Rosnące notowania walut

Rosnące notowania walut

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. sxc.hu Źródło:FreeImages.com
(Analiza przygotowana przez The Economist Intelligence Unit) W pierwszym kwartale 2010 r. notowania polskiego złotego, rumuńskiego leja, węgierskiego forinta i czeskiej korony wzrosły w stosunku do euro. Stało się tak po gwałtownym spadku wartości tych walut w 2009 r. Jednak należy się spodziewać, że w różnych krajach ów wzrost wywoła różne reakcje. Polscy politycy przyjmują to z zadowoleniem – tańsza będzie przez to obsługa zadłużenia. Na Węgrzech, w Rumunii i Czechach aprecjacja waluty może zagrozić ożywieniu gospodarczemu.
Wzrost wartości walut Polski, Rumunii, Węgier i Czech w pierwszych miesiącach 2010 r. spowodowany był napływem inwestycji. W wyniku problemów finansowych części państw strefy euro, takich jak Grecja, Portugalia i Hiszpania, inwestorzy przenieśli pieniądze do niektórych państw Europy Środkowej i Wschodniej. Jednakże kryzys fiskalny, który pod koniec 2009 r. wybuchł w państwach leżących na obrzeżach strefy euro, spowodował także, że międzynarodowi inwestorzy baczniej obserwują aktywa w państwach UE, w których sytuacja jest niepewna, np. na  Węgrzech.

W ubiegłym roku doszłodo gwałtownego spadku wartości złotego w  stosunku do euro – aż o 23,4 proc. (w 2009 r. za 1 EUR płacono średnio 4,3 PLN, a w 2008 r. – 3,5 PLN). W pierwszym kwartale 2010 r. wartość złotego wzrosła natomiast mniej więcej o 9 proc. W marcu za 1 EUR płacono średnio 3,9 PLN. Podobnie było w Rumunii. W 2009 r. notowania leja w stosunku do euro spadły mniej więcej o 15 proc. (spadek wartości z 3,68 RON do 4,24 RON za 1 EUR). Koniec kryzysu politycznego, przyjęcie budżetu na 2010 r. oraz ponowne otwarcie linii kredytowych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i instytucje unijne przyczyniły się do  wzrostu notowań rumuńskiej waluty o 3,5 proc. Pod koniec marca tego roku za 1 EUR płacono 4,1 RON.

Mniejsza niechęć inwestorów do ryzyka i  wzrostu zaufania do gospodarki węgierskiej poprawiły notowania forinta. Wzrosły one w marcu o 5,7 proc. Za 1 EUR płacono średnio 265 HUF, natomiast w 2009 r. średni kurs euro wynosił 280,6 HUF (w 2009 r. notowania węgierskiej waluty spadły średnio o 11,7 proc. w stosunku do  2008 r., w którym za 1 EUR płacono średnio 251,5 HUF). Prawie bez szwanku przeszła przez okres spowolnienia gospodarczego czeska korona. W  2009 r. jej notowania spadły średnio zaledwie o 5,5 proc. (w 2008 r. za  1 EUR płacono 24,96 CZK, zaś w 2009 r. – 26,45 CZK). Dodatkowo pod  koniec pierwszego kwartału 2010 r. korona odzyskała znaczną część utraconej wartości, gdyż jej kurs w stosunku do euro w marcu wzrósł o  3,4 proc. (za 1 EUR płacono średnio 25,5 CZK).

Zgodnie z oczekiwaniami notowania wszystkich tych walut wzrosną w latach 2010-2011, przy czym zakłada się, że tylko kurs korony do 2011 r. zbliży się do notowań z  2008 r. Notowania złotego, forinta i leja według przewidywań nie osiągną rekordowych wartości z 2008 r. i w 2011 r. za 1 EUR będzie trzeba zapłacić średnio 3,83 PLN, 275 HUF i 4,15 RON.

Niebezpieczeństwo aprecjacji

Wprawdzie w ostatnich tygodniach wzrost notowań złotego zaczął niepokoić polskich polityków, ale bank centralny nadal kieruje się założeniem, że  mocniejsza waluta zapewnia korzyści, gdyż osłabia czynniki napędzające inflację (ponieważ import jest tańszy) oraz przyczynia się do zaniku spekulacji, kiedy bank rozpoczyna nowy cykl rygorystycznej polityki monetarnej. Całkowite zadłużenie zewnętrzne wynosi ok. 50 proc. PKB, a  polski dług publiczny był pod koniec 2009 r. mniej więcej w 26 proc. denominowany w walutach zagranicznych, przede wszystkim w euro i  dolarach. Mocniejszy złoty spowoduje więc, że koszty obsługi zadłużenia będą niższe. Polska przy tym nie musi się zbytnio obawiać konsekwencji spadku konkurencyjności towarów eksportowanych, ponieważ ożywienie gospodarcze w tym kraju zależy od eksportu w mniejszym stopniu niż w  państwach sąsiednich.

Więcej powodów do obaw ma rząd rumuński. Aprecjacja leja może mieć wpływ na konkurencyjność eksportu, a to może przyhamować w Rumunii wzrost gospodarczy. Chociaż w 2009 r. doszło do  poważnej rzeczywistej deprecjacji leja, waluta ta przypuszczalnie nadal ma znacznie zawyżoną wartość. Można tak sądzić na podstawie szacunkowego kursu równowagi, szczególnie gdy porówna się leja z innymi walutami tego regionu, które również straciły na wartości w 2009 r. Choć znaczna część zadłużenia Rumunii jest denominowana w walutach zagranicznych, a państwo to musi unikać importowania inflacji, zakładamy, że rumuński bank centralny będzie dążył do ograniczenia aprecjacji leja w tym roku, aby  wspierać eksport i ogólne ożywienie gospodarcze.

W podobnej sytuacji są Czechy i Węgry. Negatywny wpływ aprecjacji korony i forinta na  konkurencyjność eksportu również osłabi korzyści wynikające z niższej inflacji i mniejszych kosztów obsługi zadłużenia, ponieważ systemy gospodarcze Czech i Węgier są zależne od eksportu. (Czeski minister finansów zakłada, że koszt obsługi zadłużenia wzrośnie w 2010 r. do 64 mld CZK). Eksport będzie szczególnie ważny w wypadku Czech, które muszą się liczyć z dużym spadkiem zapotrzebowania na ich produkty na rynkach zagranicznych, ponieważ w wielu państwach UE zakończono program dopłat do nowych samochodów w zamian za złomowanie starych aut.

Czy banki centralne zaczną działać?

Polscy politycy wolą, aby złoty był mocny, ale bank centralny nie będzie chciał w najbliższym czasie podejmować działań w celu wspierania polskiej waluty, aby uniknąć dalszych starć z rządem. Złoty jest jedną z  najmniej stabilnych walut w Europie Środkowej i Wschodniej, jednak nie  należy się spodziewać, że polski bank centralny zaostrzy wkrótce politykę monetarną, aby go umacniać. Stanie się tak najwcześniej w  drugiej połowie 2010 r. Do tego czasu powinno nastąpić znaczne ożywienie gospodarcze.

W wypadku Rumunii natomiast zakłada się, że bank centralny będzie w tym roku dążył do ograniczenia aprecjacji waluty. Korzystne jest niewątpliwie to, że lej ma zmienny kurs, gdyż dzięki temu bank centralny ma pole do manewru i pewne możliwości działania. Chociaż bank ten koncentruje się na zwalczaniu inflacji, może się zdecydować na  wybiórcze interwencje na rynkach walutowych. A dopóki rząd kieruje się dość rygorystycznymi zasadami polityki fiskalnej narzuconymi jako warunek uruchomienia linii kredytowych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (IMF) i UE, dopóty bank centralny może prowadzić stosunkowo liberalną politykę monetarną, planując obniżkę stóp procentowych w celu wpłynięcia na kurs leja.

Również węgierski bank centralny będzie dążył do ograniczenia aprecjacji forinta, ponieważ ożywienie gospodarcze nadal jest dla niego ważniejsze od walki z inflacją. Jeśli kurs forinta będzie stabilny, jest możliwe, że bank centralny jeszcze obniży stopy procentowe, aby wspierać wzrost gospodarczy. Viktor Orbán, przywódca Węgierskiej Partii Obywatelskiej (Fidesz), która właśnie wygrała wybory, wielokrotnie krytykował bank centralny za to, że w okresie głębokiej recesji nie liberalizował polityki monetarnej bardziej radykalnie. W  lutym Orbán zapowiadał, nie podając szczegółów, że jeśli wygra w  kwietniowych wyborach powszechnych, podejmie działania w celu zwiększenia kontroli państwa nad działalnością banków, m.in. wprowadzając nadzór finansowy. (Mimo to bank centralny musi kończyć program poluzowania, aby waluta nie została zagrożona, a obligacje emitowane przez skarb państwa zachowały atrakcyjność).

Z kolei czeski bank centralny może się starać powstrzymać aprecjację korony jedynie za  pomocą ostrzeżeń. Nie oczekuje się wprawdzie, że zdecyduje się na  obniżkę stóp procentowych, ale może zacząć wdrażać rygorystyczną politykę monetarną później, niż się obecnie przewiduje. Nie zakładamy, aby stopy procentowe podniesiono przed drugą połową tego roku, a wtedy –  można mieć nadzieję – ożywienie gospodarcze będzie już mocniej ugruntowane.