"PiS się uratował"

"PiS się uratował"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosław Kaczyński ma powody do radości - mówią rozmówcy Wprost24 (fot. A. Chelstowski/Forum) 
Wszyscy wygrali. PO znów cieszy się najwyższym poparciem, PiS mówi o zwycięstwie i zmniejszeniu dystansu do Platformy, SLD rośnie w siłę, a pogłoski o śmierci PSL okazały się przedwczesne. - Utrzymanie status-quo, brak rewolucji - politolodzy w rozmowach z Wprost24, zgodnie oceniają wstępne wyniki niedzielnych wyborów.
- Wybory niczego nie zmieniły - uważa dr Wojciech Jabłoński z Uniwersytetu Warszawskiego. Podobnie jak nasi pozostali rozmówcy dr Jabłoński jest zdania, że cztery ugrupowania parlamentarne ugruntowały swoją pozycję w systemie. - Wybory samorządowe były, są i prawdopodobnie będą upartyjnione – ocenia Jabłoński. Dowodzi tego, jego zdaniem, brak Samoobrony i LPR w samorządach. Cztery lata temu w wyborach do sejmików ugrupowania te zdobyły ponad 10 procent głosów. – Jeśli partia nie jest silna na szczeblu centralnym, to i w samorządach nic nie ugra – diagnozuje politolog.

Telewizor lub sąsiad

Ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania Polaków nie pofatygowało się do lokalu wyborczego. – Coraz bardziej nudzą wyborców kampanie, które zaczynają się na trzy tygodnie przed wyborami – wyjaśnia Jabłoński. – Nie ma dialogu z wyborcą – dodaje. Bardziej optymistycznie na rzecz patrzy dr Rafał Chwedoruk, inny politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: – Te wybory to zwycięstwo polskiej demokracji – stwierdza. Jego zdaniem system partyjny jest racjonalny i ustabilizowany: cztery główne ugrupowania odzwierciedlają orientacje socjopolityczne Polaków.

- Polacy głosują albo na telewizor, albo na sąsiada – uważa z kolei dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Według niego głosujemy albo na ogólnopolski szyld partyjny, ucieleśniany przez osobę znaną z telewizora, albo na konkretnego człowieka, którego znamy osobiście bądź ze słyszenia. Stąd – zdaniem Flisa – biorą się różnice między sondażami a wynikami wyborów. - Sondaże nie wychwytują poparcia budowanego przez głosowanie sąsiedzkie, mierzą tylko poparcie dla ogólnopolskich identyfikacji partyjnych. Dlatego PSL wypada w sondażach gorzej niż w rzeczywistości - wyjaśnia Flis.

Sami zwycięzcy

Polacy wybierali przedstawicieli do sejmików wojewódzkich, rad powiatów i rad gmin. Spośród komitetów ogólnopolskich najwięcej głosów zdobyli przedstawiciele PO. W sejmikach - według nieoficjalnych jeszcze wyników - Platforma zdobyła ok. 31,5 proc. głosów. Na drugim miejscu jest PiS (23,07 proc.), na trzecim PSL (15,65 proc.) Poza podium znalazły się SLD (15,30 proc.) oraz PPP-Sierpień ’80 (1,17 proc.). Po przeliczeniu 96 proc. głosów wiadomo, że logo partyjne Platformy również w radach powiatów (20,23 proc.) i gmin (27,6 proc.) będzie najbardziej rozpowszechnione. PiS jest za Platformą – w powiatach zdobył 18,09 proc., w gminach 18,5. W radach powiatów PSL zdobyło 14,05 proc., w radach gmin - jedynie 2,5 proc. SLD przekonało 9,27 proc. wyborców głosujących w powiatach i 11,6 proc. wybierających rady gmin.

- Platforma wygrała, ale osłabła – ocenia wstępne wyniki wyborów dr Flis. - Spodziewano się nokautu, który nie nastąpił. To wynik poniżej oczekiwań liderów PO – dodaje. Jego zdaniem partia Donalda Tuska ma powody do niepokoju. Gdy ogłoszone zostaną pełne wyniki będzie można sprawdzić, dokąd odeszli wyborcy PO. 31 proc. głosów oddanych na kandydatów partii w sejmikach w 2010 r. to znacznie mniej niż 41,5 proc. poparcia z wyborów parlamentarnych w 2007 r. - Po tych wyborach Platforma ma minimalnie więcej problemów niż nadziei – dodaje dr Chwedoruk. – Trzeci raz z rzędu PO dostaje mniej głosów, niż mówiły sondaże – zauważa. Problemem partii Tuska może też być – w ocenie politologa – stopniowe umacnianie się SLD. – Mniej więcej co czwarty wyborca PO to taki, który bierze pod uwagę możliwość zagłosowania na SLD – wyjaśnia Chwedoruk.

Jednak zdaniem doktora Jabłońskiego, Platforma ma powody do zadowolenia, bo potwierdziła swoją skuteczność. Była szansa, mówi politolog, by wyborcy pokazali rządzącej krajem partii żółtą kartkę; nie zrobili tego. – PO nie ma powodów do zacierania rąk, ale do szerokiego uśmiechu – jak najbardziej – komentuje Jabłoński.

PiS: nie ma tryumfu, jest sukces

- 23 proc. w sejmikach Prawo i Sprawiedliwość może interpretować jako zwycięstwo – uważa dr Flis. Jednak, jego zdaniem, partia Jarosława Kaczyńskiego - podobnie jak PO - ma powody do niepokoju. - W 2007 r. PiS w wyborach do Sejmu wszędzie był przynajmniej drugi. W 2006 r. tylko w jednym województwie dał się wyprzedzić Lewicy. Teraz, według wstępnych danych, PiS dał się wyprzedzić w czterech województwach – tłumaczy dr Flis. Ponadto kandydatów PiS zabraknie w II turze wyborów prezydenckich w Krakowie i Łodzi. Lepsi od nich okazali się politycy popierani przez SLD.

- PiS się uratował – ocenia wynik partii Kaczyńskiego dr Chwedoruk. – Wielkiego tryumfu nie ma, ale biorąc pod uwagę kontekst ostatnich tygodni, gdy głównym tematem był rozłam w PiS, to partia Kaczyńskiego może mówić o względnym sukcesie – dodaje politolog.

– Na zwycięstwo w wyborach samorządowych PiS nie miał żadnych szans – uważa z kolei dr Jabłoński. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość ma powody do radości. - Z wyniku tych wyborów Jarosław Kaczyński może być autentycznie dumny. Niepotrzebnie stara się szukać winnych, powinien chwalić tych, którzy przyczynili się do wyniku, z sobą samym na czele – dodaje Jabłoński. Jego zdaniem, przeznaczona dla twardego elektoratu retoryka Kaczyńskiego sprawdza się.

Politolodzy nie zgadzają się jednak z diagnozą Kaczyńskiego, który twierdzi, że gdyby nie rozłam w partii, PiS miałby szansę na zwycięstwo w wyborach. – To tylko chciejstwo – ocenia dr Flis. Politolog przypomina, że medialny festiwal zaczął się po decyzji Kaczyńskiego, który usunął z partii Joannę Kluzik-Rostkowską i Elżbietę Jakubiak. – Moim zdaniem, jeśli PiS coś na tych zawirowaniach stracił, to niewiele; dwa, trzy procent. Reszta to konsekwencja radykalizacji tej partii po wyborach prezydenckich – dodaje dr Chwedoruk. Jego zdaniem, konsolidacja wokół twardego elektoratu uratowała PiS, bo zmobilizowała najwierniejszych wyborców Kaczyńskiego.

PSL jeszcze żyje

W wyborach do sejmików PSL zajęło trzecie miejsce z wynikiem niespełna 16 proc. Czy to znak, że wyborach parlamentarnych partia Waldemara Pawlaka zdobędzie dwucyfrowy wynik? – Raczej nie, ale próg wyborczy PSL prawdopodobnie przekroczy – ocenia dr Jabłoński. - Krzyżyki stawiane na partii Pawlaka były przedwczesne – dodaje. – Te pogłoski o śmierci PSL są niemal nieustanne  – zgadza się dr Chwedoruk, dodając, że – biorąc pod uwagę kontekst – wynik Ludowców to gigantyczny sukces. – Ich fenomen polega na przewadze struktur lokalnych nad centralnymi – tłumaczy.

Kilkanaście procent pewności SLD

W Warszawie europoseł SLD Wojciech Olejniczak uplasował się na trzecim miejscu, zdobywając ok. 13,5 proc. głosów. - Ten niezbyt mocny wynik pozwoli Napieralskiemu zwiększyć swoje wpływy w SLD - uważa dr Jabłoński. Podobnego zdania jest Rafał Chwedoruk, który nazywa wynik Olejniczaka „przeciętnym" - Olejniczak będzie przez jakiś czas siedział cicho, bo chwalić się nie bardzo ma czym - podkreśla Jabłoński. – Zostanie na brukselskim marginesie i nie będzie miał większego wpływu na życie partii – wtóruje mu Chwedoruk. Jabłoński oceniając wyniki osiągane przez SLD w wyborach prezydenckich i samorządowych zauważa, że Sojusz może dziś liczyć na „pewnych" kilkanaście procent głosów. Podobnie - ocenia Jabłoński - będzie za rok.

- Przy stabilizacji sytuacji społeczno-gospodarczej, te kilkanaście procent to pułap możliwości SLD. To połączenie żelaznego elektoratu i osobistej popularności Grzegorza Napieralskiego – mówi dr Chwedoruk. Zauważa jednocześnie, że kolejny raz SLD zyskuje. – Partia zdołała wypromować nową grupę liderów, np. kandydata na prezydenta Łodzi, który dość zaskakująco przeszedł do II tury – mówi Chwedoruk. Jedno – według politologa – jest pewne: Sojusz został niekwestionowanym liderem Lewicy w Polsce.

Dolny Śląsk przełamał monopol PO i PiS

Są w Polsce miejsca, gdzie dominacja „wielkiej czwórki" nie obowiązuje. Sztandarowym przykładem jest Wrocław, gdzie Rafał Dutkiewicz utrzymał fotel prezydencki (73 proc. poparcia), a jego komitet wygrał wybory do rady miasta (42 proc.). W Gdyni dominacja Wojciecha Szczurka jest nie do podważenia – prezydent rządzi miastem od 1998 r., w niedzielę dostał 87 proc. głosów. Czy możliwe jest, by Dutkiewicz, Szczurek i inni lokalni liderzy porozumieli się i stworzyli centralną partię, silną regionami? – Nie – mówi krótko dr Chwedoruk. Zdaniem Wojciecha Jabłońskiego, gdyby mogło tak być, to już by było. – Oni wiedzą, że mocni są tylko na swoim terenie i że ich miasta łączy głównie silna pozycja prezydentów – mówi politolog.

Jarosław Flis radzi jednak, by Dolnemu Śląskowi przyglądać się z uwagą. - Przypadek Dutkiewicza pokazuje, że „rozłamowcy" z PiS nie są skazani na klęskę – uważa Flis. - Trzeba się przyjrzeć wynikom komitetów lokalnych na Dolnym Śląsku i w Świętokrzyskim. Jedno województwo to matecznik PO, drugie - PiS-u. Te wyniki pozwalają odpowiedzieć na pytanie, czy jest miejsce na kolejną siłę pomiędzy PO a PiS-em – dodaje. Warty odnotowania jest też wynik wyborów do rady Wrocławia. - Platforma swoją wewnętrzną politykę i politykę w stosunku do takich partnerów jak Dutkiewicz musi przemyśleć - uważa politolog. - PO, na własne życzenie, wpuściła przeciwników do jednej ze swoich największych twierdz. Teraz już nikt nie może powiedzieć, że alternatywa nie ma szans - zwraca uwagę dr Flis.