WYBORY
Wirtualne wybory
PRZED DRUGĄ TURĄ WYBORÓW PREZYDENCKICH kampania w świecie wirtualnym jest nie mniej zażarta niż w realu. Zwłaszcza kandydat PiS radzi sobie szczególnie dobrze w mediach społecznościowych. W ciągu pięciu dni od ogłoszenia wyników pierwszej tury wyborów Andrzej Duda zyskał prawie 23 tys. nowych fanów na Facebooku, gdy profil prezydenta Bronisława Komorowskiego polubiło zaledwie 4,2 tys. nowych użytkowników. W sieci Komorowski postawił na popierającego go aktora Tomasza Karolaka. Z kolei Dudę najlepiej na Facebooku promowała jego córka Kinga. Na profilu kandydata PiS pojawiło się nagranie z jej spotkania z internautami.
ANDRZEJ DUDA
Twitter: 33 850 obserwujących
Najpopularniejszy tweet:
Czy chcesz, żeby Polską rządził polityczny frustrat? Facebook: 130 594 fanów
Najpopularniejszy wpis na FB:
Wideo z wystąpieniem córki Andrzeja Dudy, Kingi, podczas spotkania z internautami
BRONISŁAW KOMOROWSKI
Twitter: 32 151 obserwujących
Najpopularniejszy tweet:
Mądrze wykorzystajmy naszą wolność. 24 maja proszę o Twój głos. Facebook: 149 024 fanów
Najpopularniejszy wpis na FB:
Jest energia. Tomek Karolak wspiera. Wygramy te wybory! :)
EMERYTURY
Dla górnika z ZUS 4,5 tys. Dla reszty 2 tys.
Jeśli nie macie państwo mocnych nerwów, nie czytajcie dalej. Będzie o wysokości emerytur. Ale tym razem nie o tym, jakie są niskie, ale jak wysokie. Jak wynika z wewnętrznych dokumentów ZUS, do których dotarł „Wprost”, w ubiegłym roku Polak, który odchodził na emeryturę wyliczaną już na podstawie nowych zasad, dostał średnio 1975,5 zł. Zakład przyznał te świadczenia 132 tys. osób, które miały średnio 61 lat. Tyle o maluczkich, czas na tych, którzy są ponad prawem. Górników. Przypomnijmy, że jako jedyna grupa zawodowa w Polsce, po zamieszkach przed Sejmem w 2005 r., mają odrębny system emerytalny w ramach ZUS. Nie trzeba chyba dodawać, że superhojny. A teraz liczby. W 2014 r. przeciętny górnik, który odchodził na emeryturę, miał 48 lat. Nie ukończył zatem nawet pięćdziesiątki. Tak jest od lat. I najważniejsze. Przeciętna emerytura przyznana w ubiegłym roku górnikom wyniosła… 4512,48 zł. To więcej niż przeciętna pensja w Polsce. W tym kontekście pytaniem retorycznym jest to, jaką motywację do pracy ma taka osoba. Świadczenia emerytalne wszystkich górników kosztują nas rocznie 9,7 mld zł. To więcej, niż wydaliśmy na uzbrojenie naszej armii. Te dane trzeba czytać z tym, co dzieje się wokół górnictwa. Przypomnijmy, że rząd nie mając odwagi zmierzyć się ze związkami zawodowymi, zdecydował się na dotowanie tej branży tylko w tym roku, kwotą ponad 2 mld zł. Ich system emerytalny jest tak naprawdę, choć ukrytą, ale kolejną dotacją. Trudno zrozumieć to z perspektywy przeciętnego Polaka. Owszem – węgiel to nasze bogactwo, powinniśmy na jego bazie budować, obok elektrowni atomowych, nasze bezpieczeństwo energetyczne. Ale czy ciągłe dotowanie tej branży jest w porządku wobec reszty podatników? Zapewne nie jest, ale nasi politycy zwykle dochodzą do wniosku, że lepiej kupować sobie spokój społeczny za nasze pieniądze, niż poważnie zmierzyć się z problemem restrukturyzacji naszych kopalń. Biorąc pod uwagę dotychczasową praktykę, trzeba się spodziewać kontynuacji takiego działania.
Bartosz Marczuk
SLD
Ruchy pozorne na lewicy
PO SŁABYM WYNIKU MAGDALENY OGÓREK lider SLD Leszek Miller unika rozliczeń, mimo że stoi za największą klęską Sojuszu w historii. Takie zachowanie tak irytuje doły partyjne, że organizacje terenowe przyjmują uchwały, w których żądają ustąpienia Millera ze stanowiska szefa partii. Na Facebooku na wewnętrznych forach środowisk lewicowych pojawił się profil „Leszek Miller musi odejść”. Część działaczy uznała, że tylko zwołanie Kongresu Lewicy Polskiej, na którego czele stoi teraz Krzysztof Gawkowski, sekretarz generalny SLD, jest szansą na odbicie się od dna osiągniętego po wyborach prezydenckich. Coraz częściej też słychać, że czas porzucić szyld SLD i rozpocząć budowę nowej formacji z udziałem wszystkich podmiotów na lewicy. I najlepiej, żeby w pierwszym szeregu takiego ugrupowania nie było Leszka Millera i Janusza Palikota. Prawie identyczny plan ma lewica pozaparlamentarna, która w sobotę podpisała porozumienie o utworzeniu ugrupowania Wolność i Równość. Tam również można usłyszeć, że w tym porozumieniu zmieszczą się wszyscy, choć z drobnymi wyjątkami. – Nie zaprosimy ani Leszka Millera, ani Janusza Palikota – mówi Wojciech Filemonowicz, szef SDPL, jeden z inicjatorów WiR. – Ale za to wszyscy rozsądni ludzie z SLD mogą do nas przyjść. Jednak zbieżność celów jest tylko pozorna, bo choć oba środowiska mówią o zjednoczeniu, to każde chce być inicjatorem nowego porozumienia. Dlatego w Sojuszu nie ma wielu chętnych, by dołączyć do WiR. Podobnie wśród działaczy Partii Zielonych. Oznacza to, że mimo nawoływania do zjednoczenia i wrażenia, że na lewicy coś się dzieje, w rzeczywistości wszystko pozostaje bez zmian. Dwa ośrodki będą nadal ze sobą walczyć o to, kto ma zapraszać pozostałych do porozumienia, a skończy się dwiema listami w wyborach parlamentarnych i ostatecznym zejściem lewicy ze sceny politycznej. �
Eliza Olczyk
ŚWIAT
Bezpieczeństwo niezobowiązujące
Wzgiełku kampanii przedwyborczej nieco straciliśmy z pola widzenia wydarzenia ważne dla zapewnienia Polsce (a właściwie całemu naszemu regionowi) perspektywy bezpieczeństwa – i to niezależnie od tego, kto zasiądzie w Pałacu Prezydenckim. Jako nadchodzący przełom zapowiadany jest przyszłoroczny szczyt NATO w Warszawie, jednak z poprzedzających go wydarzeń wyłania się na razie dość nieostry i niejednoznaczny obraz. W minionym tygodniu mieliśmy dwa takie wydarzenia – spotkanie sekretarza stanu Johna Kerry’ego z rosyjskimi przywódcami w Soczi i „mały szczyt NATO”, czyli spotkanie szefów dyplomacji państw Sojuszu w tureckiej Antalyi. Wszyscy zapowiadają więcej solidarności, więcej gotowości do wspólnej obrony. Turcja chce się nawet przyłączyć do „szpicy” (choć z drugiej strony robi wszystko, aby tylko nie irytować Rosji). Zapewnienia o wspólnej obronie brzmią świetnie, jednak w praktyce wciąż niewiele z nich wynika. Jeśli jednak z bieżących wydarzeń dyplomatycznych trzeba już teraz wyciągać wnioski, to nie są one pocieszające. Sekretarz stanu USA pierwszy raz od dwóch lat rozmawiał z Putinem i Ławrowem o Iranie, o mińskich ustaleniach w sprawie Ukrainy, o wszystkim co ważne. Z jednym wyjątkiem: żadne doniesienia nie wzmiankują rozmowy o Krymie. Czyżby przestał to już być istotny punkt dyplomatycznego terminarza? Dla Ukrainy to niewesoły sygnał: jakoś się z Moskwą dogadamy, ale o Sewastopolu zapomnijcie. Dla całej reszty czujących zagrożenie państw przekaz też nie jest pocieszający: potępiamy wszelkie wojny hybrydowe, ale jeśli już coś się stanie, to musicie sobie jakoś radzić… Może dlatego znacznie więcej słów o solidarności, współdziałaniu i wspólnym bezpieczeństwie padło w Antalyi. Szef NATO Jens Stoltenberg i szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini rozwodzili się nad koniecznością obrony przed cyberatakami i ofensywą propagandową, inni dyskutanci zastanawiali się, co robić w razie „ataku niekonwencjonalnego”. Tyle że najbardziej na taki atak narażeni Bałtowie nie usłyszeli konkretów. Na proste pytanie: co się stanie, jeśli za tydzień zielone ludziki pojawią się w estońskiej Narwie albo w łotewskiej Łatgalii, nikt odpowiedzi nie zna. A jeśli już można się jej domyślać, to brzmi ona okrutnie: sorry, będziecie mieli „swój Krym”. Ale na Rosję nałożymy nowe sankcje. Przedstawiciele krajów bałtyckich chcą stałej obecności wojsk NATO u siebie, tak jak my chcielibyśmy widzieć u siebie US Army. Co ciekawe, w kwestii stacjonowania sił Sojuszu np. w Estonii już nie jesteśmy tacy entuzjastyczni. Może dlatego, że tymi siłami NATO mieliby być może być polscy żołnierze, skoro na wschód Europy Amerykanie wybierają się tylko na „czasowe stacjonowanie”, a demonstracją wsparcia ma być… ich triumfalny powrót do baz w Niemczech. Do prawdziwego szczytu NATO jest jeszcze nieco czasu. Czy jednak cokolwiek zdoła się do tego czasu zmienić w doktrynie NATO? A może przestaniemy mówić nie tylko o Krymie, ale i o Doniecku? Rosja się uspokoi i znów będziemy świętować. �
Jarosław Giziński
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.