Grzegorz Napieralski w swoim gabinecie zajęty był ważnymi dla partii sprawami - konkretnie ćwiczył przed lusterkiem swoje słynne uśmiechy. Był w tym mistrzem, ale wiedział, że nie wolno absolutnie zaniedbać niczego. Wybory zbliżały się szybkimi krokami, a aborcja dla wszystkich, prawa dla homoseksualistów i jego uśmiech musiały wystarczyć partii za cały program.
W tym samym czasie szybkimi krokami do nowej siedziby SLD zbliżał się Leszek Miller. Po chwili był już w sekretariacie i kazał się zaanonsować przewodniczącemu. Lider SLD szybko schował lusterko i zaprosił gościa do gabinetu.
- Towarzyszu Napieralski, o co chodzi w tym Krakowie? – zagaił Miller zaraz po tym jak rozsiadł się w fotelu.
- Chodzi o to, że kolega przewodniczący tamtejszej struktury SLD jest podejrzany o wypłacanie sobie lewej kasy przy okazji remontów siedziby? – spytał zaskoczony przewodniczący Sojuszu.
- No właśnie. Po pierwsze, jak te dureń mógł się tak dać złapać? – zdziwił się były premier.
- Sypnął kolega z partii. – wyjawił Millerowi straszną prawdę przewodniczący.
- O nie! To tak jak w 1938 r. w Rosji! – zakrzyknął zbulwersowany Miller. – Ale nawet nie o to mi chodzi. Przekręty to bym jeszcze zrozumiał, szczególnie jak by nie wychodziły na jaw. Ale najbardziej mnie boli, że działacz partyjny, ba sekretarz miejscowej organizacji, obnosi się z kolczykiem w uchu i to diamentowym! A na dodatek wozi się mercedesem-kabrioletem!
- A co w tym dziwnego? Taki wózek to super sprawa – Napieralski nie zrozumiał oburzenia partyjnego kolegi.
- Tak? To jak my mamy dotrzeć do klasy robotniczej, jęczącej pod butem burżuazji, gdy tymczasem nasz działacz obnosi się z czymś takim!? – Miller nie posiadał się z klasowego oburzenia. – Już nie mówię, że ozdobą tego, czy innego towarzysza, powinna być postawa godna komunisty oraz ewentualnie czerwony krawat, i że powinien jeździć Wołgą, ale to wszystko to chyba przesada! – grzmiał.
- A tak swoją drogą, czy produkowano Wołgi-kabriolety? – spytał z głupia frant przewodniczący, sądząc, że przypominając Millerowi o młodości w PRL sprytnym manewrem odciągnie gościa od drażliwego tematu.
- A gdzie tam, produkcję Wołgi-kabrioletu znaczniej trudniej byłoby przestawić na produkcję samochodów pancernych – były sekretarz ujawnił jedną z tajemnic Układu Warszawskiego: tajemnicę wyjątkowo grubej karoserii i ogólnej toporności tego samochodu.
- Rzecz w tym, towarzyszu premierze, że my już nie prowadzimy walki w obronie klasy robotniczej – lider SLD postanowił uświadomić ideologicznie swojego starszego kolegę. - Ani oni nas nie chcą, ani my z nimi nic wspólnego nie mamy. Kiedy im rozdawałem jabłka w czasie kampanii prezydenckiej pod zakładami pracy, to owszem brali, a potem i tak dokonywali innego wyboru.
- Czyli co? PO? PiS? – dopytywał Miller.
- Nie, najchętniej w dniu wyborów wybierali grilla.
- No to w takim razie gdzie partia ma zamiar szukać oparcia? – Miller nie mógł wyjść ze zdumienia.
- W grupach wykluczonych jak np. mniejszości seksualne. I w tej sytuacji kolczyk w uchu naszego działacza jest jak najbardziej na miejscu – Napieralski zakończył swój wywód.
Leszek Miller milczał przez dłuższą chwilę. Był zszokowany. Przecież jeszcze dobrze pamiętał czasy, gdy przedłużone ramię władzy ludowej lądowało nieraz na plecach młodzieńca, który ośmielił się wyglądać trochę inaczej, niż ustaliła to Partia i rząd. Dłuższe włosy, nie daj bóg kolczyk – to obrażało klasowy zmysł estetyczny. A cóż dopiero jakieś mniejszości seksualne! W zasadzie to problem seksu w ogóle wówczas nie istniał. Nieprzypadkowo, gdy ktoś gościł w bratnim ZSRR, na pytanie ..Kak u was z sieksem’’ uzyskiwał odpowiedź ,,U nas w Sowieckom Sajuzie nikakowo sieksa niet’’. Tymczasem Napieralski kontynuował politgramotę:
- Ba, powiem więcej, kolczyk w kilku innych miejscach, a nawet kilka kolczyków, byłyby także jak najbardziej na miejscu.
Miller miał mętlik w głowie. Dotarło do niego, że nowe czasy wymagają nowatorskich rozwiązań.
- No to może dałoby się jakoś połączyć nowoczesną formę z klasową treścią? – zaproponował nieśmiało Miller.
- Co konkretnie towarzysz premier ma na myśli? – Napieralski był wyraźnie zaciekawiony.
- No chociażby to, że skoro ma już być ten kolczyk, to niech on przypomina sierp i młot. A nawet dwa kolczyki – w jednym uchu sierp, a w drugim młot.
- Rozważymy ten pomysł – odparł na odczepkę gospodarz gabinetu.
Miller wyszedł z siedziby SLD. W głowie mieszały się mu dwa przeboje z czasów jego młodości: ,,Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód’’ oraz ,,Diamentowy kolczyk, łez kropelka słodka, co tu kryć, nie znaczy nic, za to cieszy mnie”. Ale byłemu sekretarzowi nie było wcale do śmiechu. Wszystkiego się mógł wówczas spodziewać, ale nie tego, że doczeka czasów, gdy Międzynarodówka odejdzie w przeszłość a ,,łez kropelka słodka’’ będzie znakiem rozpoznawczym I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Partii.
- Towarzyszu Napieralski, o co chodzi w tym Krakowie? – zagaił Miller zaraz po tym jak rozsiadł się w fotelu.
- Chodzi o to, że kolega przewodniczący tamtejszej struktury SLD jest podejrzany o wypłacanie sobie lewej kasy przy okazji remontów siedziby? – spytał zaskoczony przewodniczący Sojuszu.
- No właśnie. Po pierwsze, jak te dureń mógł się tak dać złapać? – zdziwił się były premier.
- Sypnął kolega z partii. – wyjawił Millerowi straszną prawdę przewodniczący.
- O nie! To tak jak w 1938 r. w Rosji! – zakrzyknął zbulwersowany Miller. – Ale nawet nie o to mi chodzi. Przekręty to bym jeszcze zrozumiał, szczególnie jak by nie wychodziły na jaw. Ale najbardziej mnie boli, że działacz partyjny, ba sekretarz miejscowej organizacji, obnosi się z kolczykiem w uchu i to diamentowym! A na dodatek wozi się mercedesem-kabrioletem!
- A co w tym dziwnego? Taki wózek to super sprawa – Napieralski nie zrozumiał oburzenia partyjnego kolegi.
- Tak? To jak my mamy dotrzeć do klasy robotniczej, jęczącej pod butem burżuazji, gdy tymczasem nasz działacz obnosi się z czymś takim!? – Miller nie posiadał się z klasowego oburzenia. – Już nie mówię, że ozdobą tego, czy innego towarzysza, powinna być postawa godna komunisty oraz ewentualnie czerwony krawat, i że powinien jeździć Wołgą, ale to wszystko to chyba przesada! – grzmiał.
- A tak swoją drogą, czy produkowano Wołgi-kabriolety? – spytał z głupia frant przewodniczący, sądząc, że przypominając Millerowi o młodości w PRL sprytnym manewrem odciągnie gościa od drażliwego tematu.
- A gdzie tam, produkcję Wołgi-kabrioletu znaczniej trudniej byłoby przestawić na produkcję samochodów pancernych – były sekretarz ujawnił jedną z tajemnic Układu Warszawskiego: tajemnicę wyjątkowo grubej karoserii i ogólnej toporności tego samochodu.
- Rzecz w tym, towarzyszu premierze, że my już nie prowadzimy walki w obronie klasy robotniczej – lider SLD postanowił uświadomić ideologicznie swojego starszego kolegę. - Ani oni nas nie chcą, ani my z nimi nic wspólnego nie mamy. Kiedy im rozdawałem jabłka w czasie kampanii prezydenckiej pod zakładami pracy, to owszem brali, a potem i tak dokonywali innego wyboru.
- Czyli co? PO? PiS? – dopytywał Miller.
- Nie, najchętniej w dniu wyborów wybierali grilla.
- No to w takim razie gdzie partia ma zamiar szukać oparcia? – Miller nie mógł wyjść ze zdumienia.
- W grupach wykluczonych jak np. mniejszości seksualne. I w tej sytuacji kolczyk w uchu naszego działacza jest jak najbardziej na miejscu – Napieralski zakończył swój wywód.
Leszek Miller milczał przez dłuższą chwilę. Był zszokowany. Przecież jeszcze dobrze pamiętał czasy, gdy przedłużone ramię władzy ludowej lądowało nieraz na plecach młodzieńca, który ośmielił się wyglądać trochę inaczej, niż ustaliła to Partia i rząd. Dłuższe włosy, nie daj bóg kolczyk – to obrażało klasowy zmysł estetyczny. A cóż dopiero jakieś mniejszości seksualne! W zasadzie to problem seksu w ogóle wówczas nie istniał. Nieprzypadkowo, gdy ktoś gościł w bratnim ZSRR, na pytanie ..Kak u was z sieksem’’ uzyskiwał odpowiedź ,,U nas w Sowieckom Sajuzie nikakowo sieksa niet’’. Tymczasem Napieralski kontynuował politgramotę:
- Ba, powiem więcej, kolczyk w kilku innych miejscach, a nawet kilka kolczyków, byłyby także jak najbardziej na miejscu.
Miller miał mętlik w głowie. Dotarło do niego, że nowe czasy wymagają nowatorskich rozwiązań.
- No to może dałoby się jakoś połączyć nowoczesną formę z klasową treścią? – zaproponował nieśmiało Miller.
- Co konkretnie towarzysz premier ma na myśli? – Napieralski był wyraźnie zaciekawiony.
- No chociażby to, że skoro ma już być ten kolczyk, to niech on przypomina sierp i młot. A nawet dwa kolczyki – w jednym uchu sierp, a w drugim młot.
- Rozważymy ten pomysł – odparł na odczepkę gospodarz gabinetu.
Miller wyszedł z siedziby SLD. W głowie mieszały się mu dwa przeboje z czasów jego młodości: ,,Wyklęty powstań ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód’’ oraz ,,Diamentowy kolczyk, łez kropelka słodka, co tu kryć, nie znaczy nic, za to cieszy mnie”. Ale byłemu sekretarzowi nie było wcale do śmiechu. Wszystkiego się mógł wówczas spodziewać, ale nie tego, że doczeka czasów, gdy Międzynarodówka odejdzie w przeszłość a ,,łez kropelka słodka’’ będzie znakiem rozpoznawczym I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Partii.