Belka jak Bauc

Dodano:   /  Zmieniono: 
W licznych wywiadach profesor Marek Belka zaczyna ostatnio mówić rzeczy dziwne. Między innymi nawołuje do zwiększenia inflacji widząc w tym jeden ze sposobów zatykania dziury rynkowej. Zaskoczeni tym czytelnicy, którzy znają profesora jako ekonomistę rynkowego o poglądach bliższych Friedmanowi niż Keynesowi, ze zdziwienia kręcą głowami.
O co tu chodzi? Zapewne o starą prawdę, że kąt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Profesor, który wybiera się być następnym ministrem finansów najprawdopodobniej uważa, że politycy z zatrudniającej go partii nie wyrażą zgody na zdecydowane cięcia wydatków. A w takiej sytuacji, jakie takie sklecenie budżetu wymagać będzie najróżniejszych zwodów i tricków.
Jednym z nich może być wzrost inflacji. Da on budżetowi wyższe dochody podatkowe, a jednocześnie stworzy iluzję pieniężną nie zmniejszania dochodów sfery budżetowej, emerytów, rencistów. Będzie to jednak tylko iluzja, bo przy wyższych cenach dochody te w rachunku realnym oczywiście się zmniejszą.
Zabiegi takie, profesor Belka - kiedy był w opozycji - bardzo trafnie nazwał "zamiataniem śmieci pod szafę". I trochę szkoda, że przyszły minister o tym zdaje się zapominać.
Michał Zieliński