Buntem ludowym nazwał wydarzenia w Kirgizji Edil Bajsałow, członek opozycji domagającej się ustąpienia prezydenta Kurmanbeka Bakijewa. – Ludzie wyszli na ulice, bo władze mają ręce unurzane po łokcie we krwi, zabijają dziennikarzy, fałszują wyniki wyborów, zabierają cudzą własność i okłamują naród – stwierdził Bajsałow w rozmowie z dziennikiem „Niezawisimaja Gazieta”.
Rosja skrytykowała kirgiskie władze za użycie siły w rozprawach z demonstrantami. Konstantin Tulin, deputowany Dumy Państwowej uważa, że Bakijew, w odróżnieniu od poprzedniego prezydenta Kirgizji Aksara Akajewa nie może liczyć na pomoc Rosji. Akajew, który w wyniku rewolucji 2005 r. został odsunięty od władzy, „postąpił łagodnie" wobec opozycjonistów i „Rosja udzieliła mu schronienia”. Bakijew, stosując przemoc, zamknął sobie tę drogę.
Z kolei „Izwiestia" przytaczają wypowiedź Leonida Gusjewa z Instytutu Badań Międzynarodowych MGIMO, który uważa, że dalszy rozwój wydarzeń zależy od tego, po czyjej stronie stanie wojsko i siły specjalne milicji OMON. Jednak nawet jeśli prezydentowi uda się stłumić rewolucję, „za miesiąc – dwa sprawa znów może wyjść spod kontroli”. Winą za to Gusjew obarcza sytuację gospodarczą kraju: - Ludzie są na skraju rozpaczy. Jak sami mówią w swoich smutnych żartach, w Tałasie nie ma nic oprócz czystego górskiego powietrza. Prawie cała ludność wyjechała na zarobek do Rosji i Kazachstanu.
Podobnie uważa Aleksiej Własow, dyrektor Centrum Badań Postsowieckich Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego: - Poziom bezrobocia jest bardzo wysoki, młodzież nie widzi żadnych perspektyw. Ludność ma dosyć skorumpowania urzędników i koncentracji aktywów finansowych wokół Bakijewa. Prędzej czy później to się musiało stać.
Własow twierdzi, że „tulipanowa rewolucja" z 2005 r. nie powtórzy się, jeśli „zewnętrzne ośrodki siły publicznie poprą Bakijewa jako legalną głowę państwa”. Jego zdaniem „ani Moskwa, ani Waszyngton, ani Pekin nie są zainteresowane destabilizacją sytuacji w Kirgizji”.
- Drugą kluczową sprawą jest pytanie, czy otoczenie Bakijewa jest gotowe walczyć do końca. Pierwsza krew została już, niestety, przelana. Czy na tym koniec? – zastanawia się Własow.
KP
Z kolei „Izwiestia" przytaczają wypowiedź Leonida Gusjewa z Instytutu Badań Międzynarodowych MGIMO, który uważa, że dalszy rozwój wydarzeń zależy od tego, po czyjej stronie stanie wojsko i siły specjalne milicji OMON. Jednak nawet jeśli prezydentowi uda się stłumić rewolucję, „za miesiąc – dwa sprawa znów może wyjść spod kontroli”. Winą za to Gusjew obarcza sytuację gospodarczą kraju: - Ludzie są na skraju rozpaczy. Jak sami mówią w swoich smutnych żartach, w Tałasie nie ma nic oprócz czystego górskiego powietrza. Prawie cała ludność wyjechała na zarobek do Rosji i Kazachstanu.
Podobnie uważa Aleksiej Własow, dyrektor Centrum Badań Postsowieckich Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego: - Poziom bezrobocia jest bardzo wysoki, młodzież nie widzi żadnych perspektyw. Ludność ma dosyć skorumpowania urzędników i koncentracji aktywów finansowych wokół Bakijewa. Prędzej czy później to się musiało stać.
Własow twierdzi, że „tulipanowa rewolucja" z 2005 r. nie powtórzy się, jeśli „zewnętrzne ośrodki siły publicznie poprą Bakijewa jako legalną głowę państwa”. Jego zdaniem „ani Moskwa, ani Waszyngton, ani Pekin nie są zainteresowane destabilizacją sytuacji w Kirgizji”.
- Drugą kluczową sprawą jest pytanie, czy otoczenie Bakijewa jest gotowe walczyć do końca. Pierwsza krew została już, niestety, przelana. Czy na tym koniec? – zastanawia się Własow.
KP