Wspomniał Pan, że Pański ojciec nie chwalił się tytułem książęcym.
Moi rodzice byli skromnymi ludźmi i należeli do pokolenia, które najbardziej dostało po głowie w czasach PRL-u, szczególnie w okresie stalinowskim. Przynależność do książęcej rodziny była wtedy potężnym obciążeniem. Mama już jako nastolatka poczuła na własnej skórze, co znaczy być wrogiem klasowym. Uczyła się w liceum sióstr niepokalanek w Szymanowie. To była szkoła zakonna z internatem.
Podobno nie najgorsza placówka?
Tak, ale ona i jej siostry uczyły się w szkołach zakonnych, bo po wojnie dziadkowie Czartoryscy nie mieli co do garnka włożyć.
A ile mieli dzieci?
Ośmioro. Mama często pisała do rodziców i w jednym z listów krytycznie odniosła się do „ustroju powszechnej szczęśliwości”. Nie przyszło jej do głowy, że funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa czytują korespondencję maturzystek.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
