10 września 2007

10 września 2007

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co powiedziałem dwa dni temu w radiowej Jedynce o świcie. Nikt tego nie słucha, więc puszczam po drutach. Co ma u mnie leżakować.



Mili Państwo,
Przy sobocie o robocie dwa słowa dzisiaj. Okazja jest – zapomniana, ale jest. Oto bowiem właśnie 8 września roku – ho ho 1935 został proklamowany w śp. Związku Radzieckim ruch stachanowski. Ruch uległ zapomnieniu, ale i dziś chętnie powiemy o kimś, kto bierze nadgodziny albo w weekend ślęczy nad lap-topem zamiast bawić się z dziećmi, że to "stachanowiec". I jest w tej nazwie prześmiewcza ironia.
Jak najsłuszniej.
Bo z tym Stachanowem to była od początku dęta sprawa. Wydajność w gospo-darce radzieckiej była mizerna, bumelanctwo było powszechne, jak zawsze, gdy się nie pracuje na swoim.
Więc władza poszła po linii ideolo. Że niby mamy bohaterów pracy i herosów wydajności. I do nich równajmy. I - jak w każdej wielkiej kampanii -  propa-gandowej potrzebna byłą twarz, potrzebny był bohater. Znalazł się taki Aleksiej Grigoriewicz Stachanow górnik dołowy kopalni "Cientralnaja-Irmino" w Kadijew-ce, w Donbasie, na Ukrainie Ten Stachanow w nocy z 30 na 31 sierpnia 1935 roku, podczas jednej zmiany, wykonał 1475% normy. Ale oczywiście nie sam – o czym się jednak nie mówiło – Stachanow Rył, a chodnik obudowywali koledzy. O których było cicho.
No i tego Stachanowca zrobiono socjalistyczna ikonę. Został deputowanym Do Rady Najwyżej ZSRR, marynarkę obciągały mu medale: a to order Lenina, a to Czerwo-nego Sztandaru. Chruszczow zrobił tego prostego rębacza nawet szefem trustu wę-glowego. A Stachanow i tak miał tylko jedno gorące zamiłowanie – do wódeczki. Z tego powodu nazywano go powszechnie „stakanow”. „Stanka” to po rosyjsku szklan-ka. Wiadomo.
A tymczasem stachanowcy się rozmnożyli. Polskim Stachanowem został – Wincenty Pstrowski, rębacz w kopalni Jadwiga. Pstrowski wystosował nawet list wezwanie do współzawodnictwa zakończone słynnym: Kto wyrąbie więcej niż ja. Rąbał po 300 % norma i w 9 miesięcy potem zmarł na białaczkę. Co ulica skwitowała wierszykiem. : „Jeśli chcesz iść na sąd Boski, pracuj tak, jak Witek Pstrowski”.
Główny problem ze stachanowcami był taki, że oni wcale nie podpędzali kule-jącej gospodarki. Oni się zaharowywali na śmierć pracując za rzesze bumelantów, które z lewymi zwolnieniami lekarskimi w kieszeni wylegiwały się spokojnie. A  potem dożywały późnej starości, gdy na stachanowcach dawno już rosły kwiatki.

To było za systemu. Ale stachanowców mamy i dziś. Bo trzeba kupić lepszy samochód, bo dziecko musi mieć studia za granicą, a żona wakacje na Hawajach. A nie w Tunezji, jak dotąd. No i przekraczają normę – głownie cholesterolu, stresu, przepracowania. I zawał – i: już panu dziękujemy.
A na ślicznym marmurowym nagrobku _ żadne tam tanie lastriko napis: Gdy chcesz zdążyć na sąd boski to zasuwaj tak jak Pstrowski”.
Ot, co nam zostało po komunie