Exposé Obamy było salwą otwierającą kampanię prezydencką

Exposé Obamy było salwą otwierającą kampanię prezydencką

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Republikanie słusznie obawiali się, że główne cele, jakie Obama chciał osiągnąć dzięki swemu orędziu, miały charakter »walki partyjnej«" - pisze "The New York Times".
"The New York Times" komentuje w artykule redakcyjnym, że "Obama nie spodziewa się wiele w tym roku po Kongresie" - wyjaśnia nowojorski dziennik - więc "wszedł w tryb wyborczy". Najdobitniej zaprezentowane przez niego inicjatywy obliczone były na zwiększenie szans na reelekcję.

"To orędzie o stanie państwa nie było pomyślane jako mowa na temat polityki USA. Była to raczej salwa otwierająca kampanię prezydencką Obamy w 2012 roku - napisał w swej analizie ekspert Rady Stosunków Zagranicznych (CFR) James M. Lindsay. Zwraca on uwagę, że Obama zarówno rozpoczął, jak i zakończył swą przemowę nawiązując do takich tematów jak koniec obecności Amerykanów w  Iraku, stopniowe wycofywanie wojsk z Afganistanu, zabicie Osamy bin Ladena. "Przyjaźnie i alianse Ameryki w świecie są silniejsze niż  kiedykolwiek" - pisze Lindsay o wymowie orędzia, z żalem uznając, że  prezydent prześliznął się jedynie nad kwestiami zagrożeń dla  bezpieczeństwa i pozycji kraju.

Wątek zagraniczny posłużył Obamie do przedstawienia swej polityki jako pasma sukcesów i odparcie ataków Republikanów o zbyt "miękkie" reakcje Waszyngtonu, na przykład na wojownicze stanowisko Iranu. Jednak to nie polityka zagraniczna Waszyngtonu spędza Amerykanom sen z  oczu, lecz kwestie gospodarcze, finansowe, rosnące bezrobocie i  nierówności.

"Republikanie przewidzieli partyjno-wyborczy charakter orędzia" - pisze "NYT" - ale błądzą w innych jego ocenach, na przykład tego, jak zręcznie prezydent ustawił się w głównym sporze dzielącym Demokratów i  Republikanów, czyli kłótni o sposoby redukowania długów publicznych i  deficytu. "To Obama ma solidniejsze podstawy, by być uznawanym za  reprezentanta politycznego centrum, niż jego przeciwnicy" - uznał nowojorski dziennik. "NYT" przytacza sondaże, które dowodzą, że poglądy prezydenta na  sprawę zadłużenia publicznego i deficytu bliższe są większej liczbie wyborców niż stanowisko Republikanów.

Obama uderzył też chyba we właściwy ton wybierając jako główny motyw orędzia kwestie nierówności dochodów i szans życiowych Amerykanów. Prezydent stara się zdecydowanie odróżnić od GOP swym podejściem do  kwestii ubożenia klasy średniej - podkreśla w innym artykule "NYT" Helene Cooper. Prezydent powiedział, że gospodarkę USA należy zdefiniować na nowo w  ten sposób, by była "polem równej gry" dla Amerykanów. Położył też nacisk na konieczność wyższego opodatkowania najbogatszych obywateli. Postrzeganie Ameryki jako kraju równych szans, a klasy średniej jako "kręgosłupa" tego zróżnicowanego społeczeństwa to niemal mity założycielskie USA i po liberalnie usposobionym Obamie można się było spodziewać, że dostroi się do frustracji tych Amerykanów, którym kurczące się dochody odbierają społeczną i zawodową mobilność oraz  poczucie, że biorą udział w sprawiedliwej grze rynku.

W artykule redakcyjnym "NYT" zwraca uwagę, że "w ciągu minionego roku Amerykanie stali się bardziej świadomi głębokich nierówności w  gospodarce i odpowiedzialności rządu za podjęcie w tej sprawie stosownych akcji". Ta zmiana świadomości jest w większym stopniu wynikiem trudności finansowych, które dotknęły Amerykanów w ciężkich czasach i działań ruchów społecznych jak Occupy Wall Street niż polityki prezydenta -  wyjaśnia "NYT".

Teraz Amerykanie zdają sobie sprawę, że potrzebują sensownego, silnego przywództwa - konkluduje dziennik i zauważa, że od pewnego czasu Obama zachowuje się bardziej asertywnie i sięga po mocniejszą retorykę, "choć będzie jeszcze musiał wzmocnić" ten nowy, bardziej stanowczy styl. Orędzie o stanie państwa dało mu szansę, by to zrobić i prezydent jej nie zmarnował - podsumowuje "NYT".

ja, PAP