Dramat
Wojsko czekało, aż uczestnicy pogrzebu zaczną opuszczać cmentarz, i wówczas otworzyło ogień do ludzi. Strzelano, aby zabić. Kilkadziesiąt osób odniosło rany. Większość zabitych i rannych ma rany postrzałowe głowy i klatki piersiowej. Szpitale w Bengazi ponawiają co chwila apele o krew. Świadkowie opisują dramatyczne sceny: lekarze prosili ze łzami w oczach osoby, które przywoziły rannych, aby pozostały do pomocy przy ich opatrywaniu.
W Bengazi, leżącym tysiąc kilometrów na wschód od stolicy Libii, Trypolisu, demonstracje trwały w sobotę już piąty dzień. Według Human Rights Watch (HRW), w czwartek zginęło tam od kul policji i wojska 20 osób, a w piątek 35. Łączna liczba zabitych w Bengazi, Bajdzie, Adżabii i Darnie oraz w innych miejscach doszła w sobotę do co najmniej 120.
A w Trypolisie spokój
Według dziennika "Kuryna", zbliżonego do reformisty Saifa al-Islam Kadafiego, jednego z synów dyktatora Libii, wśród zabitych w Bengazi są ludzie, którzy "próbowali atakować" koszary i komisariat policji. Inny dziennik, "Oea", pisze, że tłum powiesił w Bajdzie dwóch policjantów, którzy próbowali rozpędzić demonstrację.
W Bajdzie siły porządkowe - według oficjalnych informacji - otrzymały rozkaz opuszczenia miasta w celu uniknięcia konfrontacji z demonstrantami. Miasto, leżące 200 km na wschód od Bengazi, jest otoczone przez wojsko, które kontroluje ruch na rogatkach i drogę na lotnisko. Tymczasem w Trypolisie panował w sobotę spokój. W poprzednich dniach zwolennicy Kadafiego wyszli tłumnie na ulice z portretami przywódcy rewolucji libijskiej.
Wojsko i policja zniknęły
Ostatnie doniesienia z Bengazi mówią o tym, że wojsko i policja znikły z ulic miasta. Nie ma nawet policjantów kierujących ruchem na skrzyżowaniach. Przestał działać internet. Według AP, ludność obawia się, że jest to manewr polegający na tym, aby wydać miasto na pastwę "niekontrolowanych", uzbrojonych sił prorządowych.
Według niektórych doniesień, w kierunku Bengazi i innych miast ogarniętych rewoltą na wschodzie Libii zmierzają kolumny elitarnej wojskowej Brygady Chamis, którym towarzyszy wojsko sprawiające wrażenie obcych najemników. Niektórzy świadkowie widzieli "rangersów" mówiących po francusku, w błękitnych mundurach i żółtych hełmach. Prawdopodobnie pochodzą z Tunezji lub obszarów subsaharyjskich.
zew, PAP