Trzej górnicy leczeni są w szpitalu w Rydułtowach. Dwaj mają po 28 lat, trzeci 39. Ich życiu nie grozi obecnie bezpośrednie niebezpieczeństwo. Mają m.in. stłuczenia klatki piersiowej, urazy kręgosłupa i kończyn. Jeden z nich stracił lewą nogę poniżej kolana.
"Stan pacjentów jest stabilny, obecnie nie ma bezpośredniego zagrożenia dla ich życia. Jeden przebywa na oddziale chirurgii ogólnej, dwaj na oddziale urazowo-ortopetycznym. Jeden z górników jest już po operacji amputacji podudzia" - powiedział dyrektor szpitala w Rydułtowach Zbigniew Łyko.
Do wypadku doszło w tzw. pochylni, ponad 800 metrów pod ziemią, przy transporcie materiałów górniczych. Były one umieszczone w wagonikach podziemnej kolejki, które przetaczano po torach na spągu (podłodze) wyrobiska przy pomocy nawiniętej na kołowrót liny.
Dlaczego wagoniki najechały na górników, wyjaśnią specjaliści z Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. Dyr. Manek nie chciał przesądzać, czy mogło dojść np. do zerwania liny i niekontrolowanego stoczenia się wozów, czy też wagoniki jechały prawidłowo, a przyczyna wypadku była inna.
Jego zdaniem, jest zbyt wcześnie, aby wyrokować, czy przyczyną wypadku mógł być ludzki błąd.
Jedna z głównych zasad pracy górniczej daje jednak wyraźny zakaz wchodzenia na drogę transportu. Tymczasem właśnie przy transporcie dochodzi do wielu wypadków. Bywa, że górnicy skracają sobie drogę idąc drogami transportowymi. Na razie nie wiadomo, czy tak było w tym przypadku.
Zmarły górnik jest już 32 ofiarą pracy w kopalniach węgla kamiennego w tym roku i piątą w kopalni "Rydułtowy". 23 marca doszło tam do zapalenia metanu, co spowodowało pożar. Poparzonych zostało 10 górników. Kilkanaście dni później trzej z nich zmarli w wyniku ciężkiej choroby oparzeniowej.
20 lipca w tej samej kopalni zginął 35-letni górnik - maszynista elektrowozu. Do wypadku doszło 600 metrów pod ziemią. Kiedy zderzyły się dwa elektrowozy, jeden z nich się przewrócił, przygniatając maszynistę do obudowy chodnika.
sg, pap