może oznaczać legalizację kolejnych kroków. Rosja będzie to uważnie monitorować – powiedział Andriej Kartapołow, Przewodniczący Komitetu Obrony Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej w rozmowie z RIA Novosti.

Głos w sprawie zabrał również Dmitrij Miedwiediew. Były prezydent Rosji snuł alternatywną wizję rzeczywistości, wpisującą się w agresywną retorykę, która jednocześnie stanowi jego punkt rozpoznawczy. W jego ocenie, pod płaszczykiem m.in. przeprowadzania szkoleń w Ukrainie, żołnierze NATO będą zmuszeni do wykonywania rozkazów ukraińskich dowódców, co ma prowadzić do włączenia się do wojny.

„Oznacza to, że staną się częścią regularnych sił, które teraz walczą przeciwko nam. Dlatego można ich traktować jedynie jak wrogów. I nie tylko wrogów, ale jako elitarne oddziały, hitlerowskich oprawców SS” — napisał wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. A taki scenariusz, rzekomego włączenia się NATO do wojny, został stanowczo wykluczony m.in. przez Radosława Sikorskiego.

Gen. Stanisław Koziej podkreślił, że agresywne reakcje polityków rosyjskich nie powinny wpływać na taktykę obraną przez Zachód. – Nie powinniśmy w żadnym stopniu przejmować się reakcjami przedstawicieli Rosji na działania Zachodu. Nie powinniśmy ich traktować jako realne elementy stanowiska Kremla, a po prostu działania wpisujące się w prowadzoną przez Władimira Putina i jego środowisko wojnę informacyjną – mówi nasz rozmówca.

– Nie możemy ulegać rosyjskiej narracji i powstrzymywać się przed różnego typu działaniami w obawie przed tym, że konkretne ruchy mogłyby rozdrażnić Moskwę. Dotychczas, niestety, niektóre państwa wpisywały się w taką strategię i ulegały presji informacyjnej Rosji. To jest nieskuteczna taktyka. Trzeba z tym skończyć – podkreśla były szef BBN.

List Andrzeja Dudy. „Inicjatywa prezydenta nie jest zła”

Andrzej Duda w 75. rocznicę powstania NATO wygłosił oświadczenie. Prezydent poinformował, że wystosował list do wszystkich przywódców państw Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz sekretarza generalnego NATO. Na piśmie przedstawił pomysł dotyczący zwiększenia wydatków na obronność z 2 do 3 proc. PKB. Prezydent podnosił ten temat już przed wizytą w Stanach Zjednoczonych, gdzie spotkał się m.in. z Joe Bidenem.

Andrzej Duda podkreślił, jak ważne jest wzmacnianie bezpieczeństwa państw Sojuszu Północnoatlantyckiego poprzez budowę silnych i nowoczesnych armii. Prezydent zaznaczył także, że jego list otwiera dyskusję w sprawie zwiększenia wydatków na zbrojenia przed zbliżającym się szczytem NATO w Waszyngtonie. – To będzie na pewno długa debata, nie będzie trwała jedno czy dwa spotkania, bo musimy osiągnąć w tej sprawie konsensus. Wierzę w to, że taka decyzja zostanie podjęta – powiedział Andrzej Duda.

Polska wydaje obecnie ponad 4 proc. PKB na obronność, ale wciąż w NATO są takie państwa, które nie przekroczyły progu 2 proc. Czy zatem pomysł Andrzeja Dudy ma szansę na realizację? A może ma być elementem wywierania presji na te kraje, które ociągają się z podniesieniem wydatków na obronność?

– Nie widzę realnej szansy, żeby Sojusz Północnoatlantycki przyjął deklarację o konieczności wydawania przez państwa członkowskie 3 proc. PKB na obronność, ponieważ wciąż są kraje, które nie spełniają tego kryterium na poziomie 2 proc. Inicjatywa prezydenta Andrzeja Dudy nie jest zła, bo im więcej głosów namawiających do zwiększania nakładów obronnych, tym lepiej. Oceniam ją pozytywnie, ale szanse na jej realizację są małe – ocenia gen. Stanisław Koziej.

– Mam nadzieję, że przed wysłaniem listu Andrzeja Dudy jego treść została uzgodniona z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, że to nie jest samodzielny ruch głowy państwa. Podejrzewam, że prezydent mógł wyjść z tą inicjatywą, aby – mimo słusznych intencji – zaznaczyć jednocześnie swoją obecność w ramach wewnętrznej rywalizacji – dodaje ekspert.

Czytaj też:
Czas na pobór w Polsce? Gen. Skrzypczak dla „Wprost”: Nie mamy wyjścia
Czytaj też:
„Strefy zabijania” i tragiczne „pomyłki” Izraela. „Okrywa je płaszcz tajemnicy państwowej”