Wałęsa i Wachowski kontra Kaczyński (aktl.)

Wałęsa i Wachowski kontra Kaczyński (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed Sądem Rejonowym w Warszawie rozpoczął się proces o zniesławienie, który były prezydent Lech Wałęsa i jego minister Mieczysław Wachowski wytoczyli Lechowi Kaczyńskiemu.
Grozi mu za to do 2 lat więzienia. Gdyby Kaczyński został prawomocnie skazany, utraciłby także stanowisko prezydenta Warszawy.

Wałęsa i Wachowski poczuli się dotknięci wypowiedziami Kaczyńskiego, który w 2001 r. w rozmowie na antenie Radia Zet nazwał Wachowskiego "wielokrotnym przestępcą", a o Wałęsie powiedział, że "dopuszczał się przestępstw".

"W audycji radiowej zaskoczono mnie pytaniem, czy zgadzam się ze  swoim bratem. Podstępnie nagranej wypowiedzi mojego brata nie  słyszałem, dziennikarz postawił mnie w sytuacji, gdy miałem się opowiedzieć przeciwko mojemu bratu. Ja się przeciwko mojemu bratu nie opowiem, stąd moja wypowiedź. Nikt mnie nie pytał, czy Lech Wałęsa jest przestępcą, tylko czy potwierdzam wypowiedź brata" -  tłumaczył Kaczyński słowa o Wałęsie.

Kaczyński skorzystał z prawa odmowy wyjaśnień dotyczących wypowiedzi o b. prezydencie ze względu - jak mówił - na  działalność Wałęsy w antykomunistycznej opozycji w latach 70. i  80. oraz jego zasługi dla odzyskania niepodległości przez Polskę. Zaznaczył, że czym innym jest działalność Wałęsy jako prezydenta, gdy odpowiadał także za to, co robił Wachowski jako jego podwładny.

Kaczyński nie odmówił za to wyjaśnień na temat Wachowskiego. "To, co stwierdziłem, że Wachowski jest wielokrotnym przestępcą, odpowiada rzeczywistości" - powiedział. Mówił o zdarzeniach, które według niego upoważniały go do tego osądu - kupnie domu po cenie niższej niż obiecana, przywłaszczaniu darów docierających w 1982 roku do Lecha Wałęsy, wyłudzeniu łapówki i ułaskawieniu gangstera o pseudonimie "Słowik".

Kaczyński nie chciał mówić na ten temat więcej, dopóki nie  zostanie zwolniony z tajemnicy; jego adwokat ma przygotować wniosek w tej sprawie. (W październiku ubiegłego roku warszawska prokuratura okręgowa oskarżyła Andrzeja Z. - "Słowika" - o  wręczenie w latach 90. co najmniej 150 tys. dolarów nieustalonym urzędnikom Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy w zamian za  bezpodstawne ułaskawienie go z odbywania reszty kary - PAP).

O tych sprawach Kaczyński dowiedział się - jak wyjaśnił - z  przekazów innych osób, sam natomiast był świadkiem innego wydarzenia. Chodziło o wyrwanie z tekstu przemówienia Lecha Wałęsy wygłoszonego w siedzibie NATO w 1991 roku, uzgodnionego z MSZ, fragmentu przemówienia ze stanowczym żądaniem opuszczenia Polski przez wojska radzieckie.

Na uwagę adwokata skarżących, że mówić o kimś, że jest przestępcą, można dopiero po prawomocnym skazaniu go przez sąd, Kaczyński odpowiedział, że trzeba odróżnić znaczenie kodeksowe od  normalnego rozumienia "przestępcy" jako osoby, która istotnie dopuściła się czynu zabronionego.

Przed rozprawą Kaczyński, pytany, czy przeprosi Wachowskiego, zadeklarował: "wolę się już wycofać z polityki, niż go  przepraszać". "Jestem traktowany jako zagrożenie przez te siły, które zdegenerowały Polskę" - dodał.

"Chciałbym, żeby zrobił karierę, ale nie pomówieniami, Polsce potrzeba dziś poszanowania prawa" - powiedział Wałęsa.

Wałęsa i Wachowski skierowali do sądu w trybie karnym prywatne akty oskarżenia przeciw Lechowi Kaczyńskiemu, zarzucając mu zniesławienie. Grozi za to kara do 2 lat więzienia.

Rozstrzygnięcie tej sprawy może mieć znaczenie dla dalszego pełnienia urzędu prezydenta stolicy przez Kaczyńskiego. Zgodnie z  ordynacją wyborczą, prawomocny wyrok skazujący za przestępstwo umyślne, a takim jest zniesławienie, powoduje utratę mandatu.

Za wypowiedziane w radiu stwierdzenia były prezydent i jego minister wytoczyli Kaczyńskiemu także proces cywilny przed sądem w  Gdańsku (jako sądzie właściwym dla miejsca zamieszkania powoda). Sąd Apelacyjny w Gdańsku uznał już, że Kaczyński naruszył ich dobra osobiste i nakazał mu przeprosić obu urażonych oraz wpłacić 10 tys. zł na cel społeczny. Kaczyński odwołał się od tego wyroku i złożył kasację w Sądzie Najwyższym.Grozi mu za to do 2 lat więzienia. Gdyby Kaczyński został prawomocnie skazany, utraciłby także stanowisko prezydenta Warszawy.

Wałęsa i Wachowski poczuli się dotknięci wypowiedziami Kaczyńskiego, który w 2001 r. w rozmowie na antenie Radia Zet nazwał Wachowskiego "wielokrotnym przestępcą", a o Wałęsie powiedział, że "dopuszczał się przestępstw".

"W audycji radiowej zaskoczono mnie pytaniem, czy zgadzam się ze  swoim bratem. Podstępnie nagranej wypowiedzi mojego brata nie  słyszałem, dziennikarz postawił mnie w sytuacji, gdy miałem się opowiedzieć przeciwko mojemu bratu. Ja się przeciwko mojemu bratu nie opowiem, stąd moja wypowiedź. Nikt mnie nie pytał, czy Lech Wałęsa jest przestępcą, tylko czy potwierdzam wypowiedź brata" -  tłumaczył Kaczyński słowa o Wałęsie.

Kaczyński skorzystał z prawa odmowy wyjaśnień dotyczących wypowiedzi o b. prezydencie ze względu - jak mówił - na  działalność Wałęsy w antykomunistycznej opozycji w latach 70. i  80. oraz jego zasługi dla odzyskania niepodległości przez Polskę. Zaznaczył, że czym innym jest działalność Wałęsy jako prezydenta, gdy odpowiadał także za to, co robił Wachowski jako jego podwładny.

Kaczyński nie odmówił za to wyjaśnień na temat Wachowskiego. "To, co stwierdziłem, że Wachowski jest wielokrotnym przestępcą, odpowiada rzeczywistości" - powiedział. Mówił o zdarzeniach, które według niego upoważniały go do tego osądu - kupnie domu po cenie niższej niż obiecana, przywłaszczaniu darów docierających w 1982 roku do Lecha Wałęsy, wyłudzeniu łapówki i ułaskawieniu gangstera o pseudonimie "Słowik".

Kaczyński nie chciał mówić na ten temat więcej, dopóki nie  zostanie zwolniony z tajemnicy; jego adwokat ma przygotować wniosek w tej sprawie. (W październiku ubiegłego roku warszawska prokuratura okręgowa oskarżyła Andrzeja Z. - "Słowika" - o  wręczenie w latach 90. co najmniej 150 tys. dolarów nieustalonym urzędnikom Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy w zamian za  bezpodstawne ułaskawienie go z odbywania reszty kary - PAP).

O tych sprawach Kaczyński dowiedział się - jak wyjaśnił - z  przekazów innych osób, sam natomiast był świadkiem innego wydarzenia. Chodziło o wyrwanie z tekstu przemówienia Lecha Wałęsy wygłoszonego w siedzibie NATO w 1991 roku, uzgodnionego z MSZ, fragmentu przemówienia ze stanowczym żądaniem opuszczenia Polski przez wojska radzieckie.

Na uwagę adwokata skarżących, że mówić o kimś, że jest przestępcą, można dopiero po prawomocnym skazaniu go przez sąd, Kaczyński odpowiedział, że trzeba odróżnić znaczenie kodeksowe od  normalnego rozumienia "przestępcy" jako osoby, która istotnie dopuściła się czynu zabronionego.

Przed rozprawą Kaczyński, pytany, czy przeprosi Wachowskiego, zadeklarował: "wolę się już wycofać z polityki, niż go  przepraszać". "Jestem traktowany jako zagrożenie przez te siły, które zdegenerowały Polskę" - dodał.

"Chciałbym, żeby zrobił karierę, ale nie pomówieniami, Polsce potrzeba dziś poszanowania prawa" - powiedział Wałęsa.

Wałęsa i Wachowski skierowali do sądu w trybie karnym prywatne akty oskarżenia przeciw Lechowi Kaczyńskiemu, zarzucając mu zniesławienie. Grozi za to kara do 2 lat więzienia.

Rozstrzygnięcie tej sprawy może mieć znaczenie dla dalszego pełnienia urzędu prezydenta stolicy przez Kaczyńskiego. Zgodnie z  ordynacją wyborczą, prawomocny wyrok skazujący za przestępstwo umyślne, a takim jest zniesławienie, powoduje utratę mandatu.

Za wypowiedziane w radiu stwierdzenia były prezydent i jego minister wytoczyli Kaczyńskiemu także proces cywilny przed sądem w  Gdańsku (jako sądzie właściwym dla miejsca zamieszkania powoda). Sąd Apelacyjny w Gdańsku uznał już, że Kaczyński naruszył ich dobra osobiste i nakazał mu przeprosić obu urażonych oraz wpłacić 10 tys. zł na cel społeczny. Kaczyński odwołał się od tego wyroku i złożył kasację w Sądzie Najwyższym.

sg, pap