Amerykański sen Nabuchodonozora

Amerykański sen Nabuchodonozora

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nabuchodonozor II był królem i twórca potęgi Babilonii. Biblia przybliża tę postać, prezentując jego sen o kolosie na glinianych nogach. Król we śnie ujrzał posąg. Tajemniczy kamień, który stoczył się z góry, uderzył w podstawę i rozbił monumentalna figurę. Ten dramatyczny obrazek symbolizować miał upadek wielkich mocarstw. Dziś ten koszmar śni się także amerykańskim panom świata.
WikiLeaks wstrząsnęło posadami świata. Okazało się, że tajne dokumenty stworzone przez największą potęgę informacyjną świata może przeczytać każdy internauta. A przecież świat opiera się dziś na tajnych dokumentach, tak jak niegdyś spoczywał na grzbietach czterech krokodyli. A tu nagle wyciek. Przeciek. Dowiedzieliśmy się m.in., że amerykanie podkładają pluskwy w ONZ. W tym ONZ, który sami zaprojektowali jako strażnika światowego porządku. ONZ ONZ-em, ale sprawiedliwość musi być po stronie amerykańskiej. Żal tylko Ban Ki-Moona.

Z czego wynikał przeciek? Mógł być to wynik akcji wywiadowczej wrogów USA. Wtedy łatwo by było przekonać opinię publiczną, że Ameryka została zaatakowana przez wroga, który zorganizował Amerykanom kolejny „11 września", tym razem dla dyplomacji. I tak pewnie Amerykanie by się tłumaczyli, gdyby ataku informacyjnego dokonał teherański student, północnokoreański hacker czy rosyjski tajniak pamiętający czasy zimnej wojny. Stało się jednak inaczej - amerykańskie imperium zostało upokorzone przez 39-letniego Australijczyka, który nie nosi turbanu, długiej brody, nie zapija wódeczki niczym Wieniedikt Jerofiejew ani nawet nie wznosi okrzyków pochwalnych na cześć Kim-Dzong-Ila. A Australia to, było nie było, sojusznik USA. I klops - zamiast rozpoczynać kolejną krucjatę przeciwko osi zła Waszyngton musi pogodzić się z tym, że na widok amerykańskiego dyplomaty każdy będzie profilaktycznie przechodził na drugą stronę ulicy.

To nie pierwsza wpadka wizerunkowa USA w ostatnich latach. Były tajne więzienia CIA, Guantanamo, poszukiwania zaginionej broni biologicznej w Iraku. Jednakże, to właśnie ostatnia aktywność WikLeaks może stać się katalizatorem przemian na mapie politycznej świata. Nie zmieni się oczywiście fakt, że dominującym państwem na arenie międzynarodowej są Stany Zjednoczone, ale po wpadce z WikiLeaks mocarstwo nie jest już tak mocne jak dotychczas. Co gorsza z "kraju wolnych" stało się nagle sojusznikiem niepoważnym, niegwarantującym wywiązania się z podejmowanych wobec aliantów zobowiązań.

Twórca WikiLeaks Julian Assange udowodnił, że polityka globalna Stanów Zjednoczonych znajduje swoich kontestatorów nie tylko w krajach trzeciego świata, w Rosji, Korei Północnej czy Iranie - wrogowie czają się także wśród najbliższych towarzyszy. Do tej pory byli to niezbyt poważni alterglobaliści apelujący, by „ratować wieloryby przed dominacją konfederatów" albo skandujący "nie karmcie nas swoimi hamburgerami". Dziś okazało się, że Ameryka ma swojego poważnego wewnętrznego kontestatora. Po raz kolejny okazało się, że nie tylko masy, ale także (a może przede wszystkim) jednostki tworzą ład polityczny.

Król Babilonii śnił o rozpadającym się posągu. Jego rozpad symbolizować miał upadek wielkich mocarstw: Babilonu, Persji, Grecji, Rzymu. Czy politycy amerykańscy zaczęli już śnić ten sam sen?