Ponury piątek

Ponury piątek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Był to wyjątkowo ponury dzień w historii polskiego futbolu. Tak beznadziejnie grającej naszej drużyny prawdopodobnie nie widzieliśmy od lat pięćdziesiątych.
Żadne deklaracje nie zostały spełnione, nie potwierdziły się w żaden sposób zapowiedzi piłkarzy, trenera Janasa, sztabu szkoleniowego. Symbolem nastawienia polskich piłkarzy był moment, kiedy wychodzili z telefonami komórkowymi w ręku na przepełniony tysiącami polskich kibiców stadion. To rzecz niepojęta, która nie ma prawa zdarzyć się profesjonalistom.

Właściwie trudno pisać o jakichkolwiek pozytywach. Drużyna była nieprzygotowana pod żadnym względem. Byliśmy gorsi od przeciętnej w końcu ekipy ekwadorskiej zarówno pod względem szybkościowym jak i kondycyjnym. Przegrywaliśmy prawie wszystkie pojedynki główkowe. Nie piszę nawet o technice, bo jesteśmy pod tym względem zespołem niezwykle surowym. Zawiedli zawodnicy kreowani na zbawców drużyny. Nigdy nie mogłem pojąć dlaczego mówi się o Żurawskim, że to zawodnik europejskiej klasy. To, że gra w Celticu Glasgow nic nie znaczy, ponieważ liga szkocka jest bardzo nierówna. Liczą się tam od dziesięcioleci tylko dwa zespoły: Celtic i Rangers. Pozostałe są tłem, więc strzelenie bramek drużynom takim jak Dunfermline czy Livingston nie jest sztuką. Żurawski zagrał na poziomie żenującym.

To samo odnosi się do Szymkowiaka, z którego próbowano robić wielkiego rozgrywającego, dyrygenta, reżysera. Jest to piłkarz, który w zasadzie nie potrafi poprawnie zagrać piłki. To, co wyczyniał dzisiaj, zasługuje na najsurowszą krytykę. Widać, że nie odzyskał formy gnębiony kontuzjami i pauzami w grze Jacek Krzynówek. To był cień dawnego asa Bayer Leverkusen. Defensywni pomocnicy – kompletnie drewniani, zarówno Sobolewski jak i Radomski. Nie potrafili niczego wnieść do gry. System z pięcioma pomocnikami praktycznie w środku i z jednym napastnikiem nie dał rezultatu, bo teoretyczna przewaga liczebna w środku nie przekładała się na dominację w tej strefie boiska. Nie udawało się nawet przetrzymać tam piłki dłużej niż przez kilkanaście sekund.

Obrona – wyjątkowo kiepska. Słabiutcy boczni obrońcy zupełnie nie wspomagali przednich formacji. Bardzo słaby był surowy technicznie stoper Jop. Momentami jedynie Jacek Bąk miewał dobre zagrania.

Jaśniejszym punktem drużyny był Ebi Smolarek, walczący, podrywający zespół. Przynajmniej próbujący, podczas gdy koledzy nie podejmowali nawet prób. Minimalną iskierkę nadziei wnieśli także rezerwowi Jeleń i Brożek. Każdy z nich strzelił przynajmniej w słupek. Niewiele to przyniosło, ale widać, że potencjał tych rezerwowych był niepomiernie większy niż Żurawskiego.

Bardzo zła był postawa trenera Janasa, który kompletnie nie reagował na to co się działo. Zmian dokonał zdecydowanie za późno.

Był to kompromitujący występ polskiej drużyny, pozostawiający wyjątkowo nikłe nadzieje poprawienia sytuacji. Tym bardziej, że tak stracone punkty przyjdzie nam odrabiać w meczu z Niemcami.

Już wcześniej sugerowałem, że nie należy lekceważyć Ekwadorczyków. Nie można się odnosić do meczu wygranego na wodzie i w błocie 3:0, bo był rozgrywany w warunkach anormalnych, które faworyzowały naszą drużynę. Ekwadorczycy zaprezentowali się całkiem przyzwoicie. Mają kilku zawodników niezłej klasy. Panował nad defensywą stoper Espinoza, dobrze radził sobie lewy obrońca De la Cruz. W środku pola świetnie prezentowali się zarówno Valencia jak i Edison Mendez. Także napastnicy okazali się bardzo groźni, zarówno Carlos Tenorio jak i rutynowany Agustin Delgado. Ekwador był po prostu dobrze przygotowany do meczu. Nie zagrał piłki olśniewającej, ale górował nad nami niestety pod każdym względem.

Musimy się otrząsnąć po tej porażce, bo taką grą na tych mistrzostwach nie tylko nic nie zwojujemy, ale zakończymy swój udział na nich w niesławie.

W meczu z Kostaryką Niemcy grając bez swojego asa rozgrywającego Ballacka odsłonili kilka słabych punktów. Okazało się, że dwaj stoperzy, mierzący każdy niemal po dwa metry wzrostu, Metzelder i Mertesacker nie są dostatecznie zgrani. Obie bramki dla Kostaryki padły ze strefy środkowej, która powinna być we władaniu tych obrońców. Nie ulega wątpliwości że nie wygra się z nimi pojedynków główkowych, natomiast przy ziemi ci olbrzymi są do ogrania. Okazało się także, że pod nieobecność Ballacka piłkarzem zdolnym wziąć na siebie ciężar gry jest młody Schweinsteiger. On był piłkarzem numer jeden tego meczu, on rozdzielał piłki, on dyrygował drużyną, on wreszcie podawał w rozstrzygających momentach i podania te otwierały drogę do bramki.

Dobrze zaprezentował się, choć to żadna niespodzianka, Miroslav Klose. Dwie bramki dowiodły jego skuteczności – przy drugiej wykazał się znakomitym refleksem. Pokazał klasę rasowego napastnika, który nawet po nieskutecznym strzale nie rezygnuje i idzie dobić piłkę.

Niemcy nie stanowią zespołu, którego gra mogłaby porwać – to nie jest Brazylia, to nie jest Argentyna. Jest to walec – choć walec, który się dziś lekko zacinał, który miał swoje słabsze punkty. Zastępujący Ballacka Tim Borowski jest zawodnikiem średnim, o bardzo przeciętnej technice. Zawiódł także partner Klosego w napadzie Lukas Podolski. Walec będzie się rozkręcał - kiedy wróci do drużyny Ballack. Gra drużyny niemieckiej nabierze wówczas płynności, zyska na szybkości.

Na tle Niemców Kostarykańczycy zaprezentowali się przyzwoicie – na pewno nie może być mowy o kompromitacji. Zgromadzili pod swoją bramką pięciu obrońców tworzących trudną do przebycia zaporę, choć oczywiście bezradną w przypadku znakomitych strzałów z dystansu. Widać było, że trener Guimarres wyciąga wnioski z tego, co się dzieje na boisku, w przeciwieństwie do naszego Pawła Janasa. Widząc, że największe zagrożenie przychodzi z lewej strony, gdzie szarżują bardzo zgrani Lahm i Schweinsteiger, wpuścił na boisko świeżego Drummonda i w ten sposób przynajmniej częściowo zapełnił lukę. Potwierdził swoją opinię boiskowego wyjadacza znany obieżyświat Paolo Wanchope, strzelec obu bramek. Głównym rozgrywającym był dobry technik Walter Centeno, mający za sobą epizod w lidze greckiej.

Oczywiście Kostaryka nie zdobędzie mistrzostwa świata. Nie wiadomo czy wyjdzie z grupy. Ale ta drużyna pokazała chociaż jakieś atuty: serce do gry, ambicje, całkiem niezłą technikę. Strzelić dwie bramki Niemcom to nie byle co.

Płyną z tego bardzo smutne refleksje. Po dzisiejszych meczach jesteśmy najsłabszą drużyną grupy. Odstajemy o klasę nawet od Kostaryki. Czy potrafimy się podnieść z kolan? Oczywiście bardzo byśmy chcieli, ale można mieć poważne wątpliwości.

Czytaj też:
Pierwsza porażka Polski
Niemcy - Kostaryka 4:2