W wywiadzie dla wtorkowego wydania "Washington Post" prezydent podkreślił, że Stany Zjednoczone muszą "wciągać Chiny do współpracy". Jak zauważył dziennik, jest to odejście od deklaracji z początku jego rządów, kiedy jego administracja określała ten kraj jako "strategicznego rywala" USA.
Zaznaczył też, że rozmawia z chińskim prezydentem Hu Jintao o prawach człowieka, a szczególnie o wolności religijnej. Zapytany, czy jego zdaniem wywiera to na Hu jakikolwiek wpływ, odpowiedział: "Oczywiście, on słucha. Myślę, że jest zainteresowany".
Bush, który często podkreśla, że Ameryka popiera demokrację na świecie, wymijająco skomentował informacje, że reżim w Pekinie zwiększył represje przeciwko dysydentom przed olimpiadą pod pretekstem konieczności wzmocnienia bezpieczeństwa przed terrorystami.
Jak powiedział, Chińczycy "są niezwykle wrażliwi na potencjalny atak terrorystyczny". Wyraził nadzieję, że "jeśli będzie jakaś prowokacja (w czasie olimpiady - przyp.PAP), podejdą do niej w sposób odpowiedzialny, bez przemocy". Nie jest jasne, czy miał na myśli demonstracje w czasie igrzysk.
Planując podróż Busha do Chin, Biały Dom miał nadzieję, że uda się zorganizować jego wizytę w jednym z podziemnych kościołów w Pekinie. Władze komnistyczne pokrzyżowały jednak te plany - duchownym i świeckim działaczom związanym z tymi kościołami nakazano opuścić Pekin przed wizytą prezydenta, a niektórych aresztowano.
W wywiadzie dla "Washington Post" Bush powiedział tylko, że Chiny powinny wywrzeć presję na rządy Sudanu i Birmy, aby nie łamały one praw człowieka.
Chiny systematycznie sabotują usiłowania USA, aby Rada Bezpieczeńswa ONZ uchwaliła sankcje na Sudan za ludobójstwo w Darfur.
pap, keb