Polityka krzyża

Dodano:   /  Zmieniono: 
Chociaż polskiemu Kościołowi brakuje dziś autorytetów miary kardynała Stefan Wyszyńskiego, czy Karola Wojtyły, są w nim za to wytrawni politycy. Ale politykowaniem Kościół nie buduje swojego autorytetu. Nie tylko na scenie politycznej, ale także wśród wiernych.
Wydarzenia z początku sierpnia, kiedy mała, ale hałaśliwa grupka tak zwanych obrońców krzyża sprzed pałacu prezydenckiego, spostponowała księży próbujących zrealizować porozumienie dotyczące przeniesienia symbolu pamięci po tragicznie zmarłych do Kościoła Św. Anny, musiały się odbić na hierarchach dużą traumą. Po raz pierwszy wierni oficjalnie wystąpili otwarcie przeciwko Kościołowi katolickiemu. Pokłosiem tego jest stanowisko polskich biskupów diecezjalnych, wyrażone w środę na Jasnej Górze, w którym hierarchowie zdystansowali się od sprawy krzyża. Stanowisko to wzmocnił jeszcze dodatkowo sam arcybiskup Józef Michalik, przewodniczący KEP, wysyłając do najważniejszych polityków polskich list z wezwaniem o rozwiązanie sprawy krzyża i budowy pomnika pamięci po zmarłych w katastrofie. Abp. Michalik przyznaje w nim, że krzyż na Krakowskim Przedmieściu ma wymiar polityczny.  Nie można tego odczytać inaczej, niż jak oddanie "zabawki" w ręce polityków...

Nie od dziś komunikaty z polskiego kościoła odczytywane są nie jako nauki biskupów, lecz jako stanowiska polityczne. Podobnie jak w sprawozdaniach z obrad KC PZPR, najważniejsze jest to, co jest niedopowiedziane między wierszami. To co można wyczytać z listu biskupów na temat krzyża, to bezradność. Bezradność wobec polityków, ale również wobec grupy wiernych, którzy założyli pod krzyżem obóz i zwołali swoisty strajk okupacyjny.  I to właśnie z powodu bezradności biskupów krzyż został "sprzedany" politykom. Nie należy zapominać, że Kościół Katolicki płaci dziś również za tolerowanie w swoich szeregach księży i całych instytucji, które zamiast ewangelizacji zajmowały się szerzeniem fanatyzmu religijnego. Drzewo zatrutych owoców kwitnie dziś na Krakowskim Przedmieściu.

Stanowisko Kościoła w sprawie krzyża powinno być kluczowe. Teraz politycy mają argument, aby sprawę pozostawić w zawieszeniu. Już wiadomo, że krzyż zostanie "przywiązany" do Prawa i Sprawiedliwości. I wiadomo też, że po wyraźnej deklaracji, jaką złożyła wczoraj prezydent Warszawy z ramienia Platformy Obywatelskiej, przed Pałacem Namiestnikowskim żaden pomnik upamiętniający ofiary katastrofy pod Smoleńskiem nie powstanie. Prezydent ma za sobą poparcie mieszkańców stolicy,  a to poważny argument polityczny - szczególnie przed wyborami samorządowymi.

Krzyż może zostać przeniesiony do Kościoła Św. Anny - porozumienie z Kancelarią Prezydenta, miastem, harcerzami i kurią może zostać wykonane. Tylko, że do tego potrzebna jest wola polityczna - tym razem Jarosława Kaczyńskiego. Tylko on może całą sprawę zakończyć. Tylko, czy takie narzędzie polityczne, jakim jest teraz ten krzyż i zamieszanie wokół niego, warto oddawać za darmo?