Wiceszef MSWiA Zbigniew Sobotka, nadzorujący m.in. PSP, powiedział PAP, że nie ma pieniędzy w budżecie na spełnienie żądań strażaków. Przypomniał, że we wszystkich służbach mundurowych w przyszłym roku przewidziane jest zwiększenie pensji o 4 proc. "To samo dotyczy strażaków. Rozumiemy ich postulaty, ale w obecnej sytuacji na ich realizację nie ma pieniędzy" - powiedział.
Akcję protestacyjną zorganizowały Krajowa Sekcja Pożarnictwa NSZZ "Solidarność" i Związek Zawodowy Strażaków "Florian". Według organizatorów, akcję poparła również trzecia centrala związkowa - NSZZ Funkcjonariuszy Pożarnictwa. Trzy centrale zrzeszają ok. 11 tysięcy strażaków, czyli - według związkowców - połowę zawodowych strażaków w Polsce.
Rozpoczęty w poniedziałek protest to tzw. protest kroczący. Akcja rozpoczęła się na razie w województwach: łódzkim, świętokrzyskim i opolskim. Co tydzień do akcji mają przystępować kolejne województwa.
Akcja polega na oflagowaniu jednostek Państwowej Straży Pożarnej, samochodów i wywieszeniu transparentów związkowych. W Łodzi we wszystkich jednostkach z garaży wyjechały samochody i na minutę włączyły sygnały dźwiękowe. Strażacy zapewniają, że protest będzie przebiegał w taki sposób, aby nie odczuło go społeczeństwo.
"Strażacy będą nadal wyjeżdżać do pożarów, wypadków drogowych, katastrof, jak również będą uczestniczyć w akcjach charytatywnych. W żaden sposób protest nie wpłynie na stan bezpieczeństwa" - zapewnił na konferencji prasowej rzecznik sztabu protestacyjnego w Łodzi, Aleksander Migut.
sg, pap