9 czerwca – czyli merytoryczna kampania

9 czerwca – czyli merytoryczna kampania

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli ktoś myśli, że na 11 dni przed I turą wyborów prezydenckich media zdominował Bronisław Komorowski, albo Jarosław Kaczyński – czyli dwaj tacy, z których jeden zostanie prezydentem – to jest w błędzie. Dziennikarzy interesował tego dnia tylko jeden polityk – Janusz Palikot. W ten sposób okazało się, że merytoryczna kampania, którą zapowiadali wszyscy uczestnicy zabawy w wybory ogranicza się do dywagacji na temat tego czy Palikot rzuci w Kaczyńskiego świńskim ryjem, czy może ograniczy się do kolejnej prezentacji wibratora.
To że Palikot postanowił mianować się bohaterem dnia jest zrozumiałe, zważywszy na skalę miłości jaką darzy siebie samego ten polityk. Dlaczego jednak bohaterem postanowił uczynić go PiS – pozostanie jedną z tajemnic tej kampanii wyborczej. Skoro bowiem największym zmartwieniem szefowej sztabu Jarosława Kaczyńskiego – Joanny Kluzik-Rostkowskiej było to, aby Bronisław Komorowski „zrobił coś z Palikotem", a sen z oczu innej spin-doktorki Kaczyńskiego – Elżbiety Jakubiak, spędzała wizja Palikota organizującego bojówki czyhające na ulicach Lublina na kandydata PiS, to trudno się dziwić, że dziennikarze nie interesowali się tym co Kaczyński ma do powiedzenia w Lublinie. PiS postawił sprawę jasno – nieważne co powie nasz kandydat, ważne co zrobi ten zły Palikot. A skoro nawet PiS nie interesował się wystąpieniem swojego kandydata – to i dziennikarze uznali, że ważniejszy jest piknik Palikota.

W ten sposób Palikot na kilkanaście godzin stał się najważniejszym politykiem biorącym udział w kampanii prezydenckiej. I nikomu nie przeszkadzało to, że od czasów, gdy Palikot w ramach komisji Przyjazne Państwo przynajmniej udawał, że ma pozytywny program dla Polski minęły długie miesiące, w czasie których jedynym programem posła z Lublina było hasło „na pohybel Kaczyńskim". Nic to, że na liście jego największych politycznych osiągnięć znajduje się wypicie pięćdziesiątki wódki na ulicy – czym może się poszczycić wielu zupełnie niezaangażowanych w politykę Polaków. Nic to, że więcej wiemy o historii jego fryzury niż o poglądach na służbę zdrowia. Najważniejsze, że Palikot urządza piknik w dniu wiecu Kaczyńskiego – co automatycznie czyni go bohaterem dnia.

I słusznie! Bo, jak mawiał prezes Ryszard Ochódzki, to jest miś na miarę naszych możliwości. I to nie jest jeszcze nasze ostatnie słowo! Debaty, programy, dyskusje – to wszystko nudy, przy których „M jak miłość" jest sensacyjnym serialem. Tymczasem dzięki Palikotowi zarówno PO jak i PiS, zamiast żmudnego przekonywania wyborców, że wizja Polski prezentowana przez ich kandydatów jest ekscytująca, mogły urządzić sobie medialne show – dzięki któremu Platforma mogła, via Palikot, przypomnieć swojemu żelaznemu elektoratowi, że „nie ma litości dla moheru”, a z drugiej strony PiS mogła wraz ze swoimi fanami rozdzierać szaty nad tym, jaki ciężki krzyż, w postaci grubokościstego posła z Lublina, musi dźwigać ich lider. Czyli wszyscy są zadowoleni. I o to chodzi.

A merytoryczna debata? Merytoryczną debatę toczyli wczoraj ze sobą na antenie misyjnej TVP Bogusław Ziętek, Kornel Morawiecki i Andrzej Lepper. Dzięki ich godzinnej debacie wiemy już, że na Białorusi panuje demokracja, a w Polsce jest dyktatura (Lepper), że żyjemy w czasach gwałtownego postępu (Morawiecki) oraz że Bogusław Ziętek naprawdę nazywa się Bogusław Ziętek.

W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin słowo "merytoryczny" zyskało dzięki politykom zupełnie nowe znaczenie.