Piłkarski wentyl

Piłkarski wentyl

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po ostatnich krwawych starciach z udziałem kibiców rządzący Egiptem wojskowi przekonują, że tylko oni mogą uchronić kraj przed chaosem. Ale to oni ten chaos wywołali.
W sobotę 24 marca tysiące wściekłych fanów drużyny piłkarskiej Al-Masry wyszło na ulicę Port Saidu, protestować przeciwko wykluczeniu ich klubu z rozgrywek ligowych.

Starli się z policją, która użyła gazu i ostrej amunicji. Trzynastoletni chłopiec zginął trafiony kulą w głowę, a  kilkadziesiąt osób zostało rannych. W Egipcie toczy się wojna miedzy kibicami i wojskowymi, a ostatnie zamieszki w Port Saidzie są prawdopodobnie tylko niewielką potyczką przed zbliżającym się starciem.

Wojskowi z Najwyższej Rady Sił Zbrojnych (SCAF), którzy przejęli władzę w kraju po obaleniu prezydenta Hosniego Mubaraka w styczniu 2011 r., tak jak on, chcieli zapanować nad okołostadionowymi emocjami i wykorzystać je do bieżących celów politycznych. Na razie jednak swoimi działaniami zjednoczyli kibiców dwóch największych stołecznych klubów – Al-Ahly i  Zamalek. To tak, jakby w Warszawie dogadali się kibice Legii i Polonii. Mubarak był mistrzem w politycznym wykorzystywaniu kibicowskich emocji. Generałowie ze SCAF też by chcieli. Ale nie potrafią.

Bramy zamknięte

„Chcemy twojej głowy" – napisali na początku lutego na portalu Facebook kibole z Ultrasów Placu Tahrir, związku najbardziej zagorzałych zwolenników kairskich klubów. Ultrasi swoją złość skierowali przeciwko szefowi SCAF, marszałkowi Mohamedowi Tantawiemu. Obarczyli go osobistą odpowiedzialnością za masakrę, do której doszło 1 lutego też w Port Saidzie. Wtedy po meczu lokalnego Al-Masry i stołecznego Al-Ahly na  murawę wpadł tłum zwolenników miejscowej drużyny i zaatakował gości. Bima, młody kibic kairskiej drużyny, nie wierzy, że to był przypadek: „Gliniarze nic nie zrobili, po prostu się przyglądali. Bramy na stadion pilnowali żołnierze. Też się tylko gapili. Oni nas mordowali! I nie chodziło tylko o zabicie, ale i o upokorzenie. Kiedy widzisz kogoś z  połamanymi nogami, dźganego w twarz, dźganego w brzuch… Nie tylko zabijasz. Upokarzasz przed zabiciem”.

W oczach wielu przeciwników junty, nie tylko z piłkarskiego światka, to nie kibice, tylko marszałek Tantawi był w Port Saidzie „głównym rozgrywającym". Obecne na miejscu służby bezpieczeństwa biernie obserwowały masakrę. Na stadion w niewyjaśnionych okolicznościach dostali się uzbrojeni w noże ludzie. Gdy kibice gości rzucili się do ucieczki, okazało się, że prawie wszystkie bramy wyjściowe ze stadionu są zamknięte. 

Więcej możesz przeczytać w 14/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.