Wójt premierem?

Wójt premierem?

Dodano:   /  Zmieniono: 
„Genialny polityk”, „doktor Judym polskiej polityki” – w taki sposób rzecznik PiS Adam Hofman komplementował… nie, nie Jarosława Kaczyńskiego. Te ciepłe słowa Hofman skierował pod adresem wójta gminy Pcim Daniela Obajtka, którego – uwaga, uwaga – Kaczyński, jako premier Rzeczpospolitej ma naśladować. Dlaczego? Ano dlatego, że wójt zna każdego, któremu źle się w gminie dzieje i każdemu jest gotów pomóc.
Do tego, że każda kampania wyborcza musi być w warunkach demokracji przyprawiona szczyptą, lub (częściej) chochlą populizmu, zdążyliśmy się już chyba przyzwyczaić. Warto jednak aby w wyborczej beczce populizmu znalazła się również łyżka zdrowego rozsądku. A ten podpowiada, że o ile gminą da się kierować ręcznie, osobiście poznając każdego mieszkańca, któremu „źle się dzieje", o tyle sugestia, iż premier 40-milionowego państwa będzie osobiście doglądał tego, czy Kowalskiemu starczyło folii na ochronę swoich upraw i czy Iksińskiemu nie zabraknie wypłaty do pierwszego jest absurdalnie infantylna. Co więcej – taka wizja jest przerażająca. Owszem szef rządu może – wzorem przedwojennego premiera Felicjana Sławoja-Składkowskiego - doglądać osobiście postępów w realizacji programu tworzenia sieci publicznych toalet, ale taka „drobiazgowa" praca premiera kończy się zazwyczaj tym, że na inne sprawy wagi państwowej nie starcza już czasu. W efekcie okazuje się, że mocarstwo, które „nie odda ani guzika” mocarstwem jednak nie jest – i narodowa tragedia gotowa. Dziś wprawdzie Polska nie musi obawiać się zaborczych zakusów sąsiadów – ale już np. skutków kryzysu ekonomicznego obawiać się powinna. A folią dla producentów papryki kryzysu ekonomicznego przykryć się nie da. 

To, że Jarosław Kaczyński i Donald Tusk „wyruszyli w Polskę" w czasie kampanii wyborczej można zrozumieć. Wiadomo – w zaciętym meczu, jaki od kilku lat toczą ze sobą PO z PiS-em, każdy obiad zjedzony z wyborcą (czytaj „głos") jest ważny. Warto jednak pamiętać, że premier nie jest Świętym Mikołajem, który jeździ po kraju z workiem pełnym prezentów i odmienia los swoich biednych poddanych. Bo nawet gdyby doba szefa rządu liczyła nie 24, lecz 48 godzin – to i tak w ciągu czterech lat nie zdążyłby odwiedzić wszystkich. A nawet gdyby jakimś cudem zdążył – to ci, których odwiedził na początku na pewno zdążyliby popaść już w jakieś nowe kłopoty i cały „Tour de Pologne” trzeba by było zaczynać od nowa.

Dobry premier powinien rządzić krajem tak, jak menadżer zarządza firmą – tzn. wyznaczać cele w skali makro i zatrudniać kompetentnych ludzi, którzy potrafią – już w mniejszej skali – przekuwać teorię w praktykę. Wójt Obajtek może być jednym z takich ludzi – ale premiera nie zastąpi. Tak jak premier nie zastąpi tysięcy urzędników, wójtów, burmistrzów etc. Dobrze byłoby, gdyby przyszły premier – niezależnie od tego, czy będzie nim Donald Tusk, Jarosław Kaczyński, Grzegorz Napieralski, czy Janusz Palikot - o tym pamiętał.