Banki hamują wzrost gospodarczy w Europie

Banki hamują wzrost gospodarczy w Europie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostrożni pożyczkodawcy utrzymują wysokie oprocentowanie oraz utrudniają zaciąganie kredytów
Wielu przedsiębiorców w strefie euro odetchnęło z ulgą po ubiegłorocznej decyzji Europejskiego Banku Centralnego o redukcji stóp procentowych o 75 punktów bazowych. Wśród nich był Markus Brachtel, który prowadzi małą firmę przewozową w Rotterdamie. 26 lutego br. zaczął renegocjować warunki rocznego kredytu o wartości 312 tys. USD. Brachtel miał nadzieję, że niższe stopy wpłyną na radykalne obniżenie jego ceny. Bankowcy byli innego zdania. Zaproponowali mu 4,5-proc. oprocentowanie, czyli zaledwie 40 punktów bazowych mniej niż rok wcześniej. - Jestem zniechęcony. Myślałem, że zaproponują mi korzystniejsze warunki, biorąc pod uwagę skalę obniżki - wyznaje rozczarowany Brachtel.
Jest on jednym z setek europejskich przedsiębiorców - w większości małych i średnich pożyczkobiorców - którzy nie odnoszą pełnych korzyści z europejskiej polityki niskich stóp procentowych. Banki komercyjne nie tylko utrzymują wysokie oprocentowanie, ale - jak donosi raport EBC wydany 12 lutego br. - pożyczają mniejsze kwoty na krótsze okresy, żądają większych zabezpieczeń oraz dyktują coraz surowsze warunki umów. Wszystkie te działania nasilają się w okresie, kiedy wiarygodność większości europejskich firm się zwiększa. Krytycy twierdzą, że jeżeli banki będą nadal zaostrzały politykę kredytową, to mogą doprowadzić do zahamowania wzrostu gospodarki strefy euro - i to w momencie, kiedy widać pierwsze oznaki ożywienia. Wprawdzie wartość przyznawanych pożyczek w strefie euro wzrasta, ale roczne tempo przyrostu sięga zaledwie 3,1 proc. Problem jest szczególnie dotkliwy w Niemczech. Banki są coraz bliżej tzw. polityki trudnego pieniądza - mają środki na udzielanie kredytów, ale tego nie czynią z różnorakich powodów. - Ostrzejsze warunki kredytowania już negatywnie odbijają się na gospodarce. Polityka banków powstrzymuje powrót koniunktury - uważa Martin Wambach, partner zarządzający w Rodl & Partner, firmie finansowo-konsultingowej z Norymbergi. - W takiej sytuacji wzrasta prawdopodobieństwo, że nawet przy wysokim tempie globalnego wzrostu gospodarczego strefa euro będzie notowała niewielkie ożywienie - uważa Michael Saunders, główny ekonomista Citigroup w Europie.

Ograniczyć ryzyko
POLITYCY, TACY JAK niemiecki kanclerz Gerhard Schroeder oraz francuski premier Jean-Pierre Raffarin, apelują do EBC o redukcję stóp, która ma stymulować ożywienie gospodarcze. Jeżeli analitycy tacy jak Saunders i Wambach mają rację, to nawoływania polityków są kierowane pod złym adresem. Wbrew wyobrażeniom polityków banki mogą nadal nie reagować na cięcia stóp, przyznając więcej tańszych pożyczek.
Co się właściwie dzieje? Eksperci wyjaśniają, że sektor bankowy jest znacznie ostrożniejszy po wpadkach ze złymi kredytami z lat 90. W 2002 r. cztery czołowe instytucje finansowe Niemiec - Deutsche Bank, Grupa HVB, Dresdner Bank oraz Commerzbank - przeznaczyły 10 mld USD na rezerwy z tytułu złych kredytów. Dlatego teraz zastanowią się dwa razy, zanim przeleją pieniądze na konto pożyczkobiorcy. - Ryzyko, które wcześniej było akceptowalne, teraz jest przedmiotem skrupulatnej analizy - podkreśla Josef Trischler, dyrektor gospodarki przedsiębiorstw w stowarzyszeniu German Federation of Engineering Industries.
Banki obwieściły już, że epoka łatwych pożyczek oraz badanie kondycji finansowej firm dokonywane pro forma to już przeszłość. Dlatego europejskie koncerny coraz częściej zwracają się w kierunku rynku obligacji. Instytucje finansowe strefy euro przykręcają śrubę w oczekiwaniu na wprowadzenie nowych zasad wyliczania współczynnika wypłacalności określanych jako Bazylea II. Wejdą one w życie pod koniec 2006 r. Nowe uregulowania będą wymagały stworzenia większych rezerw na rzecz bardziej ryzykownych kredytów. Oznacza to również, że banki zaczną pobierać wyższe opłaty, chcąc uzyskać wymagane stopy zwrotu. - Bazylea II sprawia, że wszystko staje się bardziej sformalizowane. Era, kiedy bankierzy udzielali pożyczek, kierując się prywatnymi rekomendacjami, dobiegła końca - podkreśla Hiltrud Nehls, ekonomistka w Rhine-Westphalia Institute for Economic Research w Essen.
Taka sytuacja jest najbardziej szokująca dla spółek największej gospodarki Europy. W Niemczech przedsiębiorstwa płaciły mniej za pożyczki niż ich unijni konkurenci. Przed wprowadzeniem euro w styczniu 1999 r. cena krótkoterminowego kredytu dla firm była o dwa punkty procentowe niższa niż w większości krajów europejskich. Niemieckie instytucje oszczędnościowe, które udzielają 50 proc. wszystkich kredytów, były objęte gwarancjami rządowymi, dlatego mogły udzielać pożyczek według tańszych stawek.
Nie znajdowały się też pod presją generowania zysków, ponieważ ich właścicielami było miasto lub państwo. Nie czuły więc na swoich plecach oddechu akcjonariuszy. Obecnie gwarancje oraz pomoc państwa są stopniowo wycofywane. Cena kredytów kształtuje się na podobnym poziomie jak w innych krajach strefy euro - mimo że inflacja jest mniejsza, a niemiecka gospodarka słabsza.

MNIEJSZE ZASTRZYKI GOTÓWKI
WIELE MNIEJSZYCH niemieckich firm "wychowało się" na tanich kredytach. Dane statystyczne pokazują, że są one uzależnione od pożyczek w znacznie większym stopniu niż podmioty w innych krajach strefy euro. Kredyty stanowiły 42 proc. ogółu zobowiązań korporacyjnych u naszych zachodnich sąsiadów. We Włoszech ten wskaźnik wynosił około
32 proc., we Francji - niewiele ponad 10 proc. Poza tym większość małych i średnich przedsiębiorstw, które stanowią kręgosłup niemieckiej gospodarki, jest stale niedokapitalizowana. - Niemieckie firmy nie opływają w nadmiar kapitału, ale rekompensują to stabilnymi stosunkami z bankami. Koniec takiego układu wpłynie negatywnie na ich działalność - uważa Trischler.
Niemieckie instytucje nie tylko pobierają większe opłaty za kredyty, ale dodatkowo ograniczają akcję pożyczkową. Według niemieckiego banku centralnego, od stycznia do listopada 2003 r. linie kredytowe dla firm zostały zredukowane o 8,5 proc.
Banki zaprzeczają, że dyskryminują małe i średnie przedsiębiorstwa w swojej polityce kredytowej. Klaus-Peter Moeller, dyrektor generalny Commerzbanku, wprowadził niedawno "remedium na kłopoty MSP", czyli program pod nazwą Meanine for the Mittelstand. W jego ramach chce udzielić firmom 375 mln USD pożyczek. Josef Ackermann, szef Deutsche Banku, podkreśla, że największy prywatny bank Niemiec "jest wrażliwy na potrzeby swoich klientów w Niemczech, którzy ucierpieli w wyniku dekoniunktury". Wartość portfela pożyczkowego Deutsche Banku wynosi około 185 mld USD, czyli o 14 proc. mniej niż rok wcześniej.
Obecna sytuacja, chociaż zła dla pożyczkobiorców, wpływa oczywiście pozytywnie na zyski banków. Jednak w walce o poprawę wyników europejskie instytucje narzucają zbyt wygórowane wymagania małym i średnim przedsiębiorstwom, które stanowią trzon korporacyjnej Europy. Jeżeli nie da im się więcej swobody, to można wątpić, czy europejska gospodarka powróci szybko na ścieżkę wzrostu.

David Fairlamb, Jack Ewing