W poniedziałkowych mediach aż roi się od hipotez. Jedną z nich jest przypuszczenie, że w sprawie maczają palce właściciele barów i restauracji, którzy w ten sposób "czyszczą teren" z konkurencji.
Władze rosyjskiej stolicy, które na razie milczą w tej sprawie, powołują się w rozdawanej właścicielom budek decyzji na dwa niezależne rozporządzenia - o uporządkowaniu zasad handlu ulicznego oraz o ... walce z terroryzmem. O tym, jakie zagrożenie terrorystyczne stanowi stojąca na ulicy budka z hamburgerami, władze nie informują - pisze dziennik.
"Moskowskij Komsomolec" twierdzi, że uliczne fast-foody pogrążyła inspekcja miejscowych służb sanitarnych, która wykryła, że aż 97 proc. z nich przygotowuje jedzenie w nieodpowiednich warunkach, a wiele nie ma bieżącej wody.
Decyzji władz sprzeciwiają się organizacje konsumenckie. Wielu mieszkańców Moskwy jest przyzwyczajonych do jedzenia z budek, a dla niektórych pieczony ziemniak czy blin to jedyny ciepły posiłek, na który mogą sobie pozwolić poza domem.
sg, pap