O literaturze, która nie jest kobieca czy popularna, tylko albo zła, albo dobra, o ucieczce od ludzi, samotności wśród gór, tkaniu losów bohaterów ze wspomnień i opowieści rodzinnych, o zbrodni i karze za nią, Maria Nurowska opowiada Gai Grzegorzewskiej.
Maria Nurowska: Po raz pierwszy wywiad przeprowadza ze mną inna pisarka. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Gaja Grzegorzewska: Zobaczmy. Do wspólnego worka literatury wagonowej wrzuca się zazwyczaj i kryminały, i tzw. literaturę kobiecą. Ja nie czuję się z tym etykietowaniem najlepiej. A pani?
Maria Nurowska: Literatura jest albo dobra, albo zła, a moim ostatecznym sędzią są czytelnicy. Koniec. Kropka. Najważniejsi dla mnie są czytelnicy i ich opinia o moich książkach. Ostatnie sześć lat to był najcięższy okres w moim życiu, miałam poczucie, że stoję na jakiejś zapadni i w każdej chwili mogę polecieć w dół. Oddaliłam się od czytelników, teraz zaczynam jeździć na spotkania. I przychodzą na nie tłumy, czuję te ciepłe fluidy płynące w moją stronę, widzę uśmiechnięte twarze. Oczywiście przychodzą głównie kobiety, mają potrzebę porozmawiania ze mną, mówią, że stale wracają do moich książek. Ostatnio byłam w Bełchatowie, w czasie nawałnicy, mnie by się naprawdę nie chciało wyjść z domu, a sala była pełna. Jedna z czytelniczek przyniosła list, bo była zbyt nieśmiała, aby zadawać mi pytania. Szczególnie ujął mnie ten fragment: „Wydaje mi się, że są książki zapracowane i książki leniwe. Pani książki to te zapracowane. Są często bardzo zniszczone, gdyż są w ciągłym ruchu. Leniwe nie są zniszczone, lecz pożółkłe i zakurzone”.
Pisanie, poza radością, którą daje, jest równocześnie udręką: gdy ma się momenty zastoju, gdy warunki nie sprzyjają.
Oj, wiem coś o tym. Najgorsze, że nie istnieje tutaj coś takiego jak rutyna, jest tylko pusta kartka papieru i znikąd pomocy. Często nie wie się, czy droga, którą się wybrało, jest właściwa, a trudno już zawrócić. Ale taki jest ten zawód i chyba nie ja go wybierałam, ale on mnie. Zdecydowałam się po tym, jak „Twórczość” wydrukowała moją wczesną powieść „Po tamtej stronie śmierć” w dwóch numerach, to był wtedy niewyobrażalny sukces. Jarosław Iwaszkiewicz, redaktor naczelny, napisał do mnie z Paryża list, zaczynając od słów: „Droga koleżanko”, znalazłam się w siódmym niebie, ale raczej rzadko się tam przebywa. Jest ciężka praca, a jeszcze krytycy przyłożą, bo tutaj jak ktoś pisze bestsellery, z miejsca jest podejrzany. Inaczej za granicą, tam krytyka zwykle jest dla mnie bardzo łaskawa. Książka o Krystynie Skarbek została przyjęta we Francji entuzjastycznie, jeden z krytyków napisał: „Skarbek do panteonu bohaterów, Nurowska do Nobla”. Wyobrażam sobie miny naszych, jakby to mogli przeczytać!
Gaja Grzegorzewska: Zobaczmy. Do wspólnego worka literatury wagonowej wrzuca się zazwyczaj i kryminały, i tzw. literaturę kobiecą. Ja nie czuję się z tym etykietowaniem najlepiej. A pani?
Maria Nurowska: Literatura jest albo dobra, albo zła, a moim ostatecznym sędzią są czytelnicy. Koniec. Kropka. Najważniejsi dla mnie są czytelnicy i ich opinia o moich książkach. Ostatnie sześć lat to był najcięższy okres w moim życiu, miałam poczucie, że stoję na jakiejś zapadni i w każdej chwili mogę polecieć w dół. Oddaliłam się od czytelników, teraz zaczynam jeździć na spotkania. I przychodzą na nie tłumy, czuję te ciepłe fluidy płynące w moją stronę, widzę uśmiechnięte twarze. Oczywiście przychodzą głównie kobiety, mają potrzebę porozmawiania ze mną, mówią, że stale wracają do moich książek. Ostatnio byłam w Bełchatowie, w czasie nawałnicy, mnie by się naprawdę nie chciało wyjść z domu, a sala była pełna. Jedna z czytelniczek przyniosła list, bo była zbyt nieśmiała, aby zadawać mi pytania. Szczególnie ujął mnie ten fragment: „Wydaje mi się, że są książki zapracowane i książki leniwe. Pani książki to te zapracowane. Są często bardzo zniszczone, gdyż są w ciągłym ruchu. Leniwe nie są zniszczone, lecz pożółkłe i zakurzone”.
Pisanie, poza radością, którą daje, jest równocześnie udręką: gdy ma się momenty zastoju, gdy warunki nie sprzyjają.
Oj, wiem coś o tym. Najgorsze, że nie istnieje tutaj coś takiego jak rutyna, jest tylko pusta kartka papieru i znikąd pomocy. Często nie wie się, czy droga, którą się wybrało, jest właściwa, a trudno już zawrócić. Ale taki jest ten zawód i chyba nie ja go wybierałam, ale on mnie. Zdecydowałam się po tym, jak „Twórczość” wydrukowała moją wczesną powieść „Po tamtej stronie śmierć” w dwóch numerach, to był wtedy niewyobrażalny sukces. Jarosław Iwaszkiewicz, redaktor naczelny, napisał do mnie z Paryża list, zaczynając od słów: „Droga koleżanko”, znalazłam się w siódmym niebie, ale raczej rzadko się tam przebywa. Jest ciężka praca, a jeszcze krytycy przyłożą, bo tutaj jak ktoś pisze bestsellery, z miejsca jest podejrzany. Inaczej za granicą, tam krytyka zwykle jest dla mnie bardzo łaskawa. Książka o Krystynie Skarbek została przyjęta we Francji entuzjastycznie, jeden z krytyków napisał: „Skarbek do panteonu bohaterów, Nurowska do Nobla”. Wyobrażam sobie miny naszych, jakby to mogli przeczytać!
Więcej możesz przeczytać w 26/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.